[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To co ty robisz teraz, następnym razem może powtórzyć ktoś inny.Nie jestem tymzachwycony.A co będzie, jeśli w przyszłym roku pojawi się rudowłosy Lord Valentine iobwieści, że to on jest prawdziwym Koronalem? Co będzie, jeśli pojawi się jakiś Liiman izażąda, aby wszyscy padli przed nim na kolana, mówiąc, że jego rywale są najzwyklejszymioszustami? Zwiat pogrąży się wówczas w szaleństwie.- Jest tylko jeden namaszczony Koronal - odpowiedział spokojnie Valentine.- Ludzie ztych miast, czymkolwiek by się powodowali, nie sprzeciwiają się jednak woli bogów.Kiedytylko powrócę na Górę Zamkową, nie będzie następnych uzurpatorów ani innychpretendentów do tronu, obiecuję wam to!W skrytości ducha Valentine jednak przyznawał rację Sleetowi.Jak krucha jestzaprawa, która spaja nasze rządy! - pomyślał.Podtrzymuje je tylko dobra wola.DomininBarjazid wykazał, jak tę dobrą wolę niszczy się zdradą, a Valentine odkrył, że, jak dotąd,przez zastraszenie można zapobiec zdradzie.Ale czy Majipoor będzie jeszcze sobą, kiedyskończy się ta walka?Rozdział 7Po Makroprosopos było Apocrune, a potem Stangard Falls, Nimivan, Threiz,Południowy Gayles i Mitripond.Wszystkie te miasta, ze swoimi pięćdziesięcioma milionami ludności, nie zwlekały z uznaniem zwierzchnictwa jasnowłosego Lorda Valentine'a.Cowięcej, wyglądało na to, że wszędzie się go spodziewano.Mieszkańcy nadrzecznych okolic nie byli rozmiłowani w sztuce wojennej i żadne zmiast nie zamierzało rozstrzygać w drodze walki, który z rywali jest prawdziwym Koronalem.Teraz, kiedy poddały się Pendiwane i Makroprosopos, reszta skwapliwie dołączyła się donich.Valentine zdawał sobie jednak sprawę z miałkości tych zwycięstw, wiedząc, że miastanad rzeką mogą wymówić mu posłuszeństwo równie łatwo, jak na nie przystały, jeśli tylkozobaczą, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę ciemnowłosego suzerena.Praworządność, namaszczenie, wola bogów wszystko to razem znaczyło o wiele mniej wrzeczywistym świecie niż mógł sobie wyobrażać ktoś wychowany na dziedzińcach GóryZamkowej.Jednakże lepsze jest wsparcie, choćby tylko deklarowane, niż wyrazny sprzeciw.Wkażdym z kolejnych miast Valentine zarządzał werbunek, choć już niewielki, zaledwie potysiącu ochotników, gdyż obawiał się zbyt dużej armii, a co za tym idzie, jej powolności.%7łałował, że nie potrafi czytać w myślach Dominina Barjazida.Co też tamten sądzi owydarzeniach nad Glayge? Czy lękliwie kryje się w Zamku, widząc, że z gniewem wystąpiłyprzeciwko niemu miliardy mieszkańców Majipooru? Czy też przygotowuje wewnętrzną linięobrony, czekając tylko stosownej do walki chwili, gotów raczej pogrążyć całe królestwo wchaosie, niż wyrzec się władzy?Podróż rzeką trwała nadal.Dopływali do skraju wielkiego płaskowyżu.Teren wznosił się powoli i układał się wfałdy.Zdarzały się dni, kiedy Glayge zdawała się wyrastać przed nimi pionową ścianą wody.Valentine znał dobrze te okolice, ponieważ w młodzieńczych latach spędzanych naGórze Zamkowej często odwiedzał każdą z Sześciu Rzek, czy to polując i łowiąc ryby z Voriaxem i Elidathem, czy też po prostu uciekając przed trudami zbyt skomplikowanejedukacji.Proces zdrowienia, rozpoczęty na Wyspie, przebiegał sprawnie i widok znanych mumiejsc przydawał ostrości i barw