[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drapieżnik skulił się i czekał wzbijając pędzlem ogonaniewielkiechmurki pyłu.Byk spojrzał nań ponuro, a następnie szerokim łukiempowróciłdo swego stada.Kiedy lew rozejrzał się wreszcie za chłopcem, dostrzegł brązowąsmugęciała zeskakującego z akacji tak szybko, że kocie oczy wpatrywały sięjużtylko w puste drzewo.Hominid zeskoczył na ziemię, pognał ku innejakacjii pochylił się przy jej pniu.Chwycił coś, a następnie pomknął w górę popniuniczym owad nie podlegający sile ciążenia.Lew puścił się kłusem ku drzewu.Chłopiec siedział teraz osiemstóp nadziemią z nogą przerzuconą przez gałąz.U stóp drzewa zgromadził kilka czarnych kamieni, mały składamunicji.Dwa trzymał w rękach.Lew skoczył.Wzbił się w górę, niemal dosięgając rozwartąpaszczągałęzi.Brązowe ramię chłopca zgięło się niczym żuraw.Cisnąłkamieniemz odległości niespełna stopy w górne kły zwierzęcia.Chybił o parę calilew, oślepiony uderzeniem poniżej oka, zawył z bólu i runął na ziemię. W tej samej chwili inny lew wydał chrapliwy, głuchy ryk.Młodysamiec,wciąż oszołomiony, podniósł się, zawahał i z pochyloną głową,przygarbiony,smagał ogonem trawę.Chłopiec zobaczył, jak dołącza do innego,wyrazniestarszego lwa, z którym umknął spomiędzy drzew.Spory kawałek dalejzwierzęta legły w wysokiej trawie, by odpocząć."Chwilowo chłopiec uniknął niebezpieczeństwa.Uniósł do górywydatneusta i zaśmiał się szczekliwie i wysoko.Był to śmiech tryumfu,przebijającysię przez strach i wywołujący przypływ wiary w samego siebie,niepropor-cjonalnej do małych płaskich zębów hominida i zaokrąglonych,niezdatnychdo walki paznokci.Teraz, kiedy poradził już sobie zniebezpieczeństwem,wróciła mu chęć do zabawy.Opuścił się po gałęziach na ziemię.Biegiemprzemierzył krótki dystans oddzielający drzewa od skalnej palisady. 3płynęło pół godziny, a mercedes wciąż wlókł się z centrumUNairobi do trasy szybkiego ruchu, wiodącej do Karen.W samochodzie panowało milczenie.Decyzja Jakuba nie stanowiładlanikogo niespodzianki.Zawsze było wiadomo, że prędzej czy pózniejpierwo-rodny syn zostanie poproszony o odegranie roli w życiu publicznym.Terazjednak, gdy decyzja zapadła, Ngili nie mógł w to uwierzyć. Nie pójdzie na to  pomyślał Ken. Ngili nie pójdzie na to,mimo iżjest pierworodnym."Yinka spojrzała na Amerykanina.Przykro jej było z powodu bratai gniewała się na ojca, ale bardziej ciekawiła ją reakcja Kena niżNgilego.Potrafiła całkiem dokładnie przewidywać reakcje białych i bardzoszczyciłasię tą umiejętnością.Jednakże w wypadku Kena nie miała takiejpewności,gdyż nie kierował się on typowymi dla białych pobudkami, lecz swoimiwłasnymi.Kenia zdobyła niepodległość, uwalniając się od brytyjskiejdominacji,w 1963 roku po dziesięcioletniej wyniszczającej wojnie partyzanckiej.Yinkai jej brat urodzili się już w niepodległym państwie.Kiedy ona miała latsześć, a on osiem, wysłano ich na wieś, do dziadków, gdyż wśród nowejczarnej elity panowała moda na zapoznawanie dzieci z ich afrykańskimikorzeniami.Białego człowieka zobaczyli po raz pierwszy dopiero jakonastolatki.Nim powrócili do Nairobi, by skończyć szkołę średnią icollege,Kenia stała się jednym z najlepiej rozwijających się młodych państwafrykańskich, władzę dzierżyli pewnie Jomo (.JPłonąca włócznia")Kenyattai kilku jego przyjaciół.Należał do nich Jakub Ngiamena, znany też wśróduczestników ruchu niepodległościowego jako Simba, co w językusuahiliznaczy  lew".Simba Ngiamena posłał swe dzieci do najlepszych szkół w Nairobi,gdziezetknęły się z członkami nielicznej pozostałej w Kenii społecznościbiałych.Yinka przyjazniła się z białymi dziewczynkami, w większościangielskiegopochodzenia, i poznała ich rodziców.Wszyscy oni zajmowali kiedyśznaczące91 pozycje w Brytyjskim Protektoracie Kenii, ale utracili je w wolnejczarnejrepublice.Nazywano ich teraz  przywrami".Większość z nich została w Kenii z prostych pobudek  żebyzarabiaćpieniądze.Inni byli uczonymi, badaczami Afryki, jeszcze inni starymibiałymi myśliwymi, którzy już nigdzie nie znalezliby sobie miejsca.Dlawiększości białych pieniądze oznaczały wysoką pozycję społeczną, bez-pieczeństwo i pewność siebie.W postkolonialnym Nairobi pewnośćsiebiekażdego białego opierała się na interesach, koncie bankowym, kawałkuziemi.%7łeby utrzymać swe majątki, biali zawierali łatwe do przewidzeniasojuszez posiadającymi władzę czarnymi.Kiedy te sojusze zrywano, białymusiałwyjechać z kraju.Takie to było proste.Niemal nie sposób było, obserwując białych grających według takprostackich reguł, nie uznać ich samych za bezdusznych, wewnętrznieprymitywnych prostaków.Yinka stwierdziła, że są szokująco nieskomp-likowani, biorąc zaś pod uwagę ich niepewną pozycję  zaskakującozarozumiali.Biały, który byłby wewnętrznie bogaty, nie będąc zarazempróżnym, stanowił  jak sądziła  sprzeczność niemożliwą doprzyjęciaw kategoriach logiki.Taką sprzecznością okazał się Ken, jedyny wyjątek, jaki spotkała wtymgatunku.Zachowywał pewność siebie, chociaż nie posiadał ani kontabankowego,ani widocznego poparcia, ani utytułowanego stanowiska, chyba że rozu-mowała Yinka  całą siłę czerpał z przyjazni z jej bratem.Uważała też, że  jak na białego  nie wygląda zle.Studiując wAngliidziennikarstwo, miała tam białych kochanków.Aatwiej jej było z nimiwspółżyć, niż na nich patrzeć.Nadzy, w łóżku, przywodzili jej na myślpozbawione pigmentacji afrykańskie krety o małych oczkach.Czasemtylkojakiś opalony biały przypominał jej normalnego, ciemnoskóregomężczyznę.Ken należał do tych nielicznych, znośnie wyglądających białych, jakichspotkała.Aatwo się opalał i często miał nie ogolony zarost.Po powrociez wykopalisk, gdzie nie kąpał się całymi dniami, wydzielał ostry zapach,aletak samo pachniał Ngili.Właściwie nie byli brudni, gdyż sawanna niejestbrudna, występują tam naturalne zapachy i wydzieliny, wyschłe nawietrzei spalone słońcem. Zaskoczyło ją to, jak trwały okazał się związek Kena z jej bratem.Jednakże Amerykanin mógł dzięki niemu wiele zyskać.Przewidywaławięc,że nie sprzeciwi się on decyzji ojca co do przyszłości Ngilego.Nadalmógłbykorzystać z życzliwości Ngiamenów, nawet gdyby przyjacielazmuszono dorezygnacji z kariery geologa.Ken wyglądał jak wyrwany ze snu przez brutalną rzeczywistość.Rozbawiłoto Yinkę.,^4zoori, świetnie  pomyślała. Zobaczymy, jak osadnikporadzisobie z realną Afryką, ocknąwszy się z prehistorycznych mrzonek."Młody naukowiec spojrzał na potężne plecy Jakuba, odchrząknął iodezwałsię przerywanym i niepewnym głosem:  Wybaczy pan, ale.trzymanie92 Ngilego w Nairobi oznacza zniweczenie wysiłku wielu lat studiów.Zwłaszczateraz, kiedy trafiliśmy na coś, co może zapewnić nam rozgłos iautorytetw dziedzinie. Przykro mi, panie Lauder, ale nie rozumie pan sytuacji. Jużod latJakub nie zwracał się do niego po nazwisku. Obawiam się, proszę pana, że pan nie rozumie Ngilego. Ngili jest moim synem, panie Lauder.Inaczej u nas wyglądajązwiązki rodzinne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •