[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tutaj - upomniała.Ze zdumieniem dostrzegła, że Conrad mrugnął porozumiewawczo do Alexa, a potem zwrócił się do niej zsurową miną.- W czwartek wieczorem - zaczął - Warners wydaje doroczny bal i jak zwykle zaprosił niektóre osoby z naszejagencji.Chciałbym, żebyś tam była.Będzie też Bill Fownest z żoną.- Nie uszedł jej uwagi nacisk, jakiConrad położył na słowie żona.Oblała się rumieńcem.- Zakładam, że jesteś wolna.- Nie sądzę, żeby cię to naprawdę obchodziło.- Zgadza się - przyznał i wyszedł.- No cóż - westchnęła Ashley, obejmując synka.- To dziwny człowiek; Może i lubi ciebie, kochanie, ale zpewnością nie przepada za mną.Zastanawiam się, co trzeba by zrobić, żeby był zadowolony: Uśmiechnęła siędo uniesionej twarzyczki dziecka.- Zresztą, to by i tek nie wystarczyto - dodała ze śmiechem.Alexzawtórował jej, mimo że zupełnie me rozumiał, co matka ma na myśli;Rozdział 31W czwartek wieczorem, punktualnie o siódmej trzydzieści, Conrad podjechał pod budynek Montclair nawschodniej Siedemdziesiątej Piątej.Portier zaanonsował go i nacisnął guzik windy, która miała zawiezćConrada do mieszkania Ashley.Matka Ashley czekała przy drzwiach; zaskoczyła go serdecznympowitaniem.Uznała, że Conrad wygląda niezwykle przystojnie w ciemnym wizytowym garniturze iodprasowanej na sztywno białej koszuli.Dopiero widząc go zrozumiała całe to zamieszanie wokół jegoosoby- Ałex od czasu środowego meczu prawie o niczym innymnie mówił, a i jej maż był mniej powściągliwy niż zazwyczaj w wyrażaniu opinii o nowo poznanymczłowieku.Tylko Ashley okazywała chłód i obojętność, kiedy rozmowa schodziła na temat Conrada.PaniLakeman uśmiechała się wówczas pod nosem, lecz nigdy sobie nie pozwoliła na żaden komentarz.- Zaprowadzę pana do męża - powiedziała, prowadząc Conrada przez hol.- Ashley niedługo będzie gotowa.- Dziękuję - uśmiechnął się uprzejmie Conrad.- O, Conrad - przywitał go pan Lakeman.- Miło pana znowu widzieć.Napije się pan czegoś?- Witam, panie Lakeman.- Conrad uścisnął podaną dłoń.- Poproszę o szkocką.- Zechce pan usiąść.- Pani Lakeman szybko usunęła z fotela porzucone tam przez Ashley opakowanie posukience.- Dziękuję.- Conrad rozejrzał się po pokoju, z uznaniem oceniając obecne w nim dzieła sztuki.- Nie widzęAlexa - zauważył, kiedy pani Lakeman wzięła od męża kieliszek sherry i usiadła w fotelu naprzeciwko.Pani Lakeman rzuciła mężowi szybkie spojrzenie.- Poszedł do kina - wyjaśniła.- Tak? Czyżby zawarł jakieś nowe znajomości?- Nnie.niezupełnie.- Dziękuję.- Conrad przyjął drinka z rak pana Lakemana.- Poszedł do kina ze swoim ojcem - dokończyła pani Lakeman.Conrad uniósł brwi.- Nie wiedziałem, że maż Ashley też tu jest.- Przyjechał dziś rano - włączył się pan Lakeman.- Trochę niespodziewanie.- Cóż, jestem pewien, że oboje, Alex i Ashley, są zachwyceni.Pani Lakeman wyczuła w jego głosiezdenerwowanie.- Alex tak - stwierdziła z pewnym wahaniem - ale jeśli chodzi o Ashley, nazwałabym to raczej zaskoczeniem,nie- zachwytem.O właśnie, o wilku mowa.- Dobry wieczór, Conradzie - powiedziała Ashley stojąc w drzwiach.Podniósł się z fotela.Zobaczyła w jego oczach wyrazne uznanie.Opłaciły się zrobione w ostatniej chwilizakupy na Piątej Alei.- Wyglądasz ślicznie, kochanie - pochwaliła matka.