[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Córka najwyrazniej nie zamierzałamu tego powiedzieć, postanowił więc porozmawiać zGertie, do której licznych obowiązków należało takżewrzucanie listów panienki do skrzynki pocztowej.- Tak jest, panie - odpowiedziała służąca.- Wysyłaco najmniej jeden list dziennie.Czasami pięć albo sześć.- Zawsze do tej samej osoby?- Nie, panie.- A odpowiedzi?- Przychodzą od czasu do czasu.- A skąd najczęściej.? Z jakiej części świata?- Z Ameryki.- To z bardzo daleka.- Tak, panie.Prawdę rzekłszy, większość listów Emmeline pozo-stawała jednak bez odpowiedzi.Każdego popołudniapanna Curlew usiłowała napisać do co najmniej sześciuosób, ale czasami nachodziła ją ochota na spacer albodrętwiała jej ręka ze zmęczenia.Byłoby doprawdy wiel-kim dobrodziejstwem dla ludzkości (zarówno dla78 mężczyzn, jak i kobiet), gdyby ktoś zdołał wreszcie wy-nalezć maszynę, która potrafiłaby automatycznie kopio-wać tekst.A gazety narobiły ostatnio tyle szumu wokółpana Sobrero, który otrzymał nitroglicerynę! Po co świa-tu kolejne narzędzie niszczenia, skoro trzeba wynalezćjeszcze tyle pożytecznych rzeczy? Mimo to Emmelinepisała dalej.Toczyła wojnę - swoją prywatną sprawie-dliwą wojnę bez użycia przemocy.Wojnę przeciwkoniewolnictwu.Mężczyzni, do których pisała, zamieszkiwali główniew Luizjanie, Missouri, Alabamie, Missisipi, Tennessee,Kentucky, Arkansas, Georgii, na Florydzie, w Wirginii iZachodniej Wirginii oraz w Północnej i PołudniowejKarolinie.Wzbogacając standardowy tekst garścią lokal-nych szczegółów, zaczerpniętych z zamorskich gazet iczasopism, Emmeline zwracała się do każdego z adresa-tów z osobna, najmądrzej jak umiała, z pokorną prośbą,by znieśli niewolnictwo i napełnili swoje kamienne sercamiłością Chrystusową.Przytaczała cytaty z Pisma Zwiętego oraz fragmentyNotatek z podróży do Ameryki Charlesa Dickensa.Dawa-ła do zrozumienia, że jeśli jej korespondent zdecyduje sięporzucić grzeszne uczynki i wyzwolić swoich niewolni-ków, to znajdzie się na tym świecie przynajmniej jednaosoba - panna Emmeline Curlew - która będzie go czcićjak bohatera.Twierdziła, że odwaga moralna jest najbar-dziej męską z cnót, chociaż odznacza się nią tylko nie-wielu mężczyzn.79 Większość tych listów przepadała jak kamień w wodę.Na nieliczne z nich wiele tygodni albo miesięcy pózniejprzychodziły odpowiedzi w cienkich kopertach, pisane wmniej lub bardziej gniewnym tonie na pojedynczychkartkach. Będę wdzięczny, jeżeli zechce pani zachować swojągłupią i bezczelną paplaninę dla siebie , oświadczył je-den z adresatów. Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, panienko, żesurowiec na ubranie, które masz na sobie teraz, układającswój apodyktyczny list, może pochodzić z moich planta-cji bawełny? , pytał drugi. Nasza poczta działa sprawniej niż angielska, ale tenstan rzeczy może ulec zmianie, jeżeli zarzuci się ją taki-mi egzaltowanymi i szkodliwymi bzdurami , stwierdziłtrzeci.Niektórzy korespondenci zadawali sobie więcej trudu.Cytowali inne ustępy z Biblii, ich zdaniem usprawiedli-wiające niewolnictwo, a także życzyli pannie Curlew, byz wiekiem przybyło jej zarówno nieco rozumu, jak i re-spektu dla cudzych zwyczajów.Jakiś mężczyzna z PortHudson napisał, że gdyby spędziła chociaż półgodziny wtowarzystwie czarnuchów, o których wypowiada się ztaką sympatią, te bestie sprawiłyby, że wolałaby się ni-gdy nie urodzić, po czym najprawdopodobniej by ją za-mordowały.Pewnego razu Emmeline dostała nawet listod żony jakiegoś plantatora, która straszyła  przeklętą,zuchwałą Angielkę , że ześle na nią ogień piekielny,80 płatnych zabójców i krwiożercze psy, gdyby ośmieliła sięjeszcze