[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej, takto nazwijmy, status egzystencjalny najlepiej wyjaśnia przypis, jakim poemat opatrzył drugipolski tłumacz, Aleksander Rypiński, który wydał Moore'a po polsku w roku 1852 (przekładukazał się w Londynie): Pery, w religijnym mniemaniu Persów, są to Duchy niebieskie,wygnane z raju, które w niewidzialnej postaci dziewic, niby aniołów, krą\ą nieustannie ponadgłowami naszymi w powietrzu - \ywią się tylko wonią naszych roślin1 kwiatków - latają swobodnie z gwiazdki na gwiazdkę, z globu do globu, i wiecznie szukająsiedliska, które by im stracone Niebo zastąpić mogło.Ale na pró\no.Niektóre z nich jednak,za szczególne jakieś zasługi przed Bogiem, wracają znowu do217Edenu.Ostatnie to właśnie podanie jest treścią niniejszego poematu".Zgadza się to mniejwięcej z tym, co wiemy od Mochnackiego, bo mo\na by powiedzieć, \e latająca z kwiatka nakwiatek Peri o\ywiana jest eterycznym dą\eniem do zjednoczenia się z Wszechogromem.Otokilka cytatów z przekładu Wandy Małeckiej, które mogą wyjaśnić, dlaczego hrabina Putt-kamerowa otrzymała imię Peri.Małecka tłumaczyła prozą. Płakała.powietrze stało się łagodne i czyste naokoło niej, gdy łzy świetne potoczyły się zjej powiek; urok jest czaro wny w łzie ka\dej, którą duch powietrzny uroni nad losemczłowieka". Perya przebiega lazurowe sklepienie niebios i oświecona promiennymspojrzeniem gwiazdy porannej unosi się ponad ziemskim światem". Dobroczynna Peryazdawała się strzegącym ich aniołem, czekającym chwili, w której dusze ich się przebudzą".Peri powracając do nieba mówi: Zegnam was, ziemskie wonie, nikłe jak westchnieniekochanka!.poić się teraz będę ambrozją drzewa, którego wonią jest tchem wieczności.-Zegnam was, powabne i przemijające kwiaty, coście mój wieszczy splatały wieniec".Ogromny, biały księ\yc stał nad lipami tuhanowickiego parku.Wyły psy w obejściachKarczewa i Podhajna.Marie naciągnęła kołdrę na głowę i zwijając się w kłębek - kolana podbrodą - wyobraziła sobie w tej miłej ciemności, miłym cieple, miłym zapachu pościeli iwłasnego ciała, \e jest wzbijającą się ponad ziemię anielicą.Na ganku stali pan Lorens, panTomasz i pan Adam, i któryś z nich wyciągał rękę i wskazywał ją tamtym dwóm, krą\ącąponad unicką kapliczką, ponad dachem murowanki, i coraz wy\ej, ponad lipami, kasztanami,topolami.Zastanawiała się, wzlatując, co oni mogą widzieć: jej skrzydła były przezroczyste iprzezroczyste stawało się jej ciało.Więc jeśli coś jeszcze widzieli, to chyba tylko błękitnąwstą\kę trzepoczącą ponad wierzchołkami drzew, i jeszcze wy\ej, ju\ pod obłokami.Zobłoków nad tuhanowickim parkiem -jak miło jest le\eć w ciemności i przesuwać palcami powłasnych udach, własnych piersiach, własnym brzuchu, czuć pod palcami swoje własneciepło - z obłoków sączyła się wonią, która była tchem wieczności.Wzbijała się coraz wy\ej,ci trzej na ganku byli ju\ nie więksi od szpilek, którymi Rozalka upinała, klęcząc przedlustrem, jej suknię.Spojrzała w dół i zobaczyła ukryte wśród drzew dachy dworów wWorone\y218i w Czombrowie i kałamaszkę na trakcie z Nowogródka do Kołdyczewa.I jeszcze wy\ej,sosny nad brzegiem Switezi i rynek w Nowogródku, \ydowskie kramy i krowę, którą ktośtam ciągnął na postronku.Jeszcze wy\ej, po lewej ręce miała dachy Nowogródka, kościółfarny i baszty na Górze Zamkowej, a po prawej Niemen i dalej wie\e wileńskich kościołów zjednym przeciągającym nad nimi obłokiem.Poczuła, \e chce się jej płakać, \e powinnazapłakać nad tymi, których porzucała, którzy byli tam, w dole, na ganku, na trakcie, na rynku,w kościołach, uwięzieni w swoich ziemskich powłokach, skazani na swój ziemski byt, kiedyona, ju\ dla nich niewidoczna, błękitna wstą\ka trzepocząca w rozrzedzonym powietrzu,wznosiła się, wzlatywała, krą\yła, i to całkiem bez wysiłku, w eterycznej krainie cudów.-Zegnam was - śpiewało coś w niej -ziemskie wonie, nikłe jak westchnienie kochanka.Zegnam was, powabne i przemijające kwiaty, coście mój wieszczy splatały wieniec.Zegnamwas, moi kochani, stojący na ganku, ju\ niewidoczni i ja ju\ niewidoczna, niewidzialna,niedosię\na dla was, nietykalna.- Jak słodko jest wdychać, w ciemności, pod kołdrą, zapachwłasnego ciała, który jest jak woń wieczności, którego od tej woni nie sposób odró\nić.Alejest jeszcze słodziej, kiedy nasz sekretny zapach, nasze sekretne ciepło łączą się, mieszają zciepłem, zapachem innego, nieznanego ciała, które tak\e ma jakieś swoje niezwykłe sekrety,jakieś swoje dziwne tajemnice.Słodko jest bowiem wnikać w te inne sekrety, domyślać siętych innych, nie naszych tajemnic.- Gdyby przyszedł do mnie dziś w nocy - pomyślałazasypiając - to byłoby naprawdę bardzo miło.- Ostatni obraz przed zaśnięciem: czyjaś dłoń,która unosi okrywającą ją kołdrę.Ale mo\e inny: krowa, którą tam, na trakcie, ktoś prowadzina postronku, a ona patrzy na to, krą\ąc i śpiewając wśród obłoków.Obok niej krą\y, tak\eśpiewając, pan Mickiewicz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]