dawnym obrazom, które Dominin Barjazid usiłowałwymazać z jego pamięci.W mieście Jerrik, gdzie koryto rzeki znacznie się już zwęziło,przypomniał sobie pewną noc u starego Vroona, którego od Autifona Deliambera, poza niecowyższym wzrostem, niewiele różniło.Do rana rzucali kości, a on przegrywał sakiewkę,miecz, wierzchowca, tytuł szlachecki, wszystkie swoje ziemie, poza małym kawałkiembagien, a potem, kiedy już nadszedł świt, nagle się odegrał, choć do dzisiaj podejrzewał, żejego towarzysz świadomie odwrócił bieg swojej szczęśliwej passy.Cokolwiek by o tymsądzić, Vroon dał mu naprawdę niezłą lekcję.A w Ghiseldornie, gdzie ludzie mieszkali wnamiotach z czarnego wojłoku, on i Voriax spędzili rozpustną noc z czarnowłosą wiedzmą, conajmniej trzydziestoletnią, która rankiem wywróżyła im z nasion pingli, że obaj zostanąkrólami.Voriax był tą wróżbą niezmiernie zmartwiony, ponieważ nie wyobrażał sobie, abymogli rządzić razem, tak jak razem obejmowali wiedzmę.Tego jeszcze nie było w historiiMajipooru.%7ładnemu z nich nie przyszło wówczas do głowy, że jeden może być sukcesoremdrugiego.Z kolei w Amblemornie, w mieście najbardziej wysuniętym na zachód spośródwszystkich Pięćdziesięciu Miast, jeszcze młodszy Valentine podczas gonitwy z Elidathem zMorvole przez las skarłowaciałych drzew spadł z wierzchowca i złamał lewą nogę.Kośćprzebiła skórę i Elidath, choć omdlewał z przerażenia, sam musiał nastawić złamanie, nimmogli udać się dokądkolwiek po pomoc.Od tamtej pory Valentine zawsze trochę utykał na tęnogę, ale teraz i noga, i utykanie, jak pomyślał z satysfakcją, należą do Dominina Barjazida, aciało, które jemu przypadło w udziale, jest bez skazy.Zarówno te miasta, jak i sporo innych, poddawały się natychmiast.Pod proporcamiValentine'a kroczyła już bez mała pięćdziesięciotysięczna armia, ale do szczytu Góry Zamkowej było jeszcze daleko.Właśnie w Amblemornie armia musiała zejść na ląd, gdyż od tego miejsca rzekastawała się jednym wielkim labiryntem dopływów, płytkich kanałów i nieprawdopodobnieurwistych stopni.Valentine wysłał przodem Ermanara z dziesięcioma tysiącami wojowników,aby zdobyli odpowiednią ilość pojazdów do przemieszczania się na lądzie.Jego siłystanowiły już taką potęgę, że Ermanar mógł zarekwirować każdy ślizgacz w trzechokolicznych prowincjach nie napotykając żadnego oporu i kiedy główny korpus wojskdopłynął do brzegu, oczekiwało na niego mnóstwo wehikułów.Valentine nie był w stanie samodzielnie dowodzić tak wielką armią.Jego rozkazyprzechodziły przez Ermanara, marszałka polnego, do Carabelli, Sleeta, Zalzana Kavola,Lisamon Hultin i Asenharta, pięciu wyższych oficerów sprawujących pieczę nad pięciomadywizjami.Deliamber, jako doradca, pozostał przy boku Valentine'a, a Shanamir, któryzmężniał i przestał już być tym chłopcem, który doglądał wierzchowców w Falkynkip, zostałmianowany pierwszym oficerem łącznikowym.W trzy dni zakończyli pełną mobilizację.- Jesteśmy gotowi do drogi, mój panie - zameldował Shanamir.- Czy mogę dać rozkazwymarszu?Valentine kiwnąl głową.- Pierwsza kolumna może ruszać.Jeśli wejdziemy już teraz, to Bimbak miniemy wpołudnie.- Tak jest, wodzu naczelny! - Shanamirze.- Wodzu.- Wiem, że to wojna, ale nie musisz cały czas przybierać tak poważnej miny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •