[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Umówiłem się o godzinie szóstej koło kina Praga.Idzcie za mną imiejcie oczy szeroko otwarte.W razie czego Siemionow i Popow będą wstanie poskładać elementy układanki, ale im mniej będziecie wiedzieli,tym bezpieczniej dla was.Jasimow przytaknął. Wiele razy ratowaliście mi tyłek, więc mam wobec was dług dospłacenia, bracie.Jeśli jednak coś pójdzie nie tak, proszę, nie mieszajciemnie w to.Musicie mi to obiecać, przyjacielu, przez wzgląd na Maszę idzieciaki.A ja przyrzekam szepnąć słówko Popowowi i Siemionowowi.Korolew skinął głową i przypieczętował ich umowę uściskiem dłoni.Nie pozostało nic więcej do dodania.Wychodząc, kapitan zobaczył wlustrze odbicie sylwetki Jasimowa, wciąż siedzącego przy barze,opróżniającego podsunięty mu przez barmana kieliszek izamawiającego kolejny.Na ulicy było już ciemno i panował duży ruch.Tłum pieszychprzelewał się po chodnikach: ludzie w wyświechtanych kapotach szli wramię w ramię, przeczesując sklepy na Arbacie w poszukiwaniu czegośdo kupienia.Witryny pełne były popiersi Marksa i Lenina orazzakurzonych kartonowych pudeł, lecz poza nimi nie miały wiele dozaoferowania.Przed Pragą ustawiła się długa kolejka miejscowychdzieciaków, które czekały na kolejny seans, oparte o mur.Ubrani wmakintosze i przykrótkie spodnie chłopcy trzęśli się z zimna.Dziewczęta ignorowały chłód, który bezlitośnie siekł ich czerwone odmrozu, nagie kolana.W błękitnej poświacie kinowego neonu młodzieżwyglądała mizernie i biednie.Korolew oparł się plecami o ozdobną uliczną latarnię stojącą poprzeciwnej stronie ulicy.Usiłował stłumić pokusę sięgnięcia popapierosa: zamiast tego uważnie przyjrzał się wiszącemu nieopodalplakatowi i głęboko schował ręce do kieszeni.Reklamowany film nosiłtytuł My z Kronsztadu: trzech walecznych marynarzy stało naprzeciwrzędu bagnetów, zuchwale wysuwając pierś do przodu, jakbyniestraszne im były ostrza.Głazy, które mieli zawieszone u szyi,sugerowały, że bagnety nie stanowiły ich jedynego problemu.Pokusaostatecznie okazała się zbyt silna: kapitan poddał się i wyciągnął zkieszeni paczkę biełomorów.W dalszym ciągu nie spostrzegł bandy Goldsztajna, lecz wiedział, żebezprizorni będą woleli zachować ostrożność.Kiedy już zapalił swojegoostatniego papierosa, poszedł do kiosku na rogu kupić nową paczkę.Pozapłaceniu spojrzał w dół i jego oczom ukazała się mała dziewczynka wwieku około siedmiu lat, ładna, ze wstążką we włosach.Na pierwszyrzut oka nie wyglądała na włóczęgę z ulicy Razina.Dziecko pociągnęłogo za połę płaszcza. Wezcie mnie za rękę poprosiła z uśmiechem.Wyciągnął dłoń, poczuł w niej drobne gorące paluszki i pozwolił siędziewczynce prowadzić, oddalając się od kina.Szli Arbatem, niczymojciec z córką na sobotnim wieczornym spacerze.Nie wyróżniali się ztłumu i nie po raz pierwszy Korolewowi przyszło na myśl, żeGoldsztajn to sprytny mały drań, którego przeznaczeniem była długa ipomyślna kariera w kryminale, jeśli uda mu się przeżyć.Jego małaprzewodniczka przystanęła przy wąskiej bramie wiodącej doniewielkiego placyku, na krańcu którego mignęła ruda czuprynaGoldsztajna.Dziewczynka odwróciła się na pięcie i już jej nie było. Zledzi was jakiś facet oznajmił chłopiec zbliżającemu sięKorolewowi. Przerzedzone włosy, niewielki wąsik, czarny ciężki płaszcz? Opis się zgadza. Jest niegrozny.Goldsztajn obrzucił uważnym spojrzeniem ulicę, którą przyszedłkapitan. Jesteście tego pewni? Zdradzę wam za darmo, towarzyszukapitanie, że dzisiejszego wieczoru po okolicy kręci się sporo mężczyzno błękitnych palcach, jeśli wiecie, kogo mam na myśli. Bandyci? Na pewno nie pionierzy.Skręcicie w pierwszą ulicę w prawo.Zobaczycie duży biały budynek mieszkalny z zielonymi drzwiami, aobok niego mniejszy dom, przed którym będą rosły dwa drzewa.Tamwłaśnie ją znajdziecie, w pokoju na parterze.Ale na zewnątrz stojąnaprawdę grozne typy, więc musicie być czujni.Korolew wyjął z kieszeni dziesięciorublowy banknot.Co prawdaumawiali się na mniejszą zapłatę, lecz jeżeli coś pójdzie niezgodnie zplanem, pieniądze i tak nie będą mu potrzebne. Dziękuję, przyjacielu, i nie martwcie się o mnie poradzę sobie.Goldsztajn wziął pieniądze bez śladu zaskoczenia i bezpodziękowania. Ja tylko troszczę się o los swojego partnera w interesach. Cóż, w takim razie zrobię wszystko, byście go nie stracili, idziękuję za troskę. O nic więcej nie proszę, towarzyszu powiedział z grobowymwyrazem twarzy, zasalutował mu banknotem i odszedł.W ciemnościporuszyły się cienie pozostałych sylwetek i reszta bandy w milczeniudołączyła do chłopca.Korolew odetchnął z ulgą: Goldsztajn miał planna przeżycie tej zimy.Powinno im się udać dotrwać do wiosny, aprzynajmniej większości z nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]