[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odświeżały jejpamięć i dostarczały inspiracji, a prócz tego dzięki nim nigdy się nie powtarzała ani nieproponowała takich samych dekoracji klientowi, który był kiedyś gościem na obsługiwanejprzez nią imprezie.- Jasne - odparła Roxie.Także odłożyła nóż i zdjęła rękawice.- A więc dwie wielkie kompozycje w stylu flamandzkim, na konsole w wejściowymholu.- Są gotowe.- Roxie skinęła głową.- Teraz salon.Dwa identyczne, nieduże bukiety na kominek i sześć na stoły.Zgadzasię?- Tak jest.Też już zrobione.- Biblioteka.Duża kompozycja na centralny stół i cztery małe na pozostałe stoły.- Małe są gotowe.Tę dużą, na centralny stół, chciał ułożyć Antonio.- Dobrze - zgodziła się Carolina.- Zabierze się do tego, gdy tylko wróci.- Znowuzerknęła do szkicownika.- Jedna mała kompozycja do damskiej toalety.- Gotowa - odparła Roxie.- Już ją ułożyłam.- Cztery do sypialni i dwie do przyległej łazienki.- Właśnie nad nimi pracuję.- Następne cztery do pokoju gościnnego i dwie do łazienki.- Jeszcze niezrobione.- Dobrze.Ja się tym zajmę - zdecydowała Carolina.- Co jeszcze? Och, cztery małebukiety na korytarze.- Gotowe.- I wreszcie jadalnia.- Dwie olbrzymie kompozycje na komodę i konsolę są już zrobione - oświadczyłaRoxie.- Zostają więc tylko kwiaty na stół.Uśmiechnęła się i spojrzała pytająco na Caroline.Jeżeli przyjęcie było połączonez kolacją, Carolina zawsze układała kompozycje na stół osobiście i zawsze robiła to nasamym końcu.- Zabiorę się do nich za chwilę - odpowiedziała Carolina na nieme pytanieprzyjaciółki.- Właśnie w tym celu kupiłam srebrne róże.Będą idealne do jadalni i jestemprzekonana, że Lydia Carstairs doceni ich szczególny urok.Ten gatunek róż jest dzisiajrzadko wykorzystywany przez florystów, więc wprowadzimy element oryginalnościi zaskoczenia.- Mnóstwo kwiatów - zauważyła Roxie.- Rzadko kto ma tyle nawet na ślubiei weselu.Carolina skinęła głową.- Trzydzieści pięć różnych kompozycji - policzyła.- Choć nie, trzydzieści sześć, bo najadalny stół mają być dwie.U Lydii czeka nas jeszcze mnóstwo pracy.Och, i pamiętaj, abywrzucić do torby trzy suszarki, po jednej dla każdego z nas.Lydia zawsze chce, by kwiatybyły w pełnym rozkwicie, użyjemy więc suszarek, by pobudzić te, które jeszcze nie całkiemsię rozwinęły.- Powiedziałam Antoniowi, żeby nie chował gotowych kompozycji do chłodni, więctu, na wierzchu, też jeszcze będą się rozwijać.- To doskonały pomysł - pochwaliła ją Carolina.- Poza tym mogą oglądać je inniklienci.Niektórzy pewnie zapragną zamówić podobne ozdoby.A teraz do roboty.Najpierwwynieśmy gotowe bukiety przed sklep.Ludzie już ruszają do pracy.Niektórzy z nich chętniekupują kwiaty sobie na biurko czy dla szefa, czy też kogokolwiek bądz.We dwie wyniosły z zaplecza drewniany stojak z kilkoma półkami i ustawiły przedkwiaciarnią, pilnie przy tym uważając, by nie zasłonić witryny, a jednocześnie zmieścić siępod markizą, żeby kwiaty pozostały w cieniu.Potem na półkach ustawiły pojemnikiz wiązankami - w każdym mieściło się od dziesięciu do dwudziestu bukietów i każdy byłoznaczony naklejką z ceną wahającą się od czterech do dwudziestu dolarów.Kiedy wróciły do kwiaciarni, Carolina wyjęła na stół dwa bloki specjalnej gąbkii zieloną taśmę klejącą, a potem poszła na zaplecze po dwie srebrne wazy należące do LydiiCarstairs.Obie były starannie zapakowane w dmuchany plastik, by cenne antyki się niezarysowały.Ustawiła ciężkie wazy na roboczym stole, do każdej włożyła gąbkę, po czym ciężkowestchnęła.- Co się stało? - zaniepokoiła się Roxie.- Jakiś problem?- Nie, skądże - odrzekła szybko Carolina.- Tylko tęsknię za Lyonem.Tak często terazwyjeżdża.- Zaczęła obrywać zbędne liście srebrnych róż.- Czasami odnoszę wrażenie, żestajemy się sobie całkowicie obcy.- Wy? - Roxie uniosła wysoko brwi.- To niemożliwe.Jesteście przecież idealnymmałżeństwem.- Tak, wiem - zgodziła się Carolina.- Chyba po prostu brakuje mi go bardziej niżzwykle.Ostatnio spędzamy ze sobą tak strasznie mało czasu.- Ja osobiście sądzę, że powinnaś się uważać za szczęściarę - zdecydowała Roxie.-Przynajmniej ty i Lyon żyjecie w dobrym, trwałym związku.Lyon jest przystojny, uroczy,wprost idealny.Natomiast jego paskudny braciszek ani myśli się zdeklarować - oznajmiła ześmiechem.- A jak się właściwie między wami układa? Nie widziałam Lelanda od wieków.Roxie spojrzała na Caroline wielkimi, ciemnymi oczami.- Och, wciąż go uwielbiam - odrzekła, uśmiechając się melancholijnie.- A on mnietraktuje jak najprawdziwszą księżniczkę.- Daj spokój, Roxie.Przecież widzę, że coś jest nie w porządku.- Czemu tak myślisz?- Wiem, jaki potrafi być Leland.No i znam też ciebie.Widzę, że w tej chwili nienależysz do najszczęśliwszych dziewczyn na świecie.Wiem, że jesteś zakochana, ale jakbyz ciebie wyparował entuzjazm.O co chodzi? O drobną sprzeczkę kochanków?Roxie skinęła głową.- Bo on.To znaczy ja.ja właściwie nie rozumiem, co się z nim ostatnio dzieje.Niesądzę, żeby w grę wchodziła inna kobieta.Nie w tym rzecz.Ale coś się święci.Przedewszystkim zaczął dużo pić, poza tym o najdziwniejszych porach dzwonią do niego jacyśludzie - sami mężczyzni - i on natychmiast wychodzi, twierdząc, że ma pilne spotkaniez klientem - tak to właśnie nazywa.- Po gładkich policzkach Roxie zaczęły płynąć łzy,szybko jednak je otarła.- Szlag by to trafił! Zupełnie nie rozumiem, czemu nie chce mniewtajemniczyć w te.w cokolwiek to jest, co go tak absorbuje.Carolina objęła czule dziewczynę i przytuliła, uspokajająco poklepując po plecach.- Och, Roxie, moja kochana - szepnęła z przejęciem.- Nie zamartwiaj się tak bardzo.Na pewno wszystko się ułoży, jesteś przecież taka śliczna.Dziewczyna, mocno przytulona do Caroliny, zaczęła nagle śmiać się przez łzy.Twarzwciąż miała mokrą, ale kąciki ust już się uniosły.- Jesteś.jesteś cudowna, Carolino.Twój szwagier czasami bywa dupkiem, ale tyzawsze potrafisz podnieść mnie na duchu.Carolina odpowiedziała jej uśmiechem.Z pudełka stojącego na stole wyjęła kilkachusteczek i zaczęła delikatnie wycierać twarz Roxie.- No, proszę.Już jesteś tak piękna jak zwykle.- Dziękuję, Carolino.I przepraszam.Po prostu nie mogłam się opanować.To zaczynamnie przerastać.- Odwróciła się, sięgnęła po chusteczki i głośno wydmuchała nos.- Niepowinnam pozwolić, żeby mnie tak traktował.- I tak trzymać - odrzekła Carolina wesoło.- A teraz bierzmy się do pracy!Wróciła do stołu, wciągnęła rękawice, wciąż jednak nurtowało ją, do jak poważnegorozdzwięku doszło między Roxie a Lelandem - i co właściwie knuł jej szwagier.Mimo że jejstosunki z Lelandem zawsze układały się dobrze, Carolina nigdy mu do końca nie ufała.Chociaż był uprzejmy, przystojny i czasami równie czarujący jak Lyon, odznaczał sięteż impulsywnością, brakiem rozwagi i egoizmem.Carolina nie uważała go za złegoczłowieka, ale swoją bezmyślnością często ranił ludzi i przysparzał innym problemów.I zdążył już złamać sporo kobiecych serc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]