[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uf! uf! jutro!.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG151ROZDZIAA 14Dnia 1 lipca, między Powązkami a osadą nazwaną pózniej Mary-montem, odbyła się wielka msza polowa, której dziesięć tysięcy ludziwojsk kwarcianych słuchało w skupieniu ducha.Król ślub uczynił, żew razie zwycięstwa kościół Najświętszej Pannie wystawi.Zlubowali zajego przykładem, każdy wedle możności, dygnitarze, hetmani, rycer-stwo, nawet prości żołnierze, gdyż ów dzień miał być dniem ostatecz-nego szturmu.Po skończeniu mszy ruszył każdy z wodzów do swojejkomendy.Więc pan Sapieha stanął naprzeciw kościoła Zwiętego Du-cha, który wówczas za murami leżał, ale że był do nich kluczem, zostałzatem potężnie przez Szwedów umocnion i wojskiem należycie obsa-dzony.Pan Czarniecki miał Gdańskiego Domu dobywać, tylna bowiemściana tej budowli stanowiła część obwodowego muru, i przebiwszygo, można się było dostać do miasta.Piotr Opaliński, wojewoda podla-ski, z Wielkopolany i Mazurami od Krakowskiego i Wisły zmierzał.Kwarciane pułki tkwiły naprzeciw Bramy Nowomiejskiej.Luda byłotyle, że niemal więcej nizli przystępu do murów; cała płaszczyzna,wszystkie okoliczne podmiejskie wioski i błonia zalane zostały mo-rzem ludzkim, za którym bielały namioty, za namiotami wozy, aż hen!wzrok gubił się w sinym oddaleniu, nim krańca tego mrowiska sięgnąćzdołał.Zastępy owe stały w zupełnej gotowości, z bronią podaną już na-przód i wysuniętą do biegu nogą, gotowe w każdej chwili rzucić się kuwyłomom uczynionym przez działa wielkiego kalibru, a zwłaszczaprzez ciężkie kartauny zamojskie.Działa nie ustawały grać ani na mo-ment, szturm zaś zwłóczył się tylko dlatego, że czekano ostatecznejodpowiedzi Wittenberga na list, który kanclerz wielki Koryciński muposłał.Lecz gdy koło południa przyjechał oficer z odpowiedzią od-mowną, zagrzmiały naokół miasta złowieszcze trąby i szturm się roz-począł.Wojska koronne pod hetmanami, czarniecczykowie, pułki królew-skie, piesze regimenta pana Zamoyskiego, Litwini spod Sapiehy i za-stępy pospolitego ruszenia rzuciły się jak wezbrana fala ku murom.A zmurów wykwitły ku nim smugi białego dymu i rzuty płomienia: wiel-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG152kie działa, hakownice, organki, muszkiety zagrzmiały naraz! ziemiawstrząsła się w posadach.Kule miesiły tę ciżbę ludzką, orały w niejbruzdy długie, lecz ona biegła naprzód i darła się ku twierdzy nie zwa-żając na ogień i śmierć.Obłoki dymów prochowych słońce zakryły.Uderzył tedy każdy zapamiętale tam, gdzie mu było najbliżej, więchetmani od Nowomiejskiej Bramy, Czarniecki na Gdański Dom, panSapieha z Litwą na kościół Zwiętego Ducha, a Mazury i Wielkopolanieod Krakowskiego Przedmieścia i Wisły.Tym zaś ostatnim wypadła najcięższa robota, wszystkie bowiempałace i domy wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia zmienione były natwierdze.Lecz dnia tego ogarnęła Mazurów taka zaciekłość bojowa, żezapędowi ich nic się oprzeć nie mogło.Brali więc szturmem dom podomu, pałac po pałacu, bili się w oknach, we drzwiach, na schodach;wycinali w pień załogi.Po zdobyciu jednego domostwa, nim krewprzyschła im na rękach i twarzach, już rzucali się na drugie i znów roz-palała się ręczna bitwa, i znów biegli dalej.Towarzystwo szło na wy-ścigi z pospolitym ruszeniem, pospolite ruszenie z piechotą.Kazanoim, by idąc do szturmu nieśli przed sobą snopy niedojrzałego jeszczezboża, które miały ich od kul zasłaniać, lecz oni w zapale i uniesieniubojowym porzucali wszystkie zasłony, biegnąc z gołą piersią.Wśródkrwawej bitwy wzięto kaplicę carów Szujskich i wspaniały pałac Ko-niecpolskich.Wygnieciono Szwedów co do jednego w pomniejszychbudowlach, w magnackich stajniach, w ogrodach schodzących ku Wi-śle.Bliżej pałacu Kazanowskich piechota próbowała postawić czoło wulicy i posiłkowana z murów pałacu, z kościoła i dzwonnicy bernar-dyńskiej, zmienionych na potężną twierdzę, przyjęła rzęsistym ogniemnapastników.Lecz grad kul nie wstrzymał ich ani na chwilę i szlachta z okrzy-kiem: Górą Mazury! , rzuciła się z szablami w środek czworoboku; zanimi wpadła piechota łanowa, czeladz zbrojna w drągi, oskardy, siekie-ry.Czworobok rozbito w mgnieniu oka i poczęto ciąć.Swoi i nieprzy-jaciele zmieszali się tak, że utworzyli jeden kłąb olbrzymi, który mię-dzy pałacem Kazanowskich, domem Radziejowskiego a Bramą Kra-kowską wił się, targał i przewalał we krwi własnej.Lecz coraz nowe zastępy krwią dyszących wojowników napływały,niby spieniona rzeka, od strony Krakowskiego.Wycięto wreszcie wpień piechotę i rozpoczął się ów sławny szturm do pałacu Kazanow-skich i jednocześnie do Bernardynów, który w znacznej części o losachbitwy rozstrzygnął.Pan Zagłoba wziął w nim udział, mylił się bowiemNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG153dnia wczorajszego sądząc, że król wzywa go do swej osoby jedynie dlaasystencji.Przeciwnie bowiem: powierzono mu, jako wsławionemu idoświadczonemu wojownikowi, komendę nad czeladzią, która naochotnika razem z kwartą i pospolitakami z tej strony miała do szturmuruszyć.Chciał był wprawdzie pan Zagłoba iść z nią w odwodzie i kon-tentować się zajmowaniem zdobytych już poprzednio pałaców, leczgdy zaraz na początku wszyscy, idąc na prześcigi, pomieszali się zesobą zupełnie, porwał i jego prąd ludzki.On zaś poszedł, bo jakkolwiekwielka wziął od natury w udziale przezorność i wolał, gdzie było moż-na, żywota na szwank nie wystawiać, tak się już mimo woli od tylu latwezwyczaił do bitew, w tylu okropnych był rzeziach, że gdy koniecz-ność wypadła, stawał z innymi, a nawet lepiej od innych, bo z despera-cją i wściekłością w mężnym sercu.Tak i obecnie znalazł się pod bramą pałacu Kazanowskich, a raczejw piekle, które pod ową bramą wrzało straszliwie, zatem wśród wiru,gorąca, tłoku, gradu kul, ognia, dymu, jęków ludzkich i krzyków.Ty-siące siekier, oskardów, ratyszcz waliło w bramę; tysiące ramion mę-skich parło i targało ją wściekle; jedni padali jakoby piorunami rażeni,drudzy pchali się na ich miejsce, deptali po ich trupach i dobijali się downętrza, jakby umyślnie szukając śmierci.Nikt nigdy nie widział i niepamiętał uporczywszej obrony, ale i uporczywszego szturmowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]