[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazywaj go po imieniu!Jak to, po imieniu? Włączyłam menu startowe i poszukałam informacji. Model osa, typ Keenu, 73 A.Leć!Helikopter poderwał się z ociąganiem i skierował na południe.Niestety, dosyć nisko, w polurażenia wzburzonych stonóg.Musisz wznieść się wyżej, inaczej załatwi cię jeden z tych człapaków.Do góry!Sam sobie leć do góry!  syknęłam do niewidzialnego drugiego pilota.Za żadne skarby niechciałam się oddalać od ziemi.Zbliżają się dwa następne.Zarządzono alarm.Odpal pociski zapalające.Zapalające? Jak?Z najwyższą trudnością oderwałam wzrok od moich prześladowców, aby w pośpiechuprzejrzeć strony z instrukcją obsługi.Wydaje mi się, że.Wydaje ci się?Im bardziej koncentrowałam się na słowach, tym mniej czytelne się stawały.Jeszcze chwila ipoddam się panice.Gdzie się podziała zawodowa złość, gdzie spokój i opanowanie?Z drżeniem wciągnęłam powietrze w płuca i spróbowałam ponownie. To musi być to!  Mimo paraliżującego strachu moje dłonie poruszały się jakby z własnej woli, gdy wklepywałam odpowiednie kody.Z tylnych wyrzutni wystrzeliły cztery pociski.Wprawdzie przeleciały w dużej odległości odścigających mnie helikopterów, lecz zestrachane ogary zwolniły i uskoczyły na boki.Przynajmniej ja tak oceniałam sytuację.Uciekaj! Już!!Rozległ się ogłuszający huk.Górne śmigła odskoczyły od pokrywy kabiny, odcięte laseremtak równo, jak nóż kroi plasterek sera.Katapultowałam się, nim maszyna rymnęła do jeziora.Jak przeżyłam upadek wśród szczątków helikoptera, na zawsze zostanie tajemnicą.Wkażdym razie gdy wypłynęłam na powierzchnię, krztusząc się i prychając, zobaczyłam swojąkieckę nadętą jak spadochron i palące się resztki wraku.Ryk silników.Krzyki.Daremnie usiłowałam odciąć nasiąkniętą spódnicę: owinęła mi się wokół nóg wzdętymizwojami, do tego rozpraszał mnie pewien drobiazg: prosto na mnie gnała motorówka.W pierwszej chwili myślałam, że chce mnie staranować, więc zaczerpnęłam oddechu iprzygotowałam się do zanurzenia.Na szczęście motorówka w ostatnim momencie wyhamowała i obróciła się bokiem.Znadburty wychylała się jakaś postać, która wpakowała ręce do wody, jakby chciała nimi wiosłować.Poznałam tę sylwetkę.Loyl-me-Daac!Chwyciliśmy się w mokrym uścisku, a potem motorówka przyspieszyła.Holowano mniej jakrybę na haczyku, którą wolno podciąga się kołowrotkiem.Razem klapnęliśmy na dno łodzi. Zwariowałeś?!  prychnęlam. Co ty sobie wyobrażasz?  Po wodowaniu i przebijaniu sięprzez fale czułam się otępiała.Bolało mnie kolano.Bezceremonialnie wyplułam wodę z gardła. Nie musiałeś mnie ratować. A kto ci kazał chwytać rękę?  mruknął i wyszarpnął dłoń z mojej dłoni.Patrzyłam, jak oddala się i schodzi po schodkach do kabiny.Motorówka ostro wyrywała do przodu, opływając jezioro wśród furiackich rozbryzgówpiany.Przeleciałam od burty do burty i walnęłam się w głowę, nim zmądrzałam i złapałam sięwęzła na linie.Na lewo, w kokpicie, zauważyłam Ibisa, którego tłuste cielsko zdawało się przelewać na ster.Z tego co mówił Daac, mogli mnie zaprowadzić do każdego miejsca w Vivie.Ale czy moglimnie stąd wydostać? I dlaczego mieliby to robić?Zamknęłam oczy i z całej siły zacisnęłam palce na linie.Jeśli ujdę z życiem, będę miała dużoczasu na zadawanie pytań.Z zamyślenia wyrwały mnie wrzaski Daaca.Rzucił mi po pokładzie coś w kształciesflaczałej ośmiornicy i warknął:  Przymierz sobie!Przechwyciłam toto niezgrabnie nogami i ostrożnie wyciągnęłam rękę.Kolano rwało jakdiabli.Trzymając się liny jedną ręką, zdołałam wcisnąć do środka najpierw lewą, a po chwiliprawą stopę.Potem wierciłam się i wyginałam, aż podciągnęłam do pasa ten dziwny łach.W tym momencie blisko dzioba eksplodowała pierwsza torpeda.Ostrzeżenie czy po prostupudło? Ibis bez zwalniania energicznie zakręcił kołem.Z obu stron dostrzegłam niewyraznesylwetki domów.Wpływaliśmy na kanał na wyspie M Grey.Ochłonęłam z przerażenia, gdy wyklarowało mi się, że nad kanałami helikoptery będązmuszone do okiełznania swych artyleryjskich zapędów.Kto chciałby porozwalać grubymszyszkom wakacyjne dacze?Leżąc na plecach na dnie łodzi, obserwowałam śmigłowce, które spadały na nas jak rójpszczół, w dodatku plujących ogniem.Ale Ibis tym się nie przejmował.Nadburcia wybuchały lśniącymi siateczkami pola siłowego.Olśniło mnie.Przecież ta łódz należała kiedyś do Razz Retribution!Kiedy pole z trzaskiem przyjęło pocisk, instynktownie skuliłam głowę. Parrish, wkładaj kombinezon!  krzyknął Daac. Kaptur uszczelni się i napełni tlenem.Będzie buczał, ale to normalne.Zapniesz się na mój znak! Co potem!?  wrzasnęłam na całe gardło, żeby przebić się głosem przez ostrzałartyleryjski.Błysnął uśmiechem. Mam nadzieję, że dobrze pływasz.Poczułam, jak motorówka odrobinę zwalnia przed gwałtownym skrętem.Próbowałamodnalezć wzrokiem Ibisa, ale rzucało mną jak piłką.Nagle silnik zamilkł.Równocześniehelikoptery wstrzymały ogień.Pchani impetem, płynęliśmy w ciszy. Teraz  szepnął Daac i przyczołgał się do mnie.Skręcałam się na wszystkie strony, żeby wepchnąć ręce do środka i pospinać szwy.Ibis zlazł ze swej grzędy w identycznym stroju.On i Daac chwycili mnie za ręce i dzwignęli,bym stanęła przy burcie.Pole siłowe niespokojnie trzeszczało kilka milimetrów nad moją głową.Daac pochylił się, żeby nie zawadzić o nie.Ibis wskazał za burtę i wyprostował trzy palce, dając znać, że będzie odliczał.Z kieszenikombinezonu wyciągnął mały przedmiot.Puścił mnie i z pilotem w dłoni uniósł wysoko drugąrękę.Skoczyliśmy równocześnie.Poprawka, oni skoczyli.Ja odstawiłam truposza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ?>