- Powiedz, mój drogi, czyż ona nie wygląda pięknie? -zwróciła się do męża.Ashley oblała się rumieńcem;- O tak, ślicznie - zgodził się pan Lakeman, promieniejąc ojcowską dumą.Ashley spojrzała szybko na Conrada i natychmiast opuściła wzrok.Uśmiechał się tym swoim krzywymuśmieszkiem, którego kiedyś tak nie znosiła.Ostatnio przestał jej tak bardzo przeszkadzać.Pewnie się poprostu przyzwyczaiła.- Nie widziałaś gdzieś mojej torebki, mamo?- Tak, jest tutaj.- Matka podniosła torebkę ze stołu i podała córce.- Nie powinniśmy już wychodzić?- Jak najbardziej - ocknął się Conrad.Zeszli na dół i wsiedli do samochodu.W momencie przekręcenia kluczyka w stacyjce rozległy się cichedzwięki muzyki z automatycznie włączonego odtwarzacza stereo.Ashley oparła się wygodnie i zaczęłasłuchać.Conrad wyprowadził samochód na ulicę i spojrzał na nią, ale siedziała z zamkniętymi oczami i tegonie zauważyła.Uśmiechnął się do siebie i wjechał w Aleję Parkową.- Rozmawiałem dzisiaj z Davidem Burgessem.Otworzyła oczy.- Tak? I co miał do powiedzenia?Conrad zręcznie ominął podwójny rząd taksówek.- Całkiem sporo.- Podoba mu się?- Z początku nie byłem pewien, bo chciał ze mnie pasy drzeć za bezczelność.- Och.- westchnęła Ashley.- Ale możesz się uspokoić, podoba mu się.- To cudownie.Czy to znaczy, że dostaliśmy zlecenie? - Jeszcze nie.Kiedy się dowiemy?- Dowiesz się całkiem niedługo - obiecał z uśmiechem, najwyrazniej zamierzając na tym zakończyć temat.Miała ochotę zapytać go, czy to oznacza jej pozostanie w agencji Frazier-Nelmes, ale bała się odpowiedzi.Przez dalszą drogę niewiele rozmawiali, a wkrótce wysiedli z samochodu przed hodetem.Conrad polecił kelnerowi odnalezienie ich stolika.Ashley czekała u jego boku, rozglądając się za znajomymitwarzami.%7łałowała, że nie ma z nią Kate, która natychmiast potrafiła wyłowić z tłumu sławne osobistości.Conrad obserwował ją przez chwilę, dopóki się nie odwróciła i nie przyłapała jego spojrzenia.Rozbawiło gojej zakłopotanie.- Wiesz, rzeczywiście - odezwał się tajemniczo.Co rzeczywiście?- Pięknie dziś wyglądasz - uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jej minę.Kelner wrócił i poprowadził ich przez salę do właściwego stolika.Siedzieli tam już Bill Fownest z żoną oraz -co Ashley przyjęła ze zdziwieniem - Ron Fairchild i Cole Wallace, dwaj wicedyrektorzy z agencjiFrazier-Nelmes.Wszyscy trzej panowie wstali, kiedy Conrad i Ashley zbliżyli się do stolika.Ashley przywitała się z nimiserdecznie.Bill przedstawił ją żonie, atrakcyjnej kobiecie przed czterdziestką.Ashley polubiła ją odpierwszego wejrzenia, podobnie jak jej męża.Pózniej, kiedy uprzątnięto po kolacji, dyrektor zarządu firmy Wamers poprosił swoją żonę do tańca.Inniuczestnicy przyjęcia nie zwlekając poszli w ich ślady i po chwili Ashley także znalazła się na parkiecie zBillem Fownestem.- Wszyscy ślicznie wyglądają zauważyła, kiedy raczej torowali sobie drogę w tłoku, niż tańczyli.- Yhm, właśnie - potwierdził Bill, patrząc na nią wymownie.- Pana żona jest bardzo miła.Jak długo jesteście małżeństwem?- Od dwóch lat.A pani?- Ja? Już nie jestem mężatką.- Ale nosi pani obrączkę.- To prawda - przyznała, spoglądając na swoją lewą rękę.- Sama nie wiem, dlaczego.Może powinnam jąprzełożyć na dragą rękę.- Od jak dawna jest pani rozwiedziona?- Od dwóch lat - odparła.Trudno bylo nazwać to tańcem, bo co chwila musieli się zatrzymywać.Bill witał niemal każdego i chciał jejwszystkich przedstawić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]