[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zmierzch zapadnie zastanowimy się, co robić dalej.Wyprawa ZefiriaZefirio opuścił pałac.Powolnym krokiem przeszedł przez olbrzymi dziedziniec pałacowy, kierującsię ku miejscu, gdzie pozostawił powóz.Gdy zbliżał się, uderzył go niebywały widok.Powóz otoczony byłgromadą żołnierzy.W środku ciżby coś się kotłowało, uszu jego doleciały gniewne okrzyki i przekleństwa.Zbiegowisko falowało, ścieśniało się i cofało na przemian.- Kochani moi przyjaciele już coś nabroili - mruknął Zefirio.- Nie powinienem był zostawić ichprzed pałacem.Trudno, muszę ich wybawić z opresji.Rzucił się pomiędzy żołnierzy, wołając:- Rozstąpcie się.W imieniu księcia, rozstąpcie się! Napastnicy odruchowo cofnęli sięprzepuszczając Zefiria, który korzystając z chwilowej konsternacji przedarł się do powozu.Porfirio stał plecami oparty o drzwiczki.W ręku trzymał halabardę, którą wyrwał zapewne z rąkjednego z żołnierzy.Malibran stał obok i wywijał młyńca rapierem.%7łołnierze atakowali ich zaciekle, prąc ze wszystkich stron.- Stój, stój! - zawołał Zefirio.- Czy chcecie, by książę pan wszystkich was powiesił? Co to za bójkiprzed siedzibą książęcą?Słowa Zefiria podziałały na atakujących jak kubeł zimnej wody.Zatrzymali się na chwilę, z czegoskorzystał Zefirio.- Co to ma znaczyć?! - zawołał.- Wychodzę z pałacu, gdzie miałem rozmowę z jego książęcąmością i zastaję żołnierzy atakujących mój powóz.Czy chcecie bym zawrócił i złożył na was skargę?Wytłumaczcie mi, co to wszystko znaczy?- Zapytaj się, senor, tych dwóch, co stoją przy powozie - odezwał się jeden z żołnierzy.- Porfirio, Malibran, co to znaczy? - zwrócił się ku swym przyjaciołom.- Zapytaj się raczej tych żołnierzy - odpowiedział Porfirio.- Do tysiąca szatanów! - zaklął Zefirio.- Powiedzcie mi wreszcie, co się tu dzieje?%7łołnierze zaczęli mówić, wszyscy naraz.- Cisza tam! - wrzasnął Zefirio zniecierpliwiony. Niech mówi jeden.%7łołnierze chętnie by go rozszarpali na kawałki, wraz z jego przyjaciółmi, lecz fakt, że Zefiriowyszedł z pałacu, gdzie rozmawiał z samym księciem, powstrzymywał ich zapędy.- Wszystko ci wyłożę jak na talerzu, senor - odezwał się tęgi strażnik.- Powóz wasz stoi przedsamą bramą wyjazdową.Jest to sprzeczne z przepisem, lecz mniejsza o to.Nie zwracalibyśmy najmniejszejuwagi na powóz, gdyby nie ci dwaj.Za każdym razem, gdy któryś z nas przechodził obok powozu, padałyuszczypliwe uwagi.Do mnie na przykład, gdy przechodziłem, zawołał ten długi i chudy, bym uważał, bo mi spodnie spadają.Sprawdziłem garderobę i widzę, że jest w najzupełniejszym porządku.Dlaczego kpicie,pytam, ze strażnika jego książęcej mości? To, mówię, jest obraza majestatu, a oni w śmiech.Waszawielmożność, wołają portki ci na pewno spadną.Dlaczego? pytam.Tyle masz sadła na sobie, odrzekli, że cisię po tym sadle na pewno ześlizgną Połknąłem obelgę i poszedłem dalej.- Przerwał na chwilę i wskazał naswego sąsiada, chudego mężczyznę o żółtawej cerze.- Ten oto kolega przechodził obok nich najspokojniejw świecie, gdy doń zawołali: Hej, człowieku, dlaczego nie sprawisz sobie okularów? Na co mi okularyprzecież mam dobry wzrok, odpowiedział mój kolega, Gdybyą miał dobry wzrok, mój ty biedaku, prawi tenchudy, nie wpadłbyś do dołu na uboczu.Patrz, jaki jesteś żółty.Grubas odetchnął i spojrzał z nienawiścią na Porfiria i Malibrana, którzy z ostentacyjnymlekceważeniem przysłuchiwali się opowiadaniu.- Rozsądz sam, senor, czy to nie jest ubliżające w najwyższym stopniu - ciągnął dalej grubystrażnik - kpić z mych spodni i z żółtej cery kolegi?Zefirio zamyślił się głęboko.Wreszcie rzekł:- Mój biedny przyjacielu.Jeśli to były kpiny, to przyznaję, że żarty tego rodzaju są wysoce niesmaczne i kara nie powinna ominąć złośliwych dowcipnisiów.- Więc zgadzasz się, senor, że powinniśmy zabrać ich do aresztu?- Tak, jeśli to były kpiny.Kto mi jednak zaręczy, że to nie była prawda? Skąd mam tę pewność, żetwa garderoba jest w porządku, a ten żółtolicy nie wpadł rzeczywiście do dołu?Strażnicy książęcy zaniemówili na chwilę, słysząc ten wyrok salomonowy.Skorzystał z tego Zefirio, wepchnął Porfiria do powozu i zawołał do Malibrana:- Marsz na kozioł i w drogę!W następnej chwili powóz toczył się po ulicy.%7łołnierze patrzyli za odjeżdżającymi.Zefirio długo nie odzywał się pogrążony w swych myślach.Powziął widać jakieś postanowienie,gdyż wychylił się przez okno i zawołał do Malibrana:- Widzisz uliczkę tam na lewo?- Widzę.- Skręć w nią.Powóz skręcił w lewo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl
  •