[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale ja.nie mogę.- Nie podoba ci się?- Nie, to znaczy tak, bardzo mi się podoba, ale dlaczego mi ją dajesz? - Uniosła ku niemuoczy, palcami pogłaskała gładką powierzchnię drewna.- Dlaczego mi ją dajesz? - powtórzyła.- Bo bardzo mi ciebie przypomina.Jest śliczna, delikatna i niezbyt pewna siebie.- Ktoś mógłby powiedzieć - romantyczna.- To prawdopodobne.W każdym razie ucieka, bo nie wierzy w siebie.Uważa, że te samereguły obowiązują zawsze i wszędzie.%7łe skoro wybiła północ, to trzeba wyrwać się z ramionksięcia i uciekać.Bo takie są reguły tej gry.- Musi uciekać, przecież przyrzekła.Zresztą nie chce, żeby zobaczyli ją w starej poplamionej sukience.Michael przyjrzał jej się uważnie.- Naprawdę sądzisz, że jego obchodzi, jak jest ubrana?- Nie, wcale tak nie uważam.Wzięła głęboki oddech.To było idiotyczne, stać tak i roztrząsać cechy charakteru jakiejśpostaci z bajki.- W każdym razie wszystko dobrze się skończyło i chociaż naprawdę nie mam nicwspólnego z Kopciuszkiem, chętnie zachowam tę figurkę.- Zwietnie, chodz więc, odprowadzę cię.Nie możesz się spóznić na kolację z matką.- Ona i tak się spózni, zawsze się spóznia.- Sydney zatrzymała się już w progu.- A skąd tywłaściwie wiesz, że spotykam się z matką?- Powiedziała mi dwa dni temu.Spotkaliśmy się w mieście na kawie.Sydney osłupiała.- Umówiłeś się z moją matką?- Tak, ale zanim mnie zamordujesz, powiem jeszcze, że nie mam wobec pięknej Margeriteżadnych złych zamiarów.W ogóle nie mam wobec niej żadnych zamiarów, także seksualnych,jeśli o to ci chodzi.- Bardzo to uprzejme z twojej strony, bardzo.- Stała przed nim, obracając w rękachdrewnianą figurkę, którą przed chwilą dostała od niego w prezencie.Nie bardzo wiedziała, jakma się zachować.- Przecież się umówiliśmy, że zostawisz ją w spokoju.- Nie zawieraliśmy żadnych umów, a ja nie robię nic złego.- Nie chciał jej zdradzać, żeMargerite dzwoniła do niego trzy razy, zanim wreszcie dał się namówić.- To było takie sobieprzyjacielskie spotkanie.Margerite, podobnie jak ja, uważa, że to powinno nam wystarczyć.Zwłaszcza że mam pewne, i to całkiem poważne, zamiary wobec jej córki, także seksualne,jeśli o to ci chodzi.Nagle zaschło jej w gardle.Z trudem przełknęła ślinę.- To bez sensu - zdołała z siebie wykrztusić! - Nie masz żadnych poważnych zamiarów.Chodzi ci jedynie o to, żeby po raz.nie wiem, pewnie setny udowodnić swą męskość.Oczy Michaela rozbłysły.- Może wrócisz na chwilę do środka, żebym ci udowodnił, o co naprawdę mi chodzi.- Nie.- Wbrew własnej woli zrobiła krok do przodu, przekraczając linię progu.- %7łądamtylko, żebyś raz na zawsze zostawił w spokoju moją matkę.Zrozumiałeś? Michael nie był całkiem pewien, czy Margerite życzyłaby sobie wstawiennictwa córki w tejakurat sprawie.Podobnie jak było raczej wątpliwe, żeby Sydney kiedykolwiek zrozumiała, żeto właśnie jej matka zainteresowana jest przelotnym romansem z młodym człowiekiem, on zaśpróbuje tylko osłabić jej zapędy.- Skoro nie chcesz wejść do środka, powiem ci jedno i zapamiętaj to sobie raz na zawsze:nie jestem, nie byłem i nie będę zainteresowany twoją matką, w żaden sposób.Jesteśzadowolona?- Byłabym, gdybym mogła ci wierzyć.- Ja nigdy nie kłamię - wycedził przez zęby.Spojrzała na niego nieprzyjaznie.- Dosyć tej komedii.Daj sobie spokój z tym wszystkim, i nie sprowadzaj mnie na dół, znamdrogę.Odwróciła się i powoli poszła w stronę windy.Czuła, że Michael odprowadza ją wzrokiem,nie odwróciła się jednak.W samo południe zasiadła na honorowym miejscu za długim prezydialnym stołem.Po obujego stronach zajęła miejsca rada nadzorcza złożona z dziesięciu mężczyzn i dwóch kobiet.Przed każdym członkiem rady, na lśniącym, orzechowym blacie, spoczywała teczka, pióro izatemperowany ołówek.Na tle granatowego nieba za oknem majaczyły sylwetki wieżowców.Sydney czuła się podle.Zupełnie jak zła uczennica wezwana przed oblicze dyrektoraszkoły.Spojrzała na twarze obecnych.Niektórzy z nich zasiadali za tym stołem jeszcze w czasach,kiedy jej nie było na świecie.Inni pamiętali, jak tu przychodziła i wdrapywała się dziadkowi nakolana.Może choć oni okażą się bardziej wyrozumiali.Kątem oka dostrzegła fałszywie uśmiechniętą twarz Lloyda.Ogarnęła ją złość i bezsilność.Nie, nie, nie.Nie może tak łatwo się poddać, trzeba walczyć.Trzeba walczyć i wygrać.- Panie i panowie - zaczęła donośnym głosem.Szepty z wolna ucichły i mogła mówić dalej.- Zanim rozpoczniemy dyskusję, chciałabym złożyć pewne oświadczenie.- Dałaś już jedno oświadczenie, dla prasy - odezwał się sucho Lloyd.- Wszyscy obecniznają twoje zdanie.Rozległ się zmieszany gwar głosów, zdziwionych, pytających, aprobujących.Poczekała, ażucichną, i znowu zabrała głos.- Mimo to, jako przewodnicząca firmy i właścicielka największej ilości udziałów, pozwolęsobie powiedzieć kilka słów.- Czuła na sobie baczne spojrzenia kilkunastu par oczu.Było w nich oczekiwanie i zaciekawienie.- Jak rozumiem, rada jest zaniepokojona wysokością sumyprzeznaczonej na remont pewnego budynku w Soho.Wiemy, że choć w całości dochodówfirmy roczne czynsze pobierane od lokatorów tego domu stanowią znikomy procent, to jest tomimo wszystko dochód stały.W ciągu ostatnich dziesięciu lat firma w obiekt ten prawie wogóle nie inwestowała.Nie muszę w tym gronie przypominać, że w tym samym czasie wartośćnieruchomości w tej okolicy znacznie wzrosła Można zatem przypuszczać, że sumaprzeznaczona na remont zamortyzuje się w krótkim czasie i per saldo firma nie poniesie z tegotytułu żadnych strat.- Zaschło jej w gardle.Chciała sięgnąć po szklankę z wodą, bała sięjednak, że drżenie rąk zdradzi, jak bardzo jest zdenerwowana.- Sądzę ponadto - mówiła dalej -że nasze przedsiębiorstwo ma moralny obowiązek zapewnić ludziom mieszkającym w naszychdomach godziwe warunki życia.- Godziwe warunki można by im zapewnić za połowę tej sumy - przerwał jej Lloyd.Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.- W pewnym sensie ma pan rację, panie Lloyd.Sądzę jednak, że mój dziadek życzyłbysobie, żeby sprawy załatwione były jak najlepiej.Zawsze stawiał firmie bardzo wysokiewymagania.Ja zamierzam robić to samo.Nie będę państwu zabierać czasu przytaczaniemliczb.Dokładne dane znajdą państwo w teczkach.Poszczególne punkty możemy za chwilęomówić, teraz pragnę tylko podkreślić jedno: koszty remontu są wysokie, ale tego wymagastatus i dobre imię naszej firmy.- Posłuchaj, Sydney - spojrzały na nią życzliwe oczy Howarda Kellera, najstarszegoudziałowca i przyjaciela dziadka - zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego, że działasz z bardzoszlachetnych pobudek.Niemniej musimy się poważnie zastanowić nad twoimi posunięciami wwiadomej sprawie.Mamy ostatnio fatalną prasę, nasze akcje spadły o trzy procent, sytuacja jestnaprawdę poważna.Firmie grożą poważne konsekwencje finansowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •