[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podpisujęsię obiema rękami pod łapaniem złodziei, jak najbardziej!Każdy jednak szanujący się szpieg za pierwszą, naczelnązasadę swojej pracy uznaje działanie w ukryciu.Sklepowiochroniarze natomiast w żadnej mierze dyskretni nie są.Aażą,snują się za ludzmi, patrząc na klienta tak obcesowo i wprost,że niewinny człowiek sam siebie zaczyna podejrzewać onieuświadomioną jeszcze chęć wpakowania perfum dokieszeni.Potrafi to wyprowadzić mnie z nerwów do tegostopnia, że rezygnuję z wydania całkiem pokaznej sumki wdanym sklepie, bo nie widzę powodu, aby czuć się jak wrógpubliczny numer jeden.Czy żaden menedżer takiego sklepunaprawdę nie jest na tyle bystry, aby zapewnić swoimuczciwym klientom komfort zakupów? Rozmyślam nad tym,ilekroć widzę ten ochroniarski taniec krok w krok zanieszczęsnym klientem, co to ma czelność chcieć powąchaćjakikolwiek zapach.Zabawa staje się jeszcze bardziejnatarczywa, jeśli do sklepu przyjdzie ktoś, kto nie uważa, żena zakupy należy włożyć swoje najlepsze odzienie.Wtedytaka osoba, niewyglądająca na posiadacza portfela zjakimikolwiek zasobami, ma już zupełnie przechlapane.Czasami myślę, aby ubrać się jak kloszard i defilować przezdwie godziny przed takim  dyskretnym" Panem Security.Aniech się nabiega i zmęczy.A co!Wiem dobrze, że w jednej dziedzinie życia jestemniedorozwinięta.Kompletnie upośledzona i nieprzystosowana.A mianowicie jestem fizycznie niezdolna do spózniania się.Wswoim dotychczasowym życiu spózniłam się łącznie trzy razy i te właśnie JEDYNE trzy razy czynią mnie wyrzutkiemspołecznym.Pierwsze w moim życiu spóznienie zdarzyło siędość pózno, bo dopiero w szkole średniej.Wraz ze swoimtakże chronicznie punktualnym ojcem, który odwoził mnie nadworzec, powitaliśmy owo  bycie nie na czas" wielkimzdumieniem.Oboje wówczas tkwiliśmy w samochodzie wgigantycznym korku, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, jakmożliwe jest, aby droga, która normalnie zajmowałakwadrans, ciągnęła się już od godziny.Wbiegając na stację iwidząc, jak cała moja klasa licealna czeka na mnieniecierpliwie, aczkolwiek z wyrazem zrozumienia natwarzach, nie mogłam pojąć, dlaczego nikt mnie nie beszta zatak karygodny czyn.Nieco pózniej dotarło do mnie, że ja imój ojciec to prawdopodobnie ostatnie istoty na ziemi, którezjawiają się gdziekolwiek punktualnie, ba, nawet o piętnaścieminut za wcześnie.Drugie wiekopomne spóznienie miało miejsce, kiedypołowa miasta niespodziewanie została odcięta od prądu, wzwiązku z czym nie przyjechał mój tramwaj, a ja nie miałampieniędzy na taksówkę.Wobec czego w stanie totalnegozdenerwowania musiałam zafundować sobiedziesięciominutowy sprint do autobusu.Trzecie spóznienie zdarzyło się na początku randek zRafałem.Tak się zagadaliśmy przez telefon, bezczelnie wśrodku tygodnia, z samego rana, że zapomniałam, iż właśniemiałam wychodzić na zajęcia.Kiedy wreszcie dotarłam doszkoły, okazało się, że wykładowca nie przyszedł.Możnazatem uznać, że tego spóznienia w ogóle nie było.Jak widać, mam w swoim życiorysie dwa oficjalnespóznienia.Większość ludzi na palcach jednej ręki możepoliczyć, ile razy w życiu byli punktualni.Ja postanowiłam swoje poważne podejście do czasuzwalić na ojca, który musiał nauczyć mnie tej, jakże nieprzydatnej w dzisiejszych czasach, cechy.Przecieżwiadomo, że kiedy ktoś się z nami umawia na 15.00, tonajczystszym szaleństwem jest spodziewanie się go o tejgodzinie.W najlepszym wypadku na telefon uświadamiającynam spóznienie delikwenta (jakbyśmy tego jeszcze niezauważyli) należy czekać dopiero od wpół do czwartej.Oczwartej zaś SMS - em raczy nas poinformować o tym, żebędzie  dosłownie za pięć minut", co w rzeczywistościoznacza, że moment przybycia przesunie się na 16.30.Co toza różnica! Marne półtorej godziny obsuwy.To faktyczniebłahostka, szczególnie patrząc z punktu widzenia osoby, którazapuszcza korzenie na mrozie w oczekiwaniu na umówionespotkanie.A już zupełnie niepojęte dla mnie jest to, kiedynadchodzi w końcu taki spóznialski i rzuca zdawkowe sorry.Zawsze wtedy odpowiadam:  Nie szkodzi".Jak to, do cholery,NIE SZKODZI?!Jestem ciężko przerażona, kiedy uzmysławiam sobie, copowinnam wpoić swojemu przyszłemu dziecku, aby czuło siękomfortowo we współczesnym świecie.Od najmłodszych latpowinno słyszeć, co następuje:- Kochanie, nie będę cię uczyć odczytywania godzin nazegarku, bo wierz mi na słowo, że to urządzenie jest cicałkowite zbędne do prawidłowego funkcjonowania wśródludzi.- Skarbeńku, pamiętaj, że powinieneś/powinnaś jasno iotwarcie wyrażać swoje myśli i uczucia.Tak, tak.łącznie ztym, że jak babcia nie przestanie wciskać w ciebie tegoobrzydliwego kalafiora, to się na nią porzygasz.- Słoneczko, kiedy jakaś koleżanka pochwali twojeubranie, czym prędzej przestań je nosić, najpewniej bowiemwyglądasz w nim jak ostatnia pokraka. - Myszko, kiedy spotkasz starego znajomego po latach,nawet nie udawaj, że zapisujesz jego numer, bo oboje wiecie,że nigdy do siebie nie zadzwonicie.- Kotku, swoje altruistyczne odruchy najlepiejpowstrzymuj.Ten bowiem, któremu chcesz pomóc, przynajbliższej nadarzającej się okazji wywinie ci taki numer, żesię przez rok nie pozbierasz.Takich rad mam już w głowie cały plik.Martwi mniejednak to, że po zaaplikowaniu ich wszystkich moje dzieckobędzie nieszanującym innych ludzi, nieufnym, nieczułym,egoistycznym i do granic bezczelnym człowiekiem.Jednakjeszcze bardziej przeraża mnie myśl, że takim ludziom naświecie żyje się najlepiej. O odkryciu na miarę Nobla i miłych złego początkach- I jak tam, synowa, na tej twojej recepcji? Spełniasz się?- rzuca przymilnym tonem rodzona matka mojego męża.- Dziękuję.Dobrze.Nie narzekam - mówię tonemmającym sugerować zupełne  odbluszczenie" i życiowąsamosterowność.- Ale to chyba nie są całe twoje ambicje, co?- Na razie musi mi to wystarczyć.- No, moja droga, jak będziesz tak myśleć, to do niczegow życiu nie dojdziesz.Mój syn zapewne też musiał pomyśleć musi mi to wystarczyć" w pewnym momencie swojego życiai do dzisiaj za to płaci.- To znaczy? - wyduszam z siebie, nie wierząc własnymuszom.- Pa.Muszę już kończyć.Zadzwonię, kiedy Rafał wróci zpracy.To nieprawdopodobne.Najpierw czepiała się, że jestemofiarą losu, bo nie mogę znalezć pracy.Teraz jej się niepodoba, że pracuję tam, gdzie pracuję, a przy okazji zaczynasugerować, że Rafał wybrał byle kogo.Jeśli naprawdę zechcęwychować nieczułe, do granic możliwości bezczelne dziecko,w pełni gotowe na wyzwania współczesnego świata,powinnam spokojnie powierzyć je mojej teściowej.Sukcesgwarantowany!Nigdy nie przyznam się do tego Rafałowi, ale czasamimartwi mnie, że nasze przyszłe dziecko może wykazywaćjakieś genetyczne związki z teściową.Takie zależności będą inie ma się co oszukiwać.Wierzę jednak w teorię tabula rasa iusilnie samą siebie przekonuję, że to, co wpoję dziecku,będzie ono umiało i stanie się takie, jakim je wykreuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •