[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kiedy skończysz, przyjdz do domu Bigwatera.Było mi lżej na duchu, kiedy szłam do DoktoraTuttle a.Chciałam, żeby Tegan mnie uściskała i życzyłami szczęścia.Jadła akurat kolację z Doktorem i jego żoną;natychmiast podskoczyła i zaoferowała mi talerz, aleodmówiłam. Możemy przez chwilę porozmawiać na osobności?Jej rodzice byli tak mili, że wybaczyli mi najście,uprzejmie nie zwracając też uwagi na mój wojenny strój.Wyszłyśmy na zewnątrz. Wyruszam  powiedziałam i wyjaśniłam jejokoliczności. Nienawidzę Caroline Bigwater  rzuciła Tegan,zaciskając drobne pięści. Nienawidzę.Wiesz, że mówi to samo o tym, że pomagam Doktorowi?Nie zaskoczyła mnie. Mam nadzieję, że nie będzie cię niepokoiła, jakwyjadę.Tegan uśmiechnęła się szeroko. Na pewno nie. Skąd ta pewność?  Przekrzywiłam głowę,zaintrygowana. Bo mnie tu nie będzie.Przyda ci się lekarz nawyprawie, a nawet doktor przyznaje, że jestem niemal takdobra, jak on.Nie popełniłam błędu i nie spytałam o jej nogę; nieutykała już tak mocno jak kiedyś.Poza tym, skoro miaładość sił, by znieść morderczy wysiłek podczas siewu iżniw, mogła wytrzymać również wyprawę.Tegan mogłaokazać się najsilniejsza z nas wszystkich.Pobiegła z powrotem do domu i zwróciła się doTuttle ów. Pomóżcie mi spakować apteczkę. Ktoś zachorował?  spytał Doktor Tuttle.Pozwoliłam, żeby im wszystko wyjaśniła, a potemDoktor poszedł podzielić swoje narzędzia.Dał jej igłę znićmi, bandaże, maści i metalowe przedmioty, których zpewnością nie umiałabym użyć.Najwyrazniej Teganpotrafiła. Jesteś pewna?  spytałam, zastanawiając się, czyzdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Absolutnie.Uratowałaś mnie, niejeden raz.Teraz mogę ci odpłacić. Ale tak bardzo ci się tu podobało. Dziwiło mnie,że Tegan chce wyruszyć ze mną w nieznane, skoro odkądją znałam, szukała bezpiecznej przystani. Tu jest mój dom  odparła z prostotą. Więczrobię, co mogę, żeby go bronić.I jestem twojądłużniczką, więc. Wzruszyła ramionami. Muszęjechać.Zawstydzona jej lojalnością, powiedziałam, żebyspotkała się ze mną u Bigwaterów, kiedy tylko sięspakuje, a potem poszłam dalej.Czułam się coraz lepiej.Może według standardów panujących w Salvation niejestem normalną dziewczyną, ale mam prawdziwychprzyjaciół.Bez wątpienia.Musi być we mnie cośwartościowego, skoro chcą mi towarzyszyć.Została mi już tylko jedna osoba.Cień.Możepogrążony we własnym bólu nie dba o to, co robię, alebyłam mu winna spotkanie zanim odejdę.Tak jak się spodziewałam, w domu Longshotapanowała ciemność.%7ładnych świec.%7ładnych lamp.AleCień musiał tu być, bo nie zostawał w warsztacie powyjściu Edmunda.Wejście na ganek i zapukanie do drzwiwymagało całej mojej odwagi.Przez kilka długich chwil czekałam, aż w końcuusłyszałam w środku szelest.Cień otworzył drzwi; twarzmiał skrytą w mroku. Zapomniałaś czegoś? Tylko tego. Kiedy pocałowałam go w policzek, wstrząsnął mną jego odruchowy grymas.To było cośnowego; mój dotyk nie dawał mu już przyjemności; możekażdy kontakt fizyczny zaczął kojarzyć z bólem.Opłakiwałam wszystko, co straciliśmy.Myślałam, żepotrzebuje trochę czasu.nie zdawałam sobie sprawy, żejego rana sięga tak głęboko.W mojej głowie odezwał się Stalker:  On jest miękki,nie taki jak my.W końcu go złamiesz.Może, pomyślałam.Ale mogę go też ocalić.Tylko nie dzisiaj.Mój chłopiec dość się nacierpiał.Nie mogłam prosić, by znowu walczył w mojej sprawie.W tych ciężkich czasach potrzebował choćby takiegospokoju, jaki oferowało Salvation. Do zobaczenia, Cieniu.Nie miałam serca opowiadać mu całej historii.Edmund o tym wspomni, jeśli Cień nadal będzie pomagałmu w warsztacie.Lekko zbiegłam ze schodów, oddalającsię od niego, w stronę przyszłości, w stronę niepewności iniebezpieczeństwa. Zasługuję na to  powiedział cicho.Wypowiedziane z bólem słowa zatrzymały mnie, nieodwróciłam się jednak. Na co? Na to, że nie ufasz mi na tyle, żeby poprosić mnie opomoc. Jego słowa płonęły nieznośnym cierpieniem,jakby mnie w jakiś sposób zawiódł. A może uważasz, żenie jestem dość silny, żeby na coś się przydać.Więc już wiedział.Nie zapytałam skąd.Tajemnice zawsze jakoś się rozchodzą, jak szepty niesione przezwiatr. Nie myślę tak  powiedziałam szczerze.Ale ty tak myślisz. Nadal jesteśmy partnerami, prawda?  W jegogłosie była rozpaczliwa nadzieja.Bolało mnie to pytanie  bolało, że w ogóle musiałpytać.Kolejny raz odepchnął mnie, odkąd został porwany,jakbym nie miała nic, co mogłam mu zaoferować, nic, comogło mu ulżyć albo go pocieszyć.Pękało mi serce.Alenie był to czas na gniew; nie mogłam teraz skupiać się natym, jak się przez niego czuję.Potrzebowałamprzypomnieć sobie, że zwątpił w siebie i że musiało toboleć jak nóż wbity w pierś.Więc odwracając się doniego, przybrałam obojętną minę.Litość by go zniszczyła. Jeszcze nie wyruszyłam  odparłam. Nie prosiłamcię o pomoc, bo staram się robić to, co jest dobre dlaciebie.Jasne, że dla mnie najlepsze jest zawsze mieć cięprzy sobie. Nie chcę tu zostać.Nie chcę nawet być w swojejwłasnej skórze.Mogę iść z tobą?  Ból w jego głosiesprawił, że złagodniałam. Powiedziałeś, że nie możesz być tym, kogopotrzebuję, ale jesteś wszystkim, czego chcę.Nawet jeślisam z siebie zrezygnujesz, ja nigdy tego nie zrobię.Będęo ciebie walczyć. Nie powinnaś tak mówić  wyszeptał. Nie jestemtego wart.  To nieprawda.Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, ale oncofnął się nawet wtedy, kiedy go pocałowałam.Niemogłam się spieszyć; wystarczy, że znowu ze mnąrozmawiał.Jak powiedziała Tegan, nie jestem w staniesprawić, by uwierzył, jak jest ważny i wartościowy mimotego, co zrobili mu Dzicy.Musi sam to zrozumieć, a japoczekam na tę chwilę.%7łeby nie wiem jak długo totrwało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •