[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co tam wylądowało? spytał Raszkin. Hydroplan.Pilot jest pewnie kompletnie pijany.Miejmy nadzieję, że niestrzeli mu do głowy podpłynąć do nas.Mały samolocik rzeczywiście wydawał się prowadzony przez kogoś, kto nad-użył trunków.Pchana wiatrem po ciemnej płachcie wody maszyna kręciła sięw kółko, jakby nikt nad nią nie panował.A działo się coraz więcej naraz.W tym bowiem momencie Andersen zaczął opuszczać swego Sikorsky egonad mostkiem Komety.Jego przybycie obwieścił narastający ryk rotorów.Li-wanow przycisnął twarz do szyby i spojrzał w górę, w ciemność nocy.To, cozobaczył, wprawiło go w zupełne osłupienie. Rany boskie, patrzcie, co jest nad nami! krzyknął do Raszkina.Brzuszysko helikoptera, które w ciemności nocy wydawało się wręcz ogrom-ne, ocierało się niemal o szczyt sterówki.Nie sposób było się zorientować, ilu lu-dzi znajduje się na jego pokładzie.Liwanow wiedział tylko, że gdyby pilot opuściłmaszynę choćby jeszcze o kilka stóp, rozgniótłby mostek na miazgę.Na domiarwszystkiego łoskot, z jakim młóciły powietrze śmigła Sikorsky ego, był zupeł-nie ogłuszający.Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń jego pierwszy oficer, Głasow,odciągał go delikatnie ku tyłowi sterówki, skąd lepiej było widać kuter duńskiejstraży przybrzeżnej.Na jego pokładzie rozbłysnął potężny reflektor i zaczął po-woli przeczesywać powierzchnię morza.Głasow nachylił się do ucha kapitana. Oni tam, na tym kutrze, szukają miny pływakowej! krzyknął. Wielkie nieba!W drugim uchu usłyszał inny głos, głos Wiktora Raszkina, ale po raz pierwszyuchwycił w nim nutę niepewności. Zapuścić silniki! Natychmiast! Widzicie, towarzyszu, co się tam dzieje, dokładnie na wprost nas, na naszejdrodze?255Raszkin powiódł wzrokiem za wyciągniętym palcem Liwanowa.Dopierow tej chwili zauważył, że pilot tego cholernego hydroplanu zmienił taktykę.Trzy-mając się pod kątem prostym do wodolotu, pływał w poprzek linii kursu, jakimusiałaby obrać Kometa , gdyby uruchomiła silniki. A ten szperacz dodał Liwanow, z największą przyjemnością informu-jąc o tym tego partyjnego dęciaka szuka miny pływakowej.Chcecie, żebyśmyruszyli, nim ją zlokalizują? Spieszno wam, towarzyszu, zobaczyć, co z tego wy-niknie? Ja wam powiem jedno wielkie bum!Raszkina ogarniała coraz większa podejrzliwość.Działo się za dużo naraz.Alew koszmarnym huku śmigieł helikoptera trudno było jasno myśleć.Co to wszyst-ko ma znaczyć? Zledził wzrokiem pełzający po powierzchni wody snop światła,próbując z całych sił zdystansować się do zaistniałej sytuacji, odciąć się od ogłu-szającego łoskotu i zamieszania, które wciskały mu się we wszystkie zakamarkimózgu.Nigdy nie daj się wrogowi zdezorientować.W czasie szkolenia w KGBjego mentor, weteran w tej służbie, wbił mu tę radę do głowy.Tylko gdzie tenwróg?* * *Na łodzi straży przybrzeżnej , Regule , włączono bardzo niewiele świateł nic ponad nieodzowne minimum.Dowodził nią trzydziestoletni Harry John-son, ten sam, który w Trelleborgu obserwował przybycie z Sassnitz w NiemczechWschodnich jednostek ochrony KGB.Szczupły i skupiony, stał na mostku obok sternika i z napięciem na twarzywpatrywał się we wskazówki swego zegarka, który trzymał w zaciśniętej dłoni.Chronometr w sterówce Reguli chodził, rzecz jasna, bez zarzutu, ale to wedługswojego zegarka zsynchronizował od siebie zależne elementy akcji ze wszystkimipozostałymi, biorącymi w niej udział, nim opuścił Burzę Ognia.Obok niego stał Jock Henderson, w gumowym kombinezonie, z aparatem tle-nowym na plecach, maską podciągniętą na czoło, przypiętym pistoletem maszy-nowym w wodoszczelnym pokrowcu.Materiały wybuchowe miał w osobnym po-jemniku przywiązanym z tyłu do pasa. Zaraz ruszasz, Jock powiedział Johnson. Wiem odparł Henderson obserwując sekundnik swego wodoszczelnegozegarka.Podniósł wzrok i jeszcze raz wszystko sprawdził: światła Sikorsky egowisiały tuż-tuż nad sterówką Komety , jakby Andersen go tam posadził, Smithynadal halsował przed dziobem radzieckiego wodolotu, by odwieść go od ewentu-alnego pomysłu włączenia silników.I w tym momencie z rufy Reguli wystrzelił256oślepiający snop światła szperacza. Twoja kolej, Jock! zawołał Johnson.Droga Hendersona i jego dwudziestoosobowego oddziału wiodła przez lewąburtę Reguli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]