[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopak nachmurzył się: Słuchaj, ty. Ale Watson zdążył już odejść. Nie powinieneś był dawać mu pieniędzy odezwała się Katie. Przypuszczalnie wyciąga je odwszystkich marynarzy. Dałem, żeby się odczepił stwierdził krótko Johnny. Przez cały czas jak truł, myślałem tylkoo tym, ile tracimy czasu.Jest prawie wpół do jedenastej.Mamy tylko sześć godzin. Pokręcił głowąi westchnął głęboko. Nigdy przedtem czas nie mijał mi tak szybko.86 Ani mnie.I pomyślała, jak zmieni się teraz całe jej życie.Już dziś Johnny odejdzie, ale ona, Katie, będzie żyć nadzieją, że kiedyś wróci.Ta nadzieja była jakpuls, który wciąż jeszcze daje się wyczuć w bezwładnym, stygnącym ciele. Katie!W głosie chłopca była żarliwość, nadzieja, niemal błaganie o pomoc.Spojrzał jej prosto w oczy, jakbyprosząc o wyrozumiałość, i wreszcie wyrzucił z siebie: Pragnę być z tobą sam na sam, gdzieś, gdzie moglibyśmy być sami, rozumiesz?Katie poczuła mocny uścisk jego ręki, a jednocześnie rosnące napięcie w całym ciele.Jej pełen rozbawienia uśmiech, z którym obserwowała wysiłki Johnny'ego, pragnącego powiedzieć to,czego od dawna się domyślała, mógł wyrażać mglistą obietnicę i niejasne przyzwolenie, jak też wy-rozumiałość dla jego, jakże widocznego, zakłopotania.Ale spytała tylko: Czy to jest właśnie ta piąta rzecz, którą chciałeś zrobić na lądzie?Johnny milczał przez chwilę, wreszcie odpowiedział po prostu: Tak. Było ci wszystko jedno, z jaką dziewczyną to zrobisz? Tak wyznał szczerze. Póki nie zobaczyłem ciebie. I dodał, pośpiesznie, z nadzieją: Mamy tak mało czasu. Po czym, jakby z góry odpierając wszelkie możliwe zarzuty, zacząłtłumaczyć: Oczywiście wieczorem, przy księżycu i tak dalej, byłoby mi łatwiej.90 Aatwiej? Aatwiej powiedzieć.I może zrozumiałabyś lepiej. Więc sądzisz, że nie rozumiem? spytała cicho.Speszył się. Chodzi mi o to, że w biały dzień to może brzmi troszkę.śmiesznie. W takich sytuacjach liczą się ludzie, nie okoliczności odparła Katie. Ja cię rozumiem i wcalenie wydajesz mi się śmieszny.Kocham cię.Co w tym śmiesznego? Wiesz, myślałem, że może. zaczął Johnny zmieszany.Spokojnie wpatrując się w niego swymi szarymi oczami, Katie powiedziała: Ja także pragnę być z tobą sam na sam, właśnie teraz, na chwilę albo na zawsze. I roześmiała się,widząc zaskoczenie, które nagle pojawiło się na jego twarzy: Wyglądasz na strasznie zdziwionego.Przecież mówiłam ci już, że cię kocham? Tak potwierdził Johnny.I dodał z głębi serca: Ja też cię kocham, Katie.Otoczył ją ramieniem; poczuła jego bliskość, ciepło i siłę.Przez chwilę siedzieli w milczeniu opromienieni blaskiem miłości.Wtem usłyszała cichy głosJohnny'ego: Gdzie możemy pójść, Katie? Wszystko jedno.Dokąd zwykle w takich chwilach udają się marynarze?Chłopak zmieszał się. Do jakiegoś hotelu, zwykle do hotelu.Ale nie znam żadnych hoteli w Nowym Jorku.88 Ja też nie znam tu żadnych hoteli ani innych podobnych miejsc rzekła Katie, i dorzuciła rze-czowym tonem: Jedyne możliwe miejsce to mój pokój w Brooklynie, kawałek drogi stąd; niestetynie jest tam zbyt miło. Ale przecież sama mówiłaś, że liczą się ludzie, nie okoliczności. To prawda przyznała dziewczyna i nagle zawołała: Och, Johnny, tak bym chciała, żebyśnigdy, nigdy nie musiał stąd odjeżdżać!Nie odpowiedział.Rzucił jedynie praktyczną uwagę: Jeżeli musimy jechać aż do Brooklynu, to lepiej zaraz ruszajmy. To dość daleko zgodziła się Katie.Wstali razem.Przytuliła się do jego ramienia. Może wezmiemy taksówkę? zaproponował Johnny. Trudno będzie namówić taksówkarza na tak długą trasę, choć może nam się uda.Ale najpierwmusimy wydostać się z parku, a to troszkę potrwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]