[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Allegrazwracała się do Rama, ale patrzyła przy tym na Todda.- Mówisz, że to tuż za rogiem? - upewnił się Todd.- Tak.Mam tam parę rzeczy, które chciałbym wam pokazać.Myślę, że zainteresują szczególnie ciebie, Allegro.- Tak? - Nie kryła zaciekawienia.- Kilka wyjątkowych klejnotów - powiedział Ram.Na momentzawiesił głos dla uzyskania lepszego efektu.-Szmaragdów.- Przeniósłwzrok na Todda.- Więc jak?- Koniecznie muszę je zobaczyć - zadecydowała.- No cóż.- Todd wciąż się wahał.- Niech będzie.-Nie mógłprzecież pozwolić, by poszła tam sama.424anulaouslaandcs- Zwietnie - ucieszył się Ram.- Marcel nas podwiezie.Po paru minutach siedzieli w wielkim bentleyu, zadziwiającosprawnie przemieszczającym się wąskimi uliczkami Marais.Kiedystanęli przed jedną z kamienic na rue des Rosiers, Allegra bezwiedniewstrzymała oddech.Znajdowali się przed domem, w którym mieszkałmonsieur Weiss! Chciała to powiedzieć Toddowi, ale nie mogła sięprzecież zdradzić z tym, że prowadząc swoje prywatne śledztwo,rozmawiała ze starym szlifierzem o szmaragdach.- Jesteśmy na miejscu - oznajmił Ram.- To moje dawne lokum.Wysiedli z samochodu i razem weszli do budynku.Wdrapali siępo schodach na trzecie piętro, gdzie Ram otworzył duże stalowedrzwi.- Mam to mieszkanie od czasu, gdy byłem chłopcem.Dostałemje od Julesa Levanta - wyjaśnił.- Zawsze służyło mi za azyl.Dom zdala od domu.Mieszkanie składało się z dużego pokoju, wnęki kuchennej iłazienki.Pokój umeblowany był dużą, wygodną kanapą i fotelami,paroma stolikami, na których stały lampy, i półkami pełnymi książek.Na ścianach wisiały tanie plakaty, jakimi często ozdabiają swe pokojestudenci lub młode pary na dorobku.Sufit był na tyle wysoko, żemieściła się pod nim otoczona metalową barierką antresola, na którąprowadziły strome schody, podobne do drabiny.Z dołu widzieliwielkie łóżko z dwiema nocnymi szafkami i skrzynią na pościel orazsporą szafę wbudowaną pod skosem dachu.425anulaouslaandcs- Urocze wnętrze - wyraziła uznanie Allegra.-I sprawiawrażenie bardzo wygodnego.- Zatem rozumiesz, dlaczego czasem lubię się tu zaszyć -powiedział Ram.- Przypomina moje pierwsze mieszkanie w Nowym Jorku -odezwał się Todd.- Usiądzcie, proszę - zachęcił ich Ram.Obszedł pokój dookoła,zapalając po kolei lampy.Todd pomógł Allegrze zdjąć płaszcz, po czym odłożył go wrazze swoimi rękawiczkami i szalikiem na opacie jednego z foteli.Usiedli razem na kanapie.- Napijemy się armaniaku - zaproponował Ram.Stał w słabooświetlonej wnęce kuchennej z butelką w dłoni.-To bardzo dobry,stary trunek.Jeden z najlepszych.- Odwrócony do nich plecami,wyjął z kuchennej szafki kieliszki i zaczął je napełniać.- Widzę, że masz tu dużo książek na temat kamieni szlachetnychi projektowania biżuterii - zagadnęła Allegra, spoglądając z kanapy wstronę półek.- Owszem - przyznał Ram, wciąż odwrócony do nich tyłem.-Większość z nich dostałem od Julesa i Hannah Levantów.Przeszedłem przy nich prawdziwe studia.Nauczyli mnie wszystkiego,co ma związek z jubilerstwem.- To znaczy, że nigdy nie uczęszczałeś do żadnej szkołyprzygotowującej do tego zawodu? - spytał Todd.426anulaouslaandcs- Nie.Uczyłem się w pracy.Myślę, że to najlepsza metoda.Cóż,zaczynałem, mając piętnaście lat, więc nim osiągnąłem wiekodpowiedni do rozpoczęcia normalnych studiów, znacznieprzewyższałem wiedzą większość adeptów tego zawodu.W końcu odwrócił się do nich twarzą.- Proszę.- Podszedł i podał im kieliszki, a potem wrócił dokuchenki po swój.- Na zdrowie.- Na zdrowie - odpowiedzieli równocześnie Allegra z Toddem.Ram umoczył usta w armaniaku, obserwując oboje.Usiadłnaprzeciw nich w fotelu.- Smakuje? - zapytał.- Doskonały - pochwaliła Allegra, mimo że ledwie spróbowałatrunku.Nie znosiła żadnego alkoholu typu brandy, odkąd odkryła, żema po nim strasznego kaca, ale nie chciała tego mówić uprzejmemugospodarzowi.- Gładko wchodzi - odparł dyplomatycznie Todd, kołysząc lekkokieliszkiem.W istocie uważał, że trunek ma dziwny smak.Podobnydo jakiegoś lekarstwa.Zupełnie nie przypominał armaniaku, któryczasem pijał jego ojciec.Ram odstawił kieliszek i oparł dłonie na kolanach.- Chyba możemy przejść do rzeczy - oznajmił.- Mam tu w sejfiecoś, co chciałbym wam pokazać, Przepraszam na moment, zarazwrócę.- W porządku - powiedziała Allegra.Nagle zaczęło jej się kręcićw głowie.- Proszę.się nie śpieszyć.427anulaouslaandcsRam wszedł na antresolę i wyjął z kieszeni klucz.Na drzwiachszafy znajdowała się duża kłódka, której wcześniej nie zauważyli.Wsunął w nią klucz, przekręcił, otworzył drzwi i zniknął we wnętrzuszafy.Allegra spojrzała pytająco na Todda i przestraszyła się jegopółprzytomnych oczu.- Todd - szepnęła, ściskając go za ramię.Popatrzył na niąoszołomiony; wyraznie miał trudności ze zrozumieniem, co do niegomówiła.O mój Boże, pomyślała z lękiem, w tym armaniaku coś jest.Potrząsała Toddem coraz gwałtowniej, ale on tylko gapił się nanią szklistym wzrokiem.Sięgnęła po jego kieliszek i wylała całązawartość za oparcie kanapy.Ze swoim zrobiła dokładnie to samo.Miała nadzieję, że Ram niczego nie zauważy.Widząc, że Toddowi głowa zaczyna opadać na piersi, Allegraszarpnęła nim z całej siły.-C.CO.? - wymamrotał.- Todd - syknęła.- Nie możesz zasnąć.Staraj się jakoś trzymać.- C.co.?Ram wrócił z czarnym plastikowym workiem, jakich się używana śmieci.- Och, czyżby nasz przyjaciel za dużo wypił? - odezwał się nawidok Todda.- Obawiam się, że tak - odparła z wymuszonym uśmiechem.-Oboje mamy słabość do dobrego alkoholu.- Zawroty głowynastępowały falami; mijały na chwilę, by na nowo powrócić.Nie428anulaouslaandcsmogę odpłynąć, myślała gorączkowo, nie, za wszelką cenę muszęzachować trzezwość umysłu.- Nic nie szkodzi - zachichotał Ram.- W razie potrzeby Marcelbez trudu zaniesie go do samochodu.- Usiadł i położył worek nastoliku.- Widzę, że ty też skończyłaś drinka.- Mam dość, nie będę więcej piła - powiedziała Allegra.- Bojęsię, że także mogłabym zasnąć.- Jednak ci naleję.- Ram podniósł się z fotela.- Nie, nie, naprawdę - zaprotestowała Allegra.- Nie mogęwięcej.Ram bez słowa wziął jej pusty kieliszek i skierował się downęki.- Zaraz wrócę.Sam też się jeszcze napiję.Allegra miała wrażenie, że każdy mięsień w jej ciele jestnienaturalnie rozluzniony.Nie wolno mi wpadać w panikę.Muszę zawszelką cenę nad sobą panować.Zaczęła potrząsać głową, rękami,stopami, na przemian opuszczać i prostować ramiona, pochylać się naboki.Ram wrócił z napełnionymi kieliszkami.- Na zdrowie.- Z.zdrowie - wymamrotała, z trudem utrzymując kieliszek wzdrętwiałych palcach.Udała, że moczy usta w armaniaku.- Teraz pokażę ci, co tu mam.- Gospodarz otworzył worek iwyciągnął z niego kilka pudełek.429anulaouslaandcsAllegra z zaciekawieniem obserwowała jego ruchy, choćmusiała się bardzo starać, żeby mieć otwarte oczy.Z pierwszego pudełka wyjął jakiś przedmiot owinięty grubobiałą bibułką.Zaczął powoli odwijać warstwę po warstwie, aż ukazałsię masywny złoty naszyjnik o wymyślnym wzorze, a właściwie samaoprawa z widocznymi miejscami po kamieniach.Sądząc po otworachw oprawie, kamieni - dużych i jednakowej wielkości - musiało byćsporo, a jeden prawdopodobnie znajdował się w doczepionym donaszyjnika wisiorze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]