[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy spoważniała, zapytał: Czy Luke mieszkał tu z panią?Tam, z tyłu.Ja sypiam tu, na kanapie, a czasem nawet na krześle.Niewiele mi jużtrzeba, żeby zasnąć.Kiedy byłam mała, lubiłam sypiać na tamtym drzewie przed domem.Ojciec wychodził czasem w nocy i krzyczał:  Dziewczyno, złaz mi natychmiast z tegodrzewa!.Ale ja i tak lubiłam tam spać.Po raz kolejny oblizała wargi.Chce pan zobaczyćpokój Luke a? Bo ten drugi zastępca szeryfa obejrzał go dokładnie.Który zastępca?Reggie Ray odparła.To też dobry człowiek.Czasami śpiewa w kościelnym chórze.Może mi pan wierzyć, że głos ma jak anioł.I tym razem Jeffrey zachował dla siebie własną opinię, zastanowił się tylko, dlaczegoReggie dotąd nie wspomniał ani słowem, że oglądał pokój Luke a Swana.Wziąwszy poduwagę, że był zastępcą szeryfa, prawdopodobnie przeprowadził tylko rutynową kontrolę.Niemniej nasuwało to kolejne pytanie bez odpowiedzi.Nie wie pani, czy coś tam znalazł?Nic nie mówił.Ale może pan sam pójść i się rozejrzeć.Będę bardzo wdzięczny rzekł, poklepał staruszkę po ramieniu i ruszył na tyłprzyczepy.Musiał zamknąć drzwi toalety, żeby przecisnąć się dalej wąskim przejściem, zdążyłjednak rzucić okiem na najbrudniejszy klozet, jaki kiedykolwiek w życiu widział.W ciasnejklitce ściany wyłożone arkuszami plastiku tłoczonymi w namiastkę kafelków były gęstozachlapane Bóg wie czym.Dałoby sieje wyczyścić chyba tylko palnikiem.Zobaczył pan coś? zawołała staruszka.Jeszcze nie odpowiedział, starając się oddychać przez usta.Pchnął kolejne drzwi harmonijkowe, myśląc, że chyba nie czeka go nic gorszego niż smród wiszący w korytarzyku przy toalecie.Mylił się jednak.Pokoik Luke a Swana wypełniałpodobny fetor.Pościel skopana w kąt odsłaniała wielką, zaschniętą plamę na środkutapczanu.Wisiała nad nim goła żarówka zwieszająca się spod sufitu na poskręcanym kablu.Aż trudno było uwierzyć, że Jessie mogła nawiązać romans z człowiekiem mieszkającym wtakim chlewie.Musiała być piekielnie zdesperowana.Trudno mu było się do tego przyznać,ale uważał dotąd, że ma trochę więcej klasy.Dwie plastikowe skrzynki przy tapczanie mieściły całą garderobę Luke a.Jeffreypomyślał z wdzięcznością, że są przejrzyste, toteż nie musi tam niczego dotykać.Podtapczanem było pełno pajęczyn i kłębów kurzu gromadzącego się od wielu lat.Poza jedną,niegdyś białą, a teraz prawie czarną skarpetką, niczego tam nie zauważył.W kącie stała blaszana szafka ubraniowa, mniej więcej taka, jakie widuje się wszkołach czy szatniach obiektów sportowych.Na górnej półce leżały zmięte, brudnepodkoszulki i skarpety, na dolnej koszule i dżinsy.Wsunął głowę do środka, próbującdojrzeć, czy nie ma czegoś za ubraniami, bo wciąż nie chciał tu niczego dotykać.Już przezsam pobyt w tej norze miał wrażenie, że obłazi go jakieś robactwo.Wreszcie zacisnął zęby iszybkim ruchem zgarnął ubrania na podłogę, mając nadzieję, że nic go nie ugryzie w palec.Ale na dnie szafki nie znalazł niczego, jeśli nie liczyć pary rozerwanych w krokuelastycznych spodenek.Obejrzał się i jeszcze raz obrzucił spojrzeniem cały pokoik.Nie miał ochoty tknąćmateraca na tapczanie, nawet gdyby leżała na nim kartka z informacją, że pod spodemzostały ukryte jakieś skarby.Pewnie i tak Reggie już tam zaglądał.Gdyby znalazł cośpodejrzanego, z pewnością od razu powiedziałby o tym Robertowi.Nogą upchnął z powrotem ubrania do środka, ale po chwili zmienił zdanie i wygarnąłje ponownie.Znowu zacisnął zęby i mając nadzieję, że nie podłapie jakiejś zarazy, złapał za wycięcia wentylacyjne po bokach szafki i wysunął ją nieco z kąta.Nóżki donośnie zazgrzytały o podłogę, aż zatrzęsła się cała przyczepa.Wszystko w porządku?! zaniepokoiła się staruszka.Tak, proszę pani odparł, ale wystarczył mu jeden rzut oka na to, co kryło się zaszafką, żeby zrozumieć, że jednak nie wszystko jest w porządku.Jak.zaczął, lecz głosu wiązł mu w gardle.Bezsilnie klapnął na brzeg tapczanu i wpatrywał się w znalezisko jak urzeczony,gorączkowo usiłując w myślach znalezć jakieś wytłumaczenie, które mogłoby świadczyć oniewinności przyjaciela, a nie obciążać go jeszcze większą winą.Ale raz za razem dochodziłdo tego samego wniosku i nagle zapragnął się napić, znowu dać sobie w gaz, żeby większądawką alkoholu zmyć to, co dławiło go w gardle.Nie powiedział na głos, jakby chciał w ten sposób uwiarygodnić swoje odkrycie.Nie! powtórzył z naciskiem, a po chwili, wręcz mimowolnie, zapytał cicho: Robert, coś tyzrobił?ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZY15.09Jared? powtórzył Smith, ciskając słuchawkę na widełki.Kto to jest Jared?Sara popatrzyła na niego z przerażeniem w oczach.Chcąc odwrócić jego uwagę, Lenawtrąciła szybko:Obiecałeś, że wypuścisz Marlę.Zamknij się! warknął, ruszając w stronę Sary.Kto to jest Jared? O kim mówiłaś?Sara zagryzła wargi, zastanawiając się, jak długo jeszcze zdoła go oszukiwać. Bandyta podetknął jej lufę obrzynka pod ucho.Zapytam jeszcze tylko raz mruknął groznie.Kto to jest Jared?Niespodziewanie odezwał się Jeffrey zachrypniętym głosem:Syn Jeffreya.Lena uznała w pierwszej chwili, że to jedynie wyraz niepewności, zaraz jednakuświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy sformułował to jako pytanie skierowane do Sary.On o niczym nie wiedział odparła, przyciskając go lekko dłonią za zdrowe ramię.Jared ma drugiego ojca, który go wychowuje od małego.Smith podniósł karabin i oparł go sobie o ramię.A to kutas burknął i obejrzał się na swego kumpla.Słyszałeś, Sonny? Miał jeszczejedno dziecko.Lena nie mogła oderwać wzroku od Sary, która miała taką minę, jakby dostałajakiegoś ataku.Ona już wie, przemknęło jej przez myśl.Wie, kim są bandyci.Sonny z nieskrywaną wściekłością wycedził przez zęby:Bardzo ci dziękuję, Erie.Smith podbiegł do niego i zaczęli się naradzać głośnym szeptem.Lena wytężyła słuch,ale nie zdołała wyłowić ani słowa.Zerknęła na Marlę, która popatrzyła na nią zporozumiewawczym błyskiem w oku.Uświadomiła sobie nagle, że sekretarka tylko udawałazrezygnowaną i osowiałą.Odważyła się spojrzeć na jej ręce, zastanawiając się, gdziestarsza pani ukryła scyzoryk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •