[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabinet mój znajduje się napiętrze.Odzwierni pilnują wejścia do pałacu, na każdym piętrze znajduje się strażnik.Drzwido gabinetu zamknięte są na dwa zamki zatrzaskowe, do których klucze noszę zawsze przysobie.Komisarz był w złym humorze.Burknął:- Pan mówi o kradzieży obrazu, a ja widzę obraz na ścianie, hę?- Mieliśmy oryginał Watteau - odparł kustosz, trochę zdumiony słowami komisarza.- Wyglądał tak samo jak ten? - burknął znowu komisarz.- Tak samo.Nawet ja, obcując wciąż z tym obrazem, nie byłem w stanie stwierdzić,czy zamieniono go na falsyfikat.Dopiero eksperci z Luwru.- Wiem, wiem.Znam wyniki śledztwa w tej sprawie - machnął ręką komisarz.- Aledlaczego, u licha, pytał pan ekspertów, skoro obraz wydawał się panu identyczny?- Mówiłem o tym podczas śledztwa.Najpierw przyszedł list z pogróżkami od jakiegośFantomasa.- zaczął wyjaśnienia kustosz.W milczeniu, z uwagą wysłuchaliśmy relacji kustosza.Była podobna do tej, jaką jużsłyszeliśmy w Amboise i w Angers.- A więc najpierw list z żądaniem okupu i pogróżkami, że przed upływem miesiącaskradziony zostanie obraz Watteau.Kustosz oczywiście powiadomił policję i przedsięwziąłwszelkie środki zabezpieczające obraz przed kradzieżą.Ale gdy minął miesiąc wyznaczonyprzez Fantomasa, ktoś ze zwiedzających zwrócił kustoszowi uwagę, że obraz Watteau w jegogabinecie wygląda na falsyfikat.Kustosz zaniepokoił się i zawiózł obraz do Luwru, gdzieekspertyza potwierdziła fałszerstwo.Zadałem pierwsze pytanie:- A kim był ten człowiek, który pierwszy zwrócił uwagę, że obraz jest falsyfikatem? - Nie pamiętam jego nazwiska - odparł kustosz.- Zdaje mi się, że był to jakiścudzoziemiec.W każdym razie należał chyba do wielkich znawców Watteau, skoro przypowierzchownych oględzinach obraz wydał mu się zręczną kopią.Drugie pytanie:- Czy osobiście odwiózł pan obraz Watteau do ekspertyzy w Luwrze?I odpowiedz kustosza:- Tak.Własnym samochodem.Ale w asyście strażnika.Nastąpiło teraz trzecie moje pytanie.Gdy je zadawałem, spostrzegłem, że na łysejczaszce komisarza pokazały się drobne kropelki potu.Komisarz trwał w wielkim napięciunerwowym.Odniosłem wrażenie, że już otwierał usta i zrobił ruch ręką, aby wtrącić się donaszej rozmowy i zadać kustoszowi pytanie, lecz ja go uprzedziłem.- Czy po drodze, panie kustoszu, nie miał pan jakiegoś wypadku samochodowego?W tym momencie spostrzegłem zdumione twarze Yvonne i Roberta.Mnie zaś leciutkodrgnęły kolana, co znaczyło, że podobnie jak komisarz znajduję się w stanie silnego napięcianerwowego.- Nie.Nie miałem żadnego wypadku - odrzekł zdziwiony kustosz.- Naprawdę żadnego? - tym razem wtrącił się komisarz.- Nie zapchał się panu gaznik,nie przebiła się dętka w kole?- Ach, o to panu chodzi? - uśmiechnął się kustosz.- Owszem.Nawaliły hamulce wmoim wozie i musiałem skorzystać z pojazdu Pomocy Drogowej.Zerwałem się z krzesła, skoczyłem do biurka kustosza i chwyciłem słuchawkętelefonu.- Panie komisarzu - powiedziałem z trudem, bo czułem, że coś ściska za gardło.-Trzeba zadzwonić do Amboise i Angers.Jeśli i tamtejsi kustosze mieli po drodze podobnekłopoty.Komisarz podszedł do biurka i wyjął mi z rąk słuchawkę.- Nie trzeba dzwonić - rzekł.- Ja wiem, że oni też mieli kłopoty, jadąc z obrazem doLuwru.Przyjechałem tutaj z panem, aby zadać kustoszowi pytanie, czy nie miał jakichśprzygód w drodze.Pan mnie wyręczył, Panie Samochodzik.Zdaje mi się, że obydwaj w tymsamym czasie wpadliśmy na trop Fantomasa.Spojrzałem na komisarza z najwyższym uznaniem.- Pan Durant tak barwnie opowiadał o kłopotach w drodze do Paryża - wyjaśniłemkustoszowi - że to nasunęło mi pierwsze nieśmiałe podejrzenia. - A ja brałem całą sprawę na rozum - wyjaśnił z dumą komisarz.- Po prostu żadnego ztych obrazów nie można ukraść.A więc one nie zostały skradzione.Pan rozumie?- Rozumiem.Jak najbardziej rozumiem - zawołałem.Ale ani kustosz, ani Yvonne i Robert nie zrozumieli nic z naszej rozmowy.- Jak to, nie zostały skradzione? - zdumiał się kustosz.- Przecież ten Watteau, który umnie wisiał, został zamieniony na kopię.Czy to nie jest równoznaczne z kradzieżą?- Ależ tak, drogi panie - kiwnął głową komisarz.- Obraz Watteau został skradziony.Tylko nie z zamku.Stało się to w drodze do Luwru.- Przecież ja do Luwru wiozłem falsyfikat! - zawołał kustosz.- Nie, proszę pana - tym razem ja zabrałem głos.- Wiózł pan oryginał, o którym panmyślał, że jest falsyfikatem.A oryginał stał się falsyfikatem dopiero w drodze do Paryża.Teraz również Yvonne pojęła, na czym polega metoda Fantomasa.- Pan Durant! - zawołała przerażona.- Pan Durant będzie dziś wiózł obraz Van Goghado Luwru.Boże drogi, nasz Van Gogh jest oryginałem, a w drodze Fantomas dokona zamianyna falsyfikat!Komisarz już rozmawiał telefonicznie z Zamkiem Sześciu Dam.- Czy Zamek Sześciu Dam? - krzyczał do telefonu.- Poproszę do aparatu panaDuranta.Mówi komisarz policji w Tours.To ważna sprawa.Co takiego? Kustosz przedchwilą wyjechał do Paryża? Z madame Eveline? Samochodem alpine renault?Przypomniała mi się przechwycona wczoraj nocna rozmowa złoczyńców:  Jutro oczternastej akcja x.A więc chodziło o kradzież obrazu Van Gogha, wiezionego do Luwru.Tymczasem komisarz policji połączył się z komisarzem policji w Orleanie, tamtędybowiem w drodze do Paryża mieli przejeżdżać kustosz i madame Eveline.- Dlaczego ja nie przyjechałem wozem policyjnym? - jęknął zrozpaczony komisarz,odkładając słuchawkę.Spojrzałem na zegarek.- Panie komisarzu - powiedziałem.- Jest w tej chwili trzynasta.Kradzież nastąpi zagodzinę.Madame Eveline i kustosz będą musieli przejeżdżać przez Blois.My tam możemybyć za chwilę i spotkać się z nimi gdzieś na trasie.Panie komisarzu, proszę do mego wozu -oświadczyłem rozkazująco.Wybiegliśmy z zamku, nawet nie żegnając kustosza.Na zamkowym parkingu, gdzie stał mój wehikuł, komisarz policji bezradnie rozłożyłręce. - Jezus Maria - mruknął.- Tym wehikułem mamy wyprzedzić alpine renault! NaJowisza, już lepiej jechać rowerem!Uspokajającym gestem położyłem dłoń na jego ramieniu.- Niech pan wsiada, panie komisarzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •