[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aparat nie wykaże?- Wykaże.Całe mnóstwo metalu i nieboszczyków.Na nic.- To co robimy?- Zasuwamy.- Do komendy?- Zasuwamy płytę! Na komendę jeszcze czas.Zepchnęli pokrywę grobu namiejsce, odsapnęli.Z mroku wyłonił się Polewski i spytał: Jest coś?- Nic - odparł Klinga, podnosząc się z ziemi.- No, to chodzcie tutaj.Gdzie?- Do tego grobowca.Zdaje się, że złapałem ślad.Prawy pyzaty anioł miał w kamiennych fałdach długiej szaty dobrzeukryte wgłębienie.Major z uśmiechem wyciągnął stamtąd maleńki kawałekcienkiego kabla i rzekł do Klingi:- Spróbuj aparatem.Na pewno zareaguje.Co tu było? - zaciekawił się Szczęsny.- Prawdopodobnie radiostacja.Ukryta w grobowcu, z anteną w aniołku.- Cholera! Więc on pozorował przy grobie Wilczaków, a wrzeczywistości.Mogliśmy tam długo szukać.- Tadeusz, trzeba by otworzyć ten sarkofag - Rzekł Klinga prosząco.- Wśrodku na pewno znajdziemy wiele śladów.Polewski pokręcił głową przecząco.Zezwolenie prokuratorskie masz? Zezwolenie potrzebne na ekshumację, a jachcę tylko zajrzeć do grobowca.Przecież nie uszkodzę drogich nieobecnych.Popatrzę, i wsio.- A klucz? Przecież to się czymś otwiera.- O klucz się nie martw.No więc? Tymczasem Szczęsny, nie biorącudziału w dyskusji, obmacał drzwi grobowca, poruszył metalową gałką i ciężkiewrota rozchyliły się bez większego oporu.Zrobił krok i zatrzymał się jak wryty.Prawa ręka błyskawicznie sięgnęła do pistoletu, ale zaraz opadła.Pomiędzy starymi trumnami, na kamiennej posadzce, leżały skłębioneszmaty, wypchany worek, puszki po konserwach i butelka.- Legowisko - szepnął Klinga.- Musieli tu coś mieć.Nie wchodzcie dalej,kapitanie.Zbadam ściany i to brudne wyro.Poświećcie.- A co, miałem nosa - rzekł Polewski.- Ostrożnie szukaj, mogli cośpodłożyć.Po kwadransie, kiedy Szczęsnemu kompletnie zdrętwiała ręka odtrzymania w górze reflektora, porucznik wycofał się spomiędzy trumien iwyszedł przed grobowiec.Rezultat poszukiwań był zaskakujący.Widocznebyło, że nieznani osobnicy uznali to miejsce za zupełnie bezpieczne.- Bardzo wyrazne ślady po umocowaniu radiostacji, przepalona żarówkakieszonkowej latarki - wyliczał Klinga, kiedy zmęczeni usiedli w gabinecieBardeckiego.- Zużyty bilet kolejowy drugiej klasy pośpiesznego pociągu natrasie: Warszawa-Kraków, zakrwawiony opatrunek, pewnie ze skaleczonegopalca, bo mały i wąski.brudne szmaty, tłuste, więc chyba od oliwy czysmarów.Pusta butelka po żytniówce, nie stać było faceta na lepszy alkohol.No idwie puszki po konserwach rybnych.Filety z makreli w sosie pomidorowym.- Gdybym był zwierzchnikiem tego, co siedział w grobowcu, to bym go zmiejsca wylał z roboty - rzekł Szczęsny.- Ani po sobie nie posprzątał, ani niezamknął drzwiczek.- Tak, to zastanawiające - powiedział Polewski.- A ponieważ tacy ludziena ogół przestrzegają podstawowych zasad konspiracji, więc chyba stało się coś,co go zmusiło do natychmiastowej ucieczki.Kim są ci Zalewscy? - zwrócił siędo komendanta.- Zamożna rodzina, przedwojenni właściciele z dużego młyna irestauracji.Było dwóch braci Zalewskich.Jeden pozostał w kraju, a drugiwyjechał, chyba ze dwa lata przed wojną, do Stanów Zjednoczonych.Nie wróciłdo dziś.Tutejszy Zalewski zmarł zaraz po wojnie.Młyn jest teraz państwowy,restaurację dzierżawi jakiś ajent.Pozostało dwoje dzieci: Janina, która wyszła zamąż za lekarza z Krakowa i wyjechała stąd na stałe, oraz Zygmunt.Z tym mamyczęsto kłopoty.- Dlaczego?- Aobuz jest, awanturnik i leń.Stryj z Ameryki przysyła mu paczki, achyba i dolary.Zygmunta nazywają tutaj Fartowny.Parę razy i próbowano gookraść, ale trzyma bardzo złego psa.Wielkie bydlę, jak cielak, nie da podejść dosiebie.- Ile lat mógł mieć ten Zalewski, kiedy wyemigrował?- To był prawie szczeniak, osiemnaście czy dwadzieścia.Jego brat byłstarszy o kilkanaście lat, tak to się u nich w rodzinie ułożyło, bo ojciec, ożeniłsię drugi raz i dość pózno.Więc kiedy zmarli rodzice, starszy Zalewski spłaciłmłodszego, przejął młyn i restaurację, a tamten wyjechał.Oni podobno mieli wStanach jakichś dalekich krewnych i pewnie chłopak do nich się udał.Zresztąwiecie, jak to przed wojną, wystarczyło kupić szyfkartę, a z paszportem napewno nie było kłopotu, bo rodzina przyzwoita i zamożna.- Czyli że teraz on by miał jakieś pięćdziesiąt trzy, cztery?- Tak, coś koło tego.- I nie był tu ani raz po wojnie?- Chyba przejazdem, jako turysta.Na dłużej to nie, ja bym coś o tymwiedział.O Fartownym często ludzie gadają w knajpie, wypatrzyliby tegostryjka z Ameryki.- Aha, Kazik, dowiedziałeś się już czegoś o Zenonie Wiśniewskim, októrym ci mówiłem przez telefon? - wtrącił Szczęsny.- Dowiedziałem.Był taki w Strągowie, technik budowlany, wiek i danepersonalne się zgadzają.Sześć lat temu przeniósł się do Warszawy.Miał u nasczystą kartę.- Widziałeś jego zdjęcie?- Tak.W ewidencji ruchu ludności.- Ten?Szczęsny położył przed Bardeckim niedużą odbitkę.Była to fotokopia,zrobiona z dowodu osobistego.- Ten.Może tylko odrobinę starszy.A czemu pytasz?- Nic, tak.Zdawało mi się, że facet nazywa się inaczej.%7łe go skądś znam.Tę twarz.Sposób patrzenia, trochę spode łba.Ciężkie ruchy.Na pewno to on?Bardecki wziął zdjęcie do ręki i przyglądał się uważnie.- Teraz mi zabiłeś klina.Musiałbym porównać.Zostaw mi tę odbitkę,dobrze?- Tak, oczywiście.Mam u siebie kilka.Albo nie, poczekaj.Zrobimyinaczej.Przyślij mi fotokopię jego zdjęcia, a ja poproszę o ekspertyzę wZakładzie Kryminalistyki.- Kapitanie, dajcie mi trochę więcej danych o Zygmuncie Zalewskim -rzekł major.- Gdzie on mieszka?- Przy Szkolnej osiem.To jest już na peryferiach Strągowa.Zalewskiodziedziczył po ojcu dom z ogrodem.Stary budynek, ale przyzwoity,; trzypokoje na dole i jeden na pięterku, właściwie już na poddaszu.- Sam mieszka?- Teraz sam.Był żonaty, ale rozeszli się i ona wyjechała, chyba doWarszawy.- I tak sam gospodaruje w tych czterech pokojach?- Chodzi tam jedna baba sprzątać.Jak Zygmunt dostanie dolary, to jejpłaci, a jak nie, sprzedaje po trochu to, co zostało po ojcu.Ogród jest bardzozaniedbany, chociaż miałby z niego niezły dochód.Aadne drzewka owocowe,maliny, porzeczki.Kiedy żyli jego rodzice, ogród był na pokaz.Ale temunygusowi nie chce się przyłożyć do roboty.- Jak miał na imię jego stryj? Ten, co wyjechał do USA?- Zaraz, chyba.Leopold.- I nie widzieliście go tutaj w ostatnich latach?- W ogóle nie widziałem go po wojnie.*Kapitan Szczęsny siedział przy ladzie w barze Sandwich i rozmyślał.Nie było to najlepsze miejsce do refleksji, dokoła tłoczyli się goście w stanielekkiej nieważkości, potrącali go, rechotali nad uchem i wykrzykiwali do siebieponad jego głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]