[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnej katastrofy chyba bym nie zniosła!- Hester była zdruzgotana.Zdenerwowana przemierzała pokój wewszystkie strony.- Uspokój się! Owszem, trochę zmieniłem tę powieść.- Trochę? Jeśli sądzić po.- No, dobrze.Dużo zmieniłem, ale nie możesz mnie tak mocnobesztać.Bądz co bądz, sama to wszystko wymyśliłaś.Ja tylkoozdobiłem.- No nie!- Poza tym okładka jest zdecydowanie najgorsza.W środkunaprawdę nie ma niczego szczególnie gorszącego.Przeczytaj, to samasię przekonasz.Będziesz się śmiała.- Nie ma mowy! - zawołała, ale po chwili dodała: - Muszęjednak przeczytać ten zlepek.Najlepiej jeszcze dziś wieczorem.Sprawdzę, coś ty zrobił z moim rękopisem.Nigdy ci tego niewybaczę.Nigdy! Masz, wez tę książkę i dobrze ją zapakuj.Podkreślam: dobrze! Nie chcę, żeby papier się rozwinął, zanim zdążęukryć ją w swoim pokoju.Lowell tak bardzo chciał ułagodzić siostrę, że zrobił z książkiporęczny pakiecik.- Odprowadzę cię - zaofiarował się skruszony.- Nie życzę sobie twojego towarzystwa! Poza tym jestemprzyzwyczajona do tego, że chodzę sama, a stąd do nas są naprawdędwa kroki.- Muszę.- Lowell! - Hester zrobiła surową minę.- Nie kłóć się ze mną.Zacznę na ciebie krzyczeć, jeśli będę musiała dodać jeszcze choćbysłowo.Chcę wrócić na Bruton Street sama! Z tobą może będę mogłaporozmawiać jutro, ale za bardzo na to nie licz.- Odwróciła się iodeszła, zostawiając go na progu.Lowell przez chwilę stał tamjeszcze niezdecydowany, potem wzruszył ramionami i zawrócił dośrodka.Hester szybko szła w stronę domu.Wprost kipiała ze złości ibyła pełna złych przeczuć.Jak Lowell śmiał sobie pozwolić na takąlekkomyślność?! Co się stanie z nią i jej rodziną, jeśli londyńskietowarzystwo dowie się prawdy? Pakiecik parzył ją w rękę.Najchętniejrzuciłaby go na ziemię, ale wiedziała, że jej nie wolno.Dotarła dokońca Half Moon Street i skręciła w stronę Berkeley Square.Szła zezwieszoną głową, kurczowo ściskając książkę.Nagle wpadła nawysokiego dżentelmena, który nadszedł z przeciwka.Upuściłapakiecik, więc z okrzykiem niepokoju pochyliła się, by go podnieść.Przeszkodziło jej cudze ramię.- Proszę pozwolić, że ja to zrobię - powiedział dzwięcznymgłosem mężczyzna, w charakterystyczny sposób cedząc słowa.Hesterpomyślała, że nie ma szczęścia.W takich sytuacjach los zawsze byłprzeciwko niej.%7łe też tego właśnie dżentelmena musiała spotkaćakurat wtedy, kiedy bardzo tego nie chciała.Nie pozostało jej nicinnego, jak zdobyć się na odwagę.- Lord Dungarran! - wykrzyknęła.- Jak.jak miło znowu panaspotkać.ROZDZIAA CZWARTYZaskoczenie, przez chwilę rezygnacja, a potem ledwiezauważalna pretensja - wszystkie te uczucia zauważyła Hester natwarzy Dungarrana, zanim ukrył je jak zwykle pod maską obojętności.- Panna Perceval.Co za miła niespodzianka! Powitaniezabrzmiało konwencjonalnie, nie było w nim ani krzty ciepła.Hesterodwróciła wzrok.Nie wolno jej było okazać paniki, w jaką wpadła porewelacjach Lowella.Nie w obecności tego człowieka.- Dziękuję, że znów przyszedł mi pan na ratunek - powiedziałasztywno i wyciągnęła rękę po pakiecik.Uśmiechnął się przelotnie, zignorował jednak jej gest.- Przynajmniej nie jest mokro - powiedział.- Ale, ale.Czyżbyznów potrzebowała pani towarzystwa, panno Percevał?- Skądże znowu.Idę na Berkeley Square.To niedaleko.- Mimo wszystko będę pani towarzyszył.- Podał jej ramię.- To nie jest potrzebne, lordzie Dungarran.Jeśli zwróci mi panmoją paczkę, mogę bez kłopotu sama przejść te kilka kroków, którepozostały mi do placu.Zmarszczył czoło.- Panno Perceval, nie chcę narzucać swojego towarzystwa, aleproszę mi wierzyć, gdyby pani rodzice lub Hugo dowiedzieli się, żechadza pani po Londynie, nie biorąc z sobą ani służącej, ani lokaja,byliby tak samo zaskoczeni jak ja.W Northampton nie wypada tegorobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]