[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możecie sobie wyobrazić, jak on potrafiprawić słodkie słówka.I pomyśleć, że dałam się złapać na ich lep!- Dosyć! - krzyknął Brian, zaciskając pięści.- Kazałem ci się wynosić.Głucha jesteśczy co?Odwrócił się z gniewem ku recepcjonistce, Oskarżycielsko wyciągając palec w jejstronę.- Nie siedz tak.Jak ci się zdaje, za co ci tu płacą? Na miłość boską, kobieto, zróbżecoś!Biedaczka aż się skuliła, przerażona tym atakiem.Wyrwana znienacka ze stanuosłupienia, rzuciła się do telefonu i zaczęła wystukiwać jakiś numer.Tracey widziała, jak jejwargi się poruszały, ale nie mogła rozróżnić słów gorączkowo szeptanych do mikrofonu.W kilka sekund pózniej w recepcji pojawili się dwaj masywnie zbudowani mężczyzni,wypełniając całą przestrzeń swoją przytłaczającą obecnością.Na ich widok Tracey zamarła.Oni także nosili zestawy słuchawkowe, ale niewielkie, podobne do stosowanych przez służbyspecjalne, ze słuchawką przymocowywaną do jednego ucha i mikroskopijnym mikrofonem wklapie.Obaj przybyli bezbłędnie wytypowali Tracey jako obiekt do szybkiego usunięcia.Ochroniarze mieli co najmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu i górowalinad nią jak potężne dęby.Popatrzyła na nich bez strachu.- Niech pani posłucha - odezwał się jeden, ledwo poruszając wargami.- Albozałatwimy to po cichu, i okay, albo, jeżeli zacznie pani kopać i wrzeszczeć, będziemyzmuszeni przekazać panią glinom.Pani wybór.Tracey przez chwilę spoglądała na niego, po czym przeniosła wzrok na swojegobyłego narzeczonego.Ten mały gnojek nawet nie patrzył w jej stronę.Jej wargi wykrzywiłysię z pogardą.Chryste, jakiż wstręt w niej budził.Zastanowiła się, czy nie warto stawić oporu i urządzić jeszcze większej sceny.A możetylko upaść na podłogę, tak jak to widziała na demonstracjach, żeby ci dwaj musieli jąusoladnacswynieść albo wywlec? Nie był to jednak najlepszy pomysł.Nawet w pojedynkę ochroniarze złatwością daliby radę ją poskromić i zataszczyć na dół.Poza tym, czy naprawdę opłacałobysię wylądować w areszcie?Odpowiedzią na to pytanie było wielkie NIE.Zdrowy rozsądek podpowiadał Tracey,że więcej zdziała, siedząc w domu niż w policyjnej celi.Odwracając się tyłem do Briana Biggsa i mając nadzieję, że już nigdy w życiu niebędzie musiała oglądać tego skurczybyka, popatrzyła na ochroniarzy.Podniosła swojąaktówkę.- W porządku, panowie - powiedziała.- Załatwimy to po cichu.usoladnacsROZDZIAA TRZYNASTY- Querida, i co ja mam z tobą zrobić? Jesteś najbardziej doprowadzającą do szału,upartą, beznadziejną, bezmyślną idiotką, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się przygarnąć wcharakterze przybranej siostry - biadoliła Maribel.Był pózny wieczór tego samego dnia i obie przyjaciółki siedziały, kołysząc się whamaku na ganku bungalowu Toma Sullivana.W miarę ubywania przyniesionej przezMaribel tequili, upływający czas zdawał się coraz mniej znaczyć.- Jesteś - ciągnęła Maribel z emfazą - największą zakałą kobiecości od czasówpamiętnego Ruchu Wyzwolenia Kobiet, palenia staników i rozbijania witryn sklepowych.Tyi to twoje idiotyczne poczucie godności! Gdyby nie ta twoja cholerna duma, zostawiłabyśsobie pierścionek, który podarował ci ten sukinsyn.Ile mógł być wart? Trzydzieści patyków?Tracey wzruszyła ramionami.Nie miała pojęcia, ile mógł być wart jej pierścionekzaręczynowy, i kompletnie jej to nie obchodziło.- Widzisz? - Maribel pogroziła jej palcem.- Właśnie ta ambicja stanowi twojąnajwiększą wadę.Dzięki pierścionkowi spłaciłabyś obie hipoteki i jeszcze zaległe podatki, alety się uparłaś, że nie.Musiałaś odegrać Panią Dumną i być tak estupida, żeby go - zwrócić.Tracey przyjrzała się swojej pozbawionej brylantu dłoni i wydała lekkie westchnienie.Nawet w bladym świetle księżyca dostrzegała bielszy pasek skóry, tam gdzie jeszczeniedawno pierścionek zaręczynowy zasłaniał skrawek palca przed niezmordowanym słońcemFlorydy.- Och - ciągnęła Maribel marzycielsko, podlewając wyobraznię nową porcją tequili.-Ten pierścionek mógłby dać początek czemuś naprawdę wielkiemu.Pamiętasz tę, jak ona sięnazywała? - Zmarszczyła brwi, szukając w pamięci nazwiska, wreszcie strzeliła palcami.-Jasne, Paulette Goddard, gwiazda filmowa.To była spryciula.Nigdy nie zwracałapierścionków zaręczynowych, a dostawała ich całe mnóstwo, możesz mi wierzyć.- I co z nimi robiła? - zapytała Tracey, mimo woli zaintrygowana.- Jedyną rozsądną rzecz, jaką w takiej sytuacji może zrobić kobieta.Z kamieni kazałasobie zrobić bransoletkę - uznała je za coś w rodzaju skalpów.Widzisz, od niej mogłybyśmysię niejednego nauczyć.- A skoro już mówimy o dbaniu o własne sprawy.powinnam chyba wejść do środka izatelefonować, dopóki dzięki twojej niezrównanej tequili jestem nabuzowana odwagą.Bopotem alkohol wywietrzeje, a ja spietram.usoladnacs- Zatelefonować? - powtórzyła Maribel zaintrygowana.- O tej nieludzkiej godzinie? -Uniosła nadgarstek do oczu i spojrzała na lśniącą tarczę zegarka.- Przysięgam, że na moimzegarku jest za dwadzieścia pierwsza.Czy to możliwe?Tracey sprawdziła na swoim, który spózniał się osiem minut na dobę.Pokazywałdwunastą trzydzieści dwie, co oznaczało, że przyjaciółka ma rację.- Tak, jest za dwadzieścia pierwsza.- No to do kogo chcesz dzwonić? I po co?- Już ci mówię, po co - wyjaśniła ponuro.- %7łeby całkowicie odmienić moje życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]