[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ale Clyde wcześniej taki nie był.W domu nigdy nie chodził na spacery.Prosto ze szkołyprzychodził do domu, nawet się nie spózniał na kolację.Nie rozumiem, co się stało. Może to wpływ Paryża.Może trudno mu zacząć.Ben najczęściej chce być sam, kiedy się zczymś boryka.Może tak samo jest z Clyde em. Być może.Znowu czuję ciepło słońca, ustąpił też ucisk w żołądku.Zamykam oczy i pozostawiam Markasamemu sobie.Mam nadzieję, że Alice nie ma nic przeciwko temu; czuję się taka otumaniona izmęczona.Zerkam spod półprzymkniętych powiek i widzę, że Alice znowu czyta.Sprawdza placzabaw i uśmiecha się do niemowlaka.Nie patrzy na mnie.Ponownie zamykam oczy i rozkoszujęsię samym powietrzem.Czasem naprawdę potrafię poczuć rzeczy, nawet ubrania czy wnętrzemojego ciała; muszę wtedy być bardzo wyciszona i oddychać powoli.Chyba się zdrzemnęłam, bo gdy Alice ponownie się odzywa, czuję się, jakbym skądś wracała.Nie słyszę nawet, co mówi. Och, przepraszam, zasnęłaś? Nie, tak tylko marzyłam na jawie.Co mówiłaś? Ben powiedział, że spotkamy się tutaj, a ja nie mam zegarka.Ty masz? Nie, przykro mi.Najczęściej zmywam z zegarkiem na ręku.W ten sposób zepsułam jużtrzy.Ostatni był prezentem ślubnym od matki Clyde a.Podejdę do tego dużego zegara isprawdzę, jeśli popilnujesz niemowlaka. Och, nie, to nie ma znaczenia.Tak tylko się zastanawiałam. Chętnie się przejdę.Nie mam zbyt wiele okazji do samotnych spacerów. Dobrze.Dzięki, Nino.Popilnuję dzieci.Czekam na chwilę, kiedy niemowlak nie patrzy na mnie, i odchodzę szybko.Drzewa gubiąceliście roztaczają słodko smutną aurę.Z dziećmi wciąż muszę na coś uważać iprzewidywać, co mam zrobić, dlatego nigdy niczego nie zauważam.Zwiat jest taki piękny, a janie mam okazji mu się przyjrzeć.Co za przygnębiająca myśl; jakby czas i życie przepływały tużobok, beze mnie.Dwadzieścia po dwunastej.Kiedy wracam, widzę jakiegoś mężczyznę, który rozmawia zAlice.Ma wysokie czoło i podniecony głos.Mówi, gestykulując żywo po angielsku, jaksłyszę.Ubrany jest w flanelową koszulę w kratę, zapiętą pod szyją, nie ma krawata.Brązowatweedowa marynarka ma wypchane łokcie, spodnie, bez kantów, także są wypchane na kolanach.Ma małe stopy i nosi żółte skórzane wiązane buty i ciemne skarpety.Zwykle nie przyglądam sięubraniom aż tak uważnie, ale on się wyróżnia strojem.Domyślam się, że to Ben Stein, dla mnie nie wygląda jak artysta.Przypomina bardziejIndianina albo któregoś z bohaterów Faulknera o długich imionach.Gdy podchodzę, patrzy namnie, nie uśmiechając się, i nic nie mówi.Wtedy odwraca się Alice. Jest nareszcie, Nino.To jest Ben.Ben, poznaj Ninę.Robi krok do przodu i podaje dłoń małą i silną. Witaj, Nino, miło cię poznać.Patrzy na moją twarz, ale nie w oczy.Trochę jakby się speszył. Cieszę się, że pana poznałam, panie Stein.Teraz patrzy na mnie.Oczy ma bardzo czarne. Och, nie, nie rób mi tego.Gdy to mówi, jego twarz, poważna i surowa, okolona siwymi włosami, rozpada się namiękkie, łagodne, lśniące kawałki.Odchyla głowę i śmieje się.Wciąż trzyma moją dłoń. Nino, przez ciebie czuję się, jakbym miał sto dziewięćdziesiąt lat.Proszę, mów mi Ben.Spoiwem jego twarzy jest szeroki, szczery uśmiech.Ma małe białe zęby ze szczeliną naprzedzie.Alice patrzy na niego uśmiechnięta.Widzę, czy raczej wyczuwam, po raz pierwszy, jakbardzo go kocha.Puszcza moją rękę i odwraca się do Alice. No, jak tam? Musimy się pospieszyć, jeśli mamy zdążyć na lunch do naszego pensjonatu. Sprawdzałam godzinę, Alice.Było dwadzieścia po dwunastej.Ben uśmiecha się do mnie. Zjedz z nami lunch, Nino.Dzisiaj mamy wtorek, dzień ravioli.Lubisz pierożki?Spoglądam na Alice.Nie jestem pewna, czy podoba jej się ten pomysł. Bardzo dziękuję& Ben. Czuję się, jakbym zwracała się po imieniu do ojca albo doduchownego. Sama nie wiem.Z dziećmi to kłopot i nie wiem, czy Clyde przyjdzie do domuna lunch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]