[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawcy są zbyt przezorni, by zapomnieli o takim szczególe.Jeślichodzi o maszynę, której użyto do napisania listów, jest to typ portable marki Consul.Te maszynysą masowo spro-wadzane do kraju.Badany egzemplarz posiada cechy charakterystyczne: czcionki e , m wyskakują w górę, czcionki g , h , ł są lekko skrzywione. Nadaj zaraz po odprawie dalekopis do wszystkich komend przerwał %7łurek. Chodzi o to, by nasifunkcjonariusze, zauważywszy maszyny tej marki, pisa-li na nich krótkie teksty i razem z próbkąpisma maszy-nowego przesyłali notatki zawierające datę produkcji, numer konkretnej maszyny, adresmiejsca, w którym się aktualnie znajduje, nazwisko i adres jej właściciela.A teraz mów dalej owynikach badań.55 Ekspertyza językoznawcza jest dość lakoniczna.Ekspert wydał opinię stwierdzającą, że listy pisał człowiek z co najmniej średnim wykształceniem,mający pewną wiedzę wojskową.Mógł odbyć przeszkolenie wojskowe, mógł działać kiedyś wkonspiracji, niewy-kluczone, że jest to były harcerz lub człowiek, który ma doświadczenie z zakresupracy milicji.Zwiadczą o tym zwięzłe i kategoryczne sformułowania oraz precyzja w określaniupunktów terenowych.Prawdopodobnie jest mieszkańcem Warszawy.Trasa kontaktów świadczy odoskonałej znajomości miasta. Korcz milknie na chwilę.Nikt nie zadaje pytań, więc ciągnie dalej. Wi-dzimy więc wyraznie, że ekspert z zakresu językoznaw-stwa zakreśla pewien krąg ludzi.Niestety, jest on bardzo szeroki, obejmujący co najmniej kilka tysięcy osób.Dokonanie wstępnych eliminacji na tej podstawie bę-dzie trudne.Przy ewidencjonowaniu trzeba oczywiście brać pod uwagę i te dane.To wszystko. Przypominam o potrzebie dyskretnego działania.Chodzi o życie małej podkreśla na zakończenie odprawy major %7łurek, zatrzymując jeszcze nachwilę Korcza. Jeśli założyć, że wytyczanie takiej trasy miało na celu ujawnienie milicyjnychdziałań mówi trochę do niego, trochę do siebie to zwiększyliśmy być może zagrożenie małej.W głosie brzmi powaga i troska. Sam się tym gryzę. Korcz ma ściągniętą, zmę-czoną twarz. W dodatku gosposia Lityńskiego poleciała 56na posterunek z meldunkiem o zaginięciu dziecka.Zcią-gnęła dzielnicowego.Przyszedł w mundurze.Jeśli obserwowali wówczas willę. Urywa.Bezradnie rozkła-da ręce.Rozdział IX Nie odzywają się.Co robić? Czy jest jeszcze ja-kaś nadzieja? W oczach Lityńskiego rozpacz.Nadzieja Korcz rozumie, że szanse dziecka kurczą się z każdą minutą.Przetrzymywaniejedenastoletniej dziewczynki zagraża bezpieczeństwu sprawców.Może ją ktoś rozpoznać, onazapamięta miejsce i ludzi.Hipoteza, że sprawcy działali z polecenia matki, właściwie nie może byćbrana w rachubę.Z meldunków wynika, że Halina Jasińska nie wywiozła dziecka za granicę.Wodlatującym do Londynu samolocie w ogóle nie było żadnego dziecka.Mogła je wprawdzie ukryć uprzyjaciół czy znajomych, prosząc, by się małą zajęli do czasu jej powrotu, ale wówczas ktoś by jązauważył.Zdjęcia zostały rozesłane po całym kraju.Dysponują nimi wszyscy funkcjonariusze.Ponoć Lityńska w dniu wyjazdu spotkała się z córką.Ale nie ma pewności, czy dziewczynka, z którą zauwa-żyła ją dozorczyni, była Anią.Kobieta ta nie zna Ani, oglądając jej zdjęcie nie potrafiła nicstwierdzić kategorycznie. Widziałam ja z daleka.Za szybą cukierni.57Miała na sobie jakiś kolorowy płaszczyk z kapturkiem.Czy właśnie taki płaszczyk włożyła tego dnia Ania?Korcz przed spotkaniem z Lityńskim przesłuchał jego gosposię.Pani Janina Pyć, lat 48, wdowa po hydrauliku, który, jak mówiła, zginął tragicznie kilka lat temu,pracowała u Lityńskich od czasu śmierci męża. Panią znałam od dawna.Jej rodzice mieszkali w sąsiedztwie.To byli skromni ludzie.Ona i poślubie niewiele się zmieniła.Chciała iść do pracy.Męczyła się w domu.Przyszła do mnie po radę.Usłyszawszy, że jestem sama jak palec, zaczęła mnie prosić. Niech pani zajmie się domem.Będziepani dobrze u nas.Prawdę powiedziała.Dobrze mi było.Dopokąd ona rządziła.Ostatecznie nie poszła do pracy, pan się sprzeciwił.Obie zajmowałyśmy się domem i Anią.Dom duży, pan wymagający.Chciał, żeby wszystko szło jakw zegarku.On sam niczym się nie interesował.Tylko dawał pieniądze.Myślał, że mojej pani pieniądzewystarczą.A ona, jak to kobita, chciała, żeby pomyślał o niej, o dziecku.Zatroszczył się.Pieniądzeżycia rodzinnego nie zastąpią! %7łyłyśmy obie jak rodzina.Nic nie skrywała przede mną.Było jej zle.Skarżyła się na samotność. On o mnie nie dba mówiła nieraz. Jestem jak cenny sprzęt domowy, a nie człowiek.Chciałabymżyć inaczej.Chyba potem kogoś poznała, bo poweselała nagle i coraz częściej wychodziła z domu.Zaczęła się stroić.Pan nawet nie zauważył.%7łonę widywał przy kolacji, a 58Anię co parę dni.Na oko wszystko było dobrze.Rok temu będzie, jak pani oświadczyła, że rzucamęża.Bła-gała, żeby zająć się Anią jak własnym dzieckiem.Odeszła.Zaglądała tu czasem, jak panaw domu nie było.Ani przynosiła zabawki, mnie prezenty. Czy pani Lityńska była tu przed wyjazdem? A jakże.Przyszła pierwszego września z rana.Owszystko się wypytywała, a najbardziej o Anię.Wyglą-dała mizernie.Pytałam, czy aby nie chora? Pokręciła głową: Mam kłopoty mówiła.Ani nie byłow domu, więc powiedziała, że zajdzie do niej do szkoły pożegnać się, bo wyjeżdża z mężem zagranicę i pewnie niepręd-ko wróci. Jest pani pewna, że było to właśnie pierwszego września?Pyciowa zastanawia się długo. No tak.To było tego dnia, kiedy Ania do domu nie wróciła. Jak ubrane było dziecko? Miała granatową spódniczkę, białą bluzkę i białe pantofelki.We włosach granatową kokardę.Początek roku w szkole jest zawsze uroczysty, więc ją wy-stroiłam.A że z rana padało, założyłam jejczerwony płaszczyk z kapturkiem. Tornister wzięła ze sobą? A jakże.Miała mieć dwie lekcje.Zapakowałam jej książkę od polskiego, od rachunków i zeszyty.Miśka też wsadziła do środka.Odkąd go dostała od pani, nie rozstawała się z nim.59 Niech mi pani opisze tę zabawkę. Taki brązowy niedzwiadek z jednym białym uchem i językiem wysuniętym do przodu.Piszczał, jakmu się nacisnęło brzuszek.Oczkami przewracał.Oczki takie miał jak lalka.Same się zamykały iotwierały. O której Ania wracała ze szkoły? To był pierwszy dzień, nie miała jeszcze planu.Sądziłam, że ze szkoły wyjdzie koło południa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]