kiedyś napisać do jej męża. Niech Bóg ci wybaczy twoją nieuprzejmość i jeślimogę tak powiedzieć, bluznierstwa. , odpisała Emmeli-ne.Któregoś dnia panna Curlew dostała niezwykłą prze-syłkę.Na ogół korespondencja przychodziła do domupierwszą pocztą, czyli wczesnym rankiem, albo ostatnią,czyli wieczorem, jednak tę paczkę doręczono w południe,kiedy Emmeline i jej ojciec zasiedli właśnie do lunchu.Pocztylion przyniósł pięknie opakowane pudełko, naktóre nadawca nakleił marki za nieco zbyt małą sumę,doktor Curlew musiał więc dopłacić dziewięć pensów iprzybrał marsową minę, kiedy wracał z przesyłką do sa-lonu.Nie znał nikogo w Chickamauga w stanie Georgia.- To do ciebie - powiedział, podając pakunek córce.Emmeline położyła pudełko na kolanach i na powrótzajęła się leżącą na jej talerzu galantyną.Ukroiła kolejnyplasterek i podniosła go do ust, a kiedy je otworzyła, jejpotężna dolna szczęka opadła niczym szufla.- Nie jesteś ciekawa, co to jest? - zapytał doktor Cur-lew.Dziewczyna przeżuła i przełknęła kęs mięsa.- Oczywiście, że jestem.- Ja też.Czy zatem byłoby wielkim nietaktem z mo-jej strony, gdybym cię poprosił, żebyś od razu otworzyłatę paczkę?81 - Owszem, ojcze - uśmiechnęła się Emmeline.- Alewybaczam ci.- Postawiła paczkę na stole i zerwała z niejkilka warstw brązowego papieru.W środku znalazła list,fotografię oraz bombonierkę.List wraz ze zdjęciem po-łożyła za dzbankiem na herbatę, otworzyła natomiastczekoladki, żeby pokazać je ojcu.- Bardzo luksusowe - zauważył doktor, wyciągającspod wysypanych cukrem pudrem papierowych koszycz-ków, kryjących ciemne, wykwintnie pachnące słodkości,spis wszystkich czekoladek w bombonierce.Nawet takartka nasycona była nęcącym zapachem i doktor wąchałją przez chwilę, nim wziął się do lektury.Opis zawartościbombonierki był pełen takich określeń jak  rozkoszne , egzotyczne ,  pożywne i  smakowite.- Kim jest ten dżentelmen? - zainteresował się Cur-lew, odkładając kartkę na czekoladowe pralinki i karmel-ki.Emmeline sięgnęła po list i zmarszczyła brwi, odcy-frowując podpis.- Nie jestem pewna - odparła.- Mam wielu kore-spondentów.Wydaje mi się, że czytałam o nim artykuł wjakiejś gazecie.- A fotografia? Czy właśnie jego przedstawia?Emmeline wzięła do ręki prostokątne zdjęcie nasztywnym papierze.- Przypuszczam, że tak.Ale nie przypominam sobie,żebym kiedykolwiek widziała tę twarz.82 Po chwili wahania podała fotografię ojcu, który przyj-rzał się jej równie dokładnie jak wcześniej pachnącejkartce.- Wygląda całkiem awantażownie - przyznał.-Trzyma się prosto, jest szeroki w barach, ma wydatnekości policzkowe i jak mniemam, jest zdrowy.Ktoś po-winien mu wyprasować spodnie, ale poza tym jako męż-czyzna prezentuje się zupełnie niezle.Doktor Curlew starał się mówić jak najspokojniej-szym i swobodnym tonem, ale po prawdzie oczami wy-obrazni widział już potomstwo z tego związku.Wnuka, amoże nawet dwóch.Pięknych, krzepkich chłopców, na-zywających go dziadkiem i mówiących z barbarzyńskimakcentem.- To wyjątkowo.sympatyczny gest z jego strony, żeprzysłał ci te czekoladki w prezencie - zauważył.Emmeline wyciągnęła do niego rękę przez stół.Jejdłoń była jak zawsze poplamiona tu i ówdzie atramen-tem.- Poczęstuj się, ojcze.- Dziękuję, chętnie.Doktor Curlew wsunął do ust czekoladową kulkę, po-krytą kawałeczkami orzechów laskowych, i czekał, aż sięrozpuści, żeby poczuć jej smak na podniebieniu, a tym-czasem jego córka czytała w milczeniu list.83 Droga Panno Curlew!Dziękuję za list.Czy wolno mi zauważyć, że ma Paniwyjątkowo elegancki charakter pisma? O piśmie więk-szości tutejszych dam nie da się tego powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •