[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupą śmieci.Czymś, co las nie tylko zasłonił, ale powoli pożerał, Czymś, cowracało do natury.Czymś zupełnie obcym temu miejscu.Rozdział 24Męski głos zawołał Rachel po imieniu.Evan, wyrwany ze snu, huknął głową o spód blatu biurka.- Rachel? - zawołał znów mężczyzna.- Jesteś tu? Głos był daleki i głuchy, brzmiał, jakby jego właściciel wołał ze szczytu klatkischodowej.Evan wydostał się spod biurka, zebrał koc, wepchnął go do najbliższejszafki i ruszył biegiem.W przyległym pomieszczeniu otworzył wolną szufladę lodówki i wsunął się doniej nogami do przodu, zostawiając wąziutką szparę w ciężkich drzwiczkach.Leżąc w chłodzonym boksie, słyszał odbijające się echem kroki półbutów na li-noleum i cemencie.Ich właściciel podszedł bliżej i przystanął.Klamka za głowąEvana poruszyła się.Evan wstrzymał oddech i zamknął oczy.Ale zamiast otwo-rzyć drzwiczki, ten człowiek domknął je szczelnie.Evan leżał w ciemności, uważnie nasłuchując i starając się kontrolować oddech.Kroki przemieszczały się to tu, to tam, i w końcu ucichły.Evan odczekał dwieminuty i sięgnął za głowę.Pchnął.Drzwiczki nawet nie drgnęły.Pchnął jeszcze raz.Nic.Od wewnątrz nie było zamka.Ile miał czasu? Dziesięć? Piętnaście minut?Rachel skręciła na światłach i ruszyła pod górę, w stronę kostnicy.Załatwiłaszybko parę spraw, kupiła nieco produktów spożywczych, zatankowała, przez całyczasy starając się unikać łudzi, obawiając się, że tematem rozmowy będzie Evan.Gdy skręciła w lewo, by pokonać ostatnie wzniesienie przed domem, ujrzaławyblakłego cadillaca ojca znikającego za rogiem.Zcisnęła mocniej kierownicę.Czy był w kostnicy? Wchodził do środka?Podjechała na płaskie miejsce parkingowe przed tylnymi drzwiami.Gdy furgo-netka zatrzymała się, Rachel wyłączyła silnik, wyskoczyła z pojazdu i pognała dobudynku.Ojciec miał klucz.Nie wpadał zbyt często i prawie zawsze zapowiadałsię telefonicznie.Pobiegła korytarzem prowadzącym do prosektorium.Pchnęła dwuskrzydłowedrzwi, aż stalowy uchwyt walnął z metalicznym dzwiękiem o ścianę, i wpadła dogabinetu.Evana nie zastała pod biurkiem, gdzie spał jak zabity jeszcze dwie godzi-ny temu.Koc też zniknął.Zawróciła i przeszukała prosektorium i magazyny.Czyżby wyszedł z budynku?Ale przecież był dzień.Nie mógł nigdzie pójść.Na górę.Może poszedł na górę? Amoże tato go znalazł? Kolejna myśl: czy Evan zadzwonił do jej ojca i sam się za-denuncjował? Szła już w stronę schodów i windy, kiedy, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu,zawahała się.Wróciła do prosektorium i chłodni.Otworzyła szufladę ze zmumifi-kowanymi szczątkami Richarda Manchestera.Zamknęła ją i złapała klamkę na-stępnego boksu.Zamiast wysunąć ją z łatwością, jak zwykle, musiała użyć siły.Na blacie leżał Evan, z popielatą skórą, sinymi wargami.Przycisnęła palce do tętnicy szyjnej.Brak pulsu.Boże kochany.Nie, nie, nie.Ojciec dopiero co wyszedł.Może Evan nie leżał tu długo.Reanimacja.Przez ułamek sekundy nie mogła sobie przypomnieć, jak to się robi.W końcujednak pamięć zadziałała.Rachel sprawdziła drożność dróg oddechowych.Zaczęłago osłuchiwać.Boże, jej serce łomotało tak głośno.jak mogła cokolwiek usły-szeć?Patrz, słuchaj, czuj.Wciąż nie miał tętna, a kiedy przysunęła twarz do jego twarzy, nie poczuła po-dmuchu powietrza z rozchylonych warg.Odchyliła jego głowę do tyłu, złapała za nos i wdmuchnęła kilka szybkich od-dechów w usta.Zareagował natychmiast.Serce zaskoczyło, spazmatycznie chwycił powietrze.Wrócił do żywych.- Jezu.Pochylona nad nim, położyła drżącą dłoń na jego policzku.Zimny jak marmur.Ale na jej oczach krew zaczęła krążyć w jego żyłach, siny kolor zniknął z warg.Oczy, kiedy je otworzył, pływały bezładnie.Powoli jednak odzyskały ostrość i wkońcu spojrzał na nią przytomnie, z błyskiem świadomości.Mrozna para buchającaz lodówki wiła się wokół nich.Był martwy - martwy - jeszcze przed chwilą.Nie miał pulsu.Jego serce nie bi-ło.Może był jedną z tych zjaw, jak Victoria, w którą zmieniła się Chelsea.Może on wciąż nie żyje.Przycisnęła palce do jego szyi.Wyczuła puls, tym razem mocny, przyciągnęławózek i ustawiła go obok szuflady.Zablokowała kółka.- Przesunę cię, ale musisz mi pomóc.- Normalnie pod ciałem leżałoby prze- ścieradło i przeciągnęłaby zwłoki z jednego blatu na drugi.Złapała go za nogę i rękę i policzyła do trzech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •