[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koszu na śmieci widzę stertę zużytych prezerwatyw.Na łóżku leży narzuta, ale nie ma pościeli.Zciany są puste.Pod sufitemwisi tylko żarówka.Stoją za to lodówka i sprzęt stereo.Crack to pochodna kokainy.Są to małe kryształki, białe,żółte albo szare, nadające się jedynie do palenia.Przyglądamsię, jak naga, czarna, piękna Jodie przygotowuje fajkę.U stópłóżka, na lodówce tli się papieros, a kiedy jest już wystarczającodużo popiołu, Jodie wrzuca go na wierzch fajki.Fajka to skomplikowany zestaw, składający się ze stłuczonej małej butelki pobacardi, blu tacku [masa podobna w konsystencji do plasteliny przyp.tłum.], recepturki i folii.Jodie przyklepuje popiół na fajce,a na nim bardzo ostrożnie kładzie crack.Trzyma to wszystkoz wielkim pietyzmem i szacunkiem, bo to cenny towar, cenniejszy niż złoto czy diamenty.Wdycha.Próbuje przytrzymaćdym w ustach, nadymając policzki.Część dymu ucieka nosem.Odchyla głowę i opierają o ścianę.Ma zamknięte oczy, ale widzę,jak one drgają pod powiekami.Połyka dym małymi porcjami.Podwóch minutach wraca do rzeczywistości.Gdy przesuwa się w stronę lodówki, jest ciągle na haju.Siedzę nagi na brzegu łóżka, przyglądam się, czekam, przewidujęjej ruchy, podczas gdy ona znów napełnia fajkę popiołem i kokainą.Przenoszę fajkę baaardzo, baaardzo powoli pod ścianę, obracam i ostrożnie, by nic nie upadło, podnoszę do ust.Przykładamzapalniczkę, a fajka wydaje z siebie odgłos przypominający rechot,bezzębny śmiech.Patrzę, jak crack topnieje niczym gorące szkło,a fajka stopniowo wypełnia się cudownym białym dymem.Skupiam na nim wzrok.Potem, nie dotykając folii, wdycham.Wciągany dym rozsadza mi klatkę piersiową.Włosy stają dęba.yrenice się powiększają, oczy przewracają.Drżą mi ręce.Czujęto wszystko.Serce, pulsującą krew i kanał w tyle głowy otwierający się do mózgu wtedy zalewa mnie rozkosz.Niepodobnado żadnej innej.To najlepszy seks, to latanie w przestworzach,radość z narodzin, podróż na Księżyc, zwycięstwo na olimpiadzie, symfonia, miłość.To najbardziej niesamowita rozkosz,jakiej można doznać, i jeszcze więcej.Nie da się tego z niczymporównać, ale żeby to uczucie trwało, muszę zatrzymać dymw sobie, muszę oddychać uszami, by nic nie uciekło z moichust, muszę zadbać o to, żeby nie uronić, nie zgubić, nie upuścićz fajki ani odrobiny cracku, bo zmarnowanie go byłoby gorszeniż zmarnowanie sobie życia.Mniej więcej po trzech minutach, kiedy jestem już sinyz braku tlenu, zaczynam odczuwać zjazd.Początkowo to tylkoniewielka rysa na moim szczęściu.Potem ta rysa robi się coraz szersza, aż w końcu staje sięogromną wyrwą w moim doświadczeniu z crackiem, a ja jestemludzikiem pikującym bez spadochronu, znikającym w przestworzach, próbującym przytrzymać się powietrza, usiłującym przeciągnąć działanie narkotyku choć o sekundę, o chwilkę dłużej.Ale zjazd już się zaczął i spadam ciężko w otchłań rozpaczyi cierpienia.Ogarnia mnie niepokój.Wydarzy się coś strasznego.Przyjdzie po mnie policja.Czyha na mnie szatan.Katastrofajest tuż za rogiem, kataklizm wielkości tsunami, nastąpi koniecświata, mój świat się skończy, słyszę głosy, które tak mówią.Niepokój zmienia się w przerażenie.A więc to jest ta słynna paranoja, w którą się wpada pocracku.No, to teraz wiem już wszystko o tym narkotyku.Crackto okrucieństwo, crack to zbrodnia, crack niszczy wszystko.Zacznij brać crack, a przestaniesz się troszczyć o żonę, dzieci,zarabianie pieniędzy i pozycję, nic już cię nie będzie obchodziłopoza hajem, będziesz w stanie zabić, popełnisz każde przestępstwo, byleby dostać crack.Palimy jeszcze trochę, ale wtedy crack się nieuchronnie kończy.Zmagamy się ze zjazdem, od którego nie ma ucieczki.Rozsadza nas.To jak nieustannie wibrujący udarowy młot.To jakzderzenie dwóch potężnych tirów na autostradzie.To jak odgłospaznokci na przykrywie metalowego kubła na śmieci.To ciałoi mózg rozprute i wystawione na działanie wszystkiego, co bolesne i dojmujące.By ulżyć mi w cierpieniu, Jodie daje mi valium.Jestem małyi wystraszony jak dziecko, więc mnie obejmuje.Ona zjeżdża,gadając, prorokując i robiąc swoje jamajskie sztuczki dżu dżu[oryg.ju ju, słowo wywodzące się z Afryki Zachodniej, odnoszące się do nadprzyrodzonych właściwości przypisywanychprzedmiotom przyp.tłum.].Potem rzuca się na podłogę i naczworakach zaczyna skamleć.Szuka upuszczonych okruchówcracku, podnosząc wszystko, co mogłoby nimi być.Na litośćboską, próbuje palić nawet ten pieprzony dywan! W końcupłucze fajkę i wylewa płyn na lustro, podpala go, a potempróbuje odzyskać crack, ale żałosna ilość, którą udaje się jejzebrać, tylko przyprawia nas o dreszcz, zamiast dać haj.Możeminimalnie powstrzymuje zjazd, ale nie dłużej niż minutę powypaleniu.%7łeby jakoś przeżyć ten stan, próbuję zasnąć, próbuję siępołożyć, próbuję wziąć prysznic.Spływające i otulające mniekaskady wody na chwilę odwracają uwagę i wszystko powstrzymują.Zjazd trwa około dziesięciu minut, a kiedy mija, nie myślęo niczym innym, tylko żeby znowu wziąć.I najczęściej znówbierzemy.Wkrótce palenie cracku z Jodie staje się sposobemna życie.To narkotyk seksualny, ale nie integrujący.Jego jedynawspólnotowość wiąże się z nieodłącznym zjazdem: jestem takbliski załamania, że potrzebuję przyjaciela, podobnie jak Jodie,i ta potrzeba nas wiąże.Mam jednak także inne życie.Dopiero przekroczyłem dwudziestkę, w dodatku parę lat straciłem, więc teraz chcę się trochęzabawić.Palenie cracku z Jodie to niewątpliwie mocne doznanie, ale nie mógłbym tego nazwać zabawą.Zabawa to kluby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]