[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze trochę za wcześnie, aby mówić z całkowitą pewnością, ale myślę, \eMatka pobłogosławiła mnie.Po stracie ostatniego dziecka nie myślałam, aby to jeszcze było mo\liwe - wielelat upłynęło mi bez jej błogosławieństwa.To mo\e być dziecko twego ducha, upewnię się, je\eli będziemiało twoje oczy.Na jego czole pojawiły się znajome zmarszczki.- Serenio, w takim razie muszę zostać.Przy twoim ognisku nie ma mę\czyzny, który zadbałby o ciebie idziecko - powiedział.- Nie musisz się martwić.Matka i dziecko nigdy nie były bez opieki.Mudo powiedziała, \e ka\dy przeznią błogosławiony powinien być otoczony opieką.To po to stworzyła mę\czyzn, aby przynosili matkomdary Wielkiej Matki Ziemi.Jaskinia zadba o to, aby nie zabrakło mi po\ywienia, tak jak ona dba, aby niezabrakło i go jej dzieciom.Musisz iść ku swemu przeznaczeniu, a ja podą\ę za swoim.Nie zapomnę cię, aje\eli będę miała dziecko twego ducha, to będę myślała o tobie tak, jak pamiętam mę\czyznę, któregokochałam, gdy urodził się Davro. Serenio się zmieniła, ale nadal niczego od niego nie oczekiwała, nie obarczała go cię\arem zobowiązań.Jondalar objął ją.Spojrzała w jego zniewalająco błękitne oczy.Niczego nie mogła ukryć, ani miłości, którądo niego \ywiła, ani smutku z powodu jego utraty, ani radości ze skarbu, który - jak miała nadzieję - nosiła.Przez szpary mogli ju\ dostrzec słabe światło obwieszczające nadejście nowego dnia.Jondalar wstał.- Co robisz?- Wychodzę.Wypiłem za du\o napoju.- Uśmiechnął się.- Ale pilnuj, aby posłanie było ciepłe.Noc sięjeszcze nie skończyła.- Pochylił się i pocałował ją.- Serenio - jego głos był pełen uczucia - znaczysz dlamnie więcej ni\ wszystkie kobiety, które znałem.Ale to nie wystarczało.Odejdzie, choć wiedziała, \e je\eli poprosi, to zostanie.Nie poprosiła, a on wzamian dał jej tyle, ile mógł.A to było więcej ni\ większość kobiet kiedykolwiek otrzymała.18.- Matka powiedziała, \e chciałeś mnie widzieć.Jondalar dostrzegł pełen napięcia układ ramion i ostro\ne spojrzenie chłopca.Wiedział, \e Davro unikałgo i domyślał się, dlaczego to robi.Wysoki mę\czyzna uśmiechnął się, starając się sprawiać wra\eniebeztroskiego i odprę\onego.Jednak\e wyrazna niepewność w zwykle pełnym czułości i ciepła zachowaniuJondalara zdenerwowała Davro jeszcze bardziej; nie pragnął potwierdzenia swych obaw.Jondalar te\ się niepalił, aby o tym z chłopcem rozmawiać.Wyciągnął z półki starannie zło\one odzienie i rozwinął je.- Myślę, \e ju\ prawie do tego dorosłeś.Chciałbym ci to dać.Na widok bluzy Zelandonii ozdobionej egzotycznymi wzorami przez krótką chwilę oczy chłopcazapłonęły radością, ale zaraz do jego spojrzenia powróciła czujność.- Odchodzisz, prawda? - powiedział z wyrzutem.- Thonolan jest moim bratem, Davro.- A ja jestem dla ciebie nikim.- To nieprawda.Wiedz, \e bardzo jesteś bliski memu sercu.Ale Thonolan jest tak przepełniony \alem, \ezachowuje się zupełnie nierozwa\nie.Martwię się o niego.Nie mogę pozwolić, aby samotnie odszedł, aje\eli ja się o niego nie zatroszczę, to kto to uczyni? Proszę, postaraj się mnie zrozumieć.Ja wcale nie mamochoty wędrować dalej na wschód.- Wrócisz?Jondalar milczał przez chwilę.- Nie wiem.Nie mogę obiecać.Nie wiem, dokąd idziemy ani jak długo będziemy wędrowali.- Podał mubluzę.- Dlatego chciałem ci ją dać, abyś miał coś na pamiątkę po "człowieku Zelandonii".Davro, wysłuchajmnie.Zawsze będziesz dla mnie pierwszym synem mego ogniska.Chłopiec spojrzał na wyciągniętą w jego stronę bluzę; wtem z oczu popłynęły mu łzy zwiastującecałkowite załamanie:- Nie jestem synem tego ogniska! - krzyknął, po czym odwrócił się i wybiegł z szałasu.Jondalar chciał za nim biec, ale tylko poło\ył bluzę na posłaniu Davro i powoli wyszedł na dwór.Carlono zmarszczył brwi na widok nisko płynących chmur.- Myślę, \e pogoda się utrzyma - powiedział - ale je\eli zacznie mocno dmuchać, to przybijajcie dobrzegu, choć to nie zawsze będzie łatwe, zanim wypłyniecie poza bramę.Po drugiej stronie bramy rozciągasię równina, na której Matka dzieli się na szereg kanałów.Pamiętajcie, aby trzymać się lewego brzegu.Zanim dotrzecie do morza, rzeka zakręci na północ, a potem na wschód.Tu\ za zakrętem łączy się z innądu\ą rzeką wpadającą do niej z lewej strony.To jej ostatni du\y dopływ.W niewielkiej odległości od tegomiejsca zaczyna się delta - ujście do morza - ale nadal będzie was czekać daleka droga.Delta jest ogromna iniebezpieczna, pełna bagien, moczarów i ławic piasku.Matka znowu się rozdzieli, zwykle na cztery, aleczasami i na więcej głównych kanałów i wiele małych.Trzymajcie się lewego kanału, północnego.Napółnocnym brzegu, w pobli\u ujścia jest Obóz Mamutoi.Doświadczony człowiek rzeki ju\ im o tym wszystkim mówił.Narysował im nawet na ziemi mapę, abylepiej pokazać, jak dotrzeć do końca Wielkiej Matki Rzeki.Wierzył jednak, \e powtórka pomo\e im lepiejzapamiętać, szczególnie, \e musieli szybko podejmować decyzję.Nie bardzo cieszył go pomysł, aby dwóchmłodzieńców wyruszało w podró\ po nie znanej rzece bez doświadczonego przewodnika, ale oni obstawaliprzy tym; a raczej Thonolan się przy tym upierał, a Jondalar nie puściłby go samego.Przynajmniej wysokimę\czyzna zdobył ju\ pewną wprawę w obchodzeniu się z łodziami.Stali na pomoście.Baga\ był załadowany na małą łódz, ale ich odjazdowi nie towarzyszyłocharakterystyczne dla tego typu wypraw podniecenie.Thonolan odchodził jedynie dlatego, \e wspomnienianie pozwalały mu tu zostać, Jondalar zaś wolałby raczej wyruszyć w przeciwną stronę.Thonolan stracił całą swoją radość \ycia.Miejsce poprzedniej otwartości i \yczliwości zajęła terazmarkotność.Jego posępny nastrój przeplatał się z wybuchami złego humoru - często prowadzącymi dowiększej lekkomyślności i beztroskiego lekcewa\enia.Pierwsza prawdziwa sprzeczka, do jakiej doszło pomiędzy braćmi, tylko dlatego nie skończyła się bójką, \e Jondalar odmówił walki.Thonolan zarzucałbratu, \e niańczy go niczym niemowlę.Domagał się prawa do własnego \ycia i \ądał, aby przestał wszędzieza nim chodzić.Kiedy Thonolan się dowiedział, \e prawdopodobnie Serenio jest w cią\y, to wpadł wewściekłość, \e Jondalar chce opuścić kobietę, która - być mo\e - nosi w sobie dziecko jego ducha, i podą\yćza swym bratem ku jakiemuś nieznanemu celowi.Nalegał, aby Jondalar został i zatroszczył się o nią, tak jakuczyniłby ka\dy przyzwoity człowiek.Pomimo to, \e Serenio odmówiła zostania jego partnerką, Jondalar nie mógł się pozbyć uczucia, \eThonolan ