[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie wierszeBasi były wstrząsające.O bólu, rozpaczy, a przede wszystkim o cierpieniu.OHiobie, którego nazywała swoim bratem.O Bogu, od którego, mimo ciosu, nieodwróciła się, przyjmowała wszystko, co zsyłał.Wydzierając dzieckowznieś mnie w moje ramionaboję się spojrzeć w twoją twarz,(& )ze moim wzrokiemktórego nie rozumiemczuwam przy Tobiepotykani siępamiętammój brat Hiobznosi mi do domubrukowe wycinkipoklepuje mnie w sądziemój syn Grześnie ma dla was nigdytwarzy waszych dziecize swoim wyrokiemktórego nie rozumiemczuwam przy Tobiepotykam sięzapadam.* * * Dodawał jej wtedy sił i chęci do życia ksiądz Popiełuszko.Pomógł też na pewnopapież Jan Paweł II, który podczas drugiej pielgrzymki do Polski, na spotkaniuze środowiskiem twórczym wziął ją w ramiona, przytulił.To Basia Sadowska powiedziano mu. Zabili jej syna, nie chce żyć.Wszyscy jej zresztą chcieli pomagać, choć raczej przeszkadzali, męczyli,traktując jak matkę Polkę stanu wojennego, pomnik, symbol.Otaczały ją tłumy,zapraszano ją na wszystkie solidarnościowe obchody i uroczyste msze, składanoobok niej kwiaty, choć była przecież żywą, młodą kobietą.Szalenie ją tożenowało i krępowało, choć nie odmawiała, nie chciała zrażać ludzi, jej obecnośćcementowała i łączyła, nadawała imprezom inny wymiar.Ale nic już jej pomóc nie mogło.Cios był śmiertelny, herodowy: IV DepartamentuSB, który niszczył ofiary, zabijając ich najbliższych, tych, których kochalinajbardziej.Nawet nie wiem, na co chorowała.Jej życie zaczęło się po prostu wypalać.Gasła,odchodziła.Zmarła l pazdziernika 1986 roku, trzy lata po Grzesiu, ale tak naprawdę razem z nim.Spoczęła obok niego, za jej trumną szło przeszłosześćdziesiąt tysięcy osób.* * *Lidia Urniaż Grabowska, lekarka, działaczka  Solidarności od jej początków dodziś: Miałam wielkie szczęście, za które ciągle losowi dziękuję.Pozwolił mi bowiempoznać Basie, człowieka o nieprawdopodobnym wręcz altruizmie i wrażliwości.Niebyła literatką, ale poetką, i to nie tylko jeśli chodzi o pisanie, ale i wżyciu, wszędzie i zawsze.Zaprzyjazniłyśmy się właśnie u Zwiętego Marcina, gdzie od razu zwróciłam na niąuwagę  miała niezwykły dar wyławiania ludzi najbardziej potrzebujących,zagubionych, a nie wielkie nazwiska.Ludzi z prowincji, zupełnie nikomu nieznanych, zażenowanych i skrępowanych, że muszą o coś prosić, bo tacy właśniemają często wielkie poczucie godności.Basia była jedyną, która potrafiła swoim przejęciem, ciepłem  stworzyć im rodzinną atmosferę, ośmielić.Scena uMarcina, którą najbardziej zapamiętałam, to Basia przycupnięta u kolan osoby,której słuchała tak, jak tylko ona potrafiła.I nie zdarzyło się, by ktoś wezwałją do siebie i powiedział, że jakiejś osobie trzeba pomóc! Sama tego kogośodnajdywała, wysłuchiwała.Pamiętam też, jak ktoś uraził kiedyś, dotknąłgórniczkę ze Zląska, żonę aresztowanego, która natychmiast wybiegła.A Basia zanią, dogoniła ją przy kolumnie Zygmunta, jakoś udobruchała, przyprowadziła zpowrotem, a potem, oczywiście, szybko się z nią zaprzyjazniła, pojechała do niejna Zląsk.* * * Choć sama ciężko chora, nigdy o tym nie mówiła.Ale mam oczywiście lekarskiespaczenie, do razu więc zauważyłam, że cierpi na astmę oskrzelową, słyszałamprzecież, jak oddychała.Zupełnie to jednak bagatelizowała, twierdziła, że nicjej nie jest, że przesadzam.Gdy została aresztowana, o co nie było wtedytrudno, usiłowaliśmy wyciągnąć ją ze względu na stan zdrowia.Grześ dostarczyłnam jej dokumentację lekarską i gdy ją przejrzałam, nie mogłam uwierzyć, żedotyczy jednej osoby, wystarczyłoby do powalenia co najmniej kilku! Okazało się,że przeszła kilka operacji neurochirurgicznych mózgu, przeprowadzonych wSzwecji, o czym nigdy nie mówiła, nie wspominała nawet.Ale mimo astmy, która ją dusiła, zaostrzała się bowiem podczas przeziębień,infekcji, na pytanie, jak się czuje, Basia odpowiadała zawsze, że świetnie.Iprawdę powiedziawszy, była w dobrej formie  żywa jak iskiereczka, zajęta główniesprawami innych, nieustająco na nich nastawiona.Starałam się więc pomagać jej jakby mimochodem  odwoziłam, przywoziłam.Zatrzymywałam się koło apteki, przypominałam, żeby wykupiła to czy tamtolekarstwo.Gdy miała akurat masę spraw, część brałam na siebie.Była przecieżtaka chora i krucha.Ale gdy padły strzały w Lubinie, załadowała natychmiast dwaciężkie plecaki, pojechała sama do rodzin ofiar.Zjawiła się jako pierwsza osobaod Marcina.* * * Wystarczyło posłuchać, jak rozmawiała z Grzesiem, i wiedziało się, że ichzwiązek to coś nieprawdopodobnego, partnerskiego, choć może niezupełnie.Rozumiał już, że powinien opiekować się swoją matką poetką, co nie byłooczywiście łatwe, miał w końcu tylko osiemnaście lat Do końca wciąż bardzochłopięcy, wrażliwy, próbujący pisać wiersze  jestem przekonana, że gdyby żył,zostałby poetą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •