[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzisiaj zarobimy mniej z twojego powodu, stary.Ale niechbędzie.Oczekuję jednak, Tomas, że się pozbierasz.I że wieczorempowiesz mi, co to naprawdę było.Muszę wiedzieć, czy jesteś w stanienadal chodzić do kopalni, do tej samej przeklętej sztolni, z której cię dzisiaj wyciągnęliśmy.Muszę wiedzieć,czy możesz tam chodzić i pracować jak normalny chłop.Bo jak nie, to wnaszej grupie będzie wolne miejsce, a ty musisz sobie radzić sam.Nikt niemoże płacić za to, że zle się czujesz.Tomas milczał.Jens poszedł z powrotem do kopalni, nic już więcej nie mówiąc.W izbie zaległa cisza.Tomas wciąż milczał.Nie odwiedził Rozy od czasu, kiedy Jens się do niejsprowadził.Chodził do Samuelsborg, z wizytą do Olego, ale nie potrafiłsię przemóc, żeby przyjść tutaj.Z goryczą powtarzał sobie, że Rozie powodzi się pewnie tak, jak chciała.Ma Jensa, dom, którym może się zajmować, dziecko w brzuchu.Ole powtórzył mu wszystko, co mówiła.Każde słowo.%7łe to nie mógłbybyć nikt inny, tylko Jens.Tomas poczuł od tego cierpki smak w ustach.Roza też nie była w stanie patrzeć mu w oczy.Powstrzymywała ją tanowa wiedza o nim.To dzięki niemu poznała prawdziwą przyjazń.Byli jak przeciwne wiatry, które wieją razem.Które rozchodzą się wróżne strony tylko dla żartu albo z uprzejmości.To wszystko między nimibyło takie łatwe.Właściwe.I przypadkowe jak spotkanie dwóch liści wporywie wiatru.Jak spotkanie dwóch kropli deszczu, łączących sięprzypadkiem w jedno.Roza wierzyła, że coś, co jest w niej, przyciągnęło Tomasa.I nawzajem.%7łe zostaliby przyjaciółmi niezależnie od tego, kiedy i gdzie by sięspotkali.%7łe tak po prostu musiało być.On był tym bratem, którego spotkała, choć nie jest jej krewnym.To była przyjazń, której patronują anioły.Anioły.Roza nie wiedziała, czyim są narzędziem.I nie wiedziała, czy stoi za nimijakaś silna wola.Wcale zresztą nie chciała tego wiedzieć. Poza tym dowiedziała się już chyba za wiele.Nigdy nie pragnęłaby miećtych snów.Wolałaby w nie nie wierzyć Ale, niestety, wierzyła.I uczepiła się opowieści praprababki.Była pewna, że to wszystko prawda.Ze wkrótce pozna cel, dla którego została stworzona.Ufała, że tak będzie.Wierzyła nawet w to, w co wiara sprawiała jej ból.- Nic złego mi się nie przytrafiło - powiedział.- No, skoro tak mówisz.Przyglądała mu się od kolan w górę.Był kompletnie przemoczony Wodaściekała z niego, na podłodze w miejscu, gdzie stal, zrobiła się sporakałuża.Ale Roza nie myślała o podłodze.- Zaraz ci przyniosę jakieś suche ubranie.Nie możesz siedzieć dowieczora taki mokry.- Mogę iść do siebie, do baraku.- Jens mówił, że chciałby cię tu spotkać, kiedy wieczorem wróci zkopalni.- I zawsze ma być tak, jak Jens sobie życzy?- Tak.Kiedy poszła do drugiej izby po suche ubrania, Tomas stał przy piecu.Zanic nie chciał włożyć na siebie niczego co należy do Jensa.'Roza przyniosła spodnie i koszulę.- Peder to zostawił - powiedziała skrępowana.Tomas wyszarpnął jej ubranie.Nie był taki onieśmielony jak ona.Nieczuł, że jest mu zimno, nie czuł, jak bardzo jest przemoczony.Stracił czucie już dawno, jeszcze kiedy siedział w sztolni.Nie wiedziałwięc, że gdy wyszedł z kopalni i szedł do domu Rozy, ubranie przymarzłomu do skóry.Dopiero teraz kiedy mróz topniał w cieple, Tomas zauważyłna skórze' ukłucia jakby cienkich igiełek.- Włóż to - prosiła, wciąż stojąc przy nim.Odnalazł jej wzrok.- Nie chcę jeszcze bardziej zaplamić twojej podłogi, Roza - powiedział.-Ale rozebrać się przy tobie też nie mogęWtedy Roza się uśmiechnęła.Oba kąciki ust uniosły się w gorę.Wniebieskich oczach pojawił się błysk.Tomas mógł zauważyć, że w tych oczach kryje się mnóstwo wesołych diabełków.- Ja już widywałam nagich mężczyzn!- Ale nie mnie!Potrząsnęła głową.Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale siępohamowała.- W takim razie pójdę do tamtej izby i zamknę drzwi -zaproponowała.-Zawołaj, jak będziesz gotowy.Nie zostawię nawet szparki, nie będę ciępodglądać.Poczekał zatem, aż zamknie te drzwi.Stał potem jeszcze jakiś czas bezruchu, w końcu jednak zaczął ściągać z siebie mokre robocze łachy.Nagistał przy piecu, żeby ciepło osuszyło skórę, ogrzało go choć trochę,usunęło mróz.Dygotał.Dygotał tak, że z trudem wkładał spodnie, ale gdy tylko je pozapinał,zawołał półgłosem, że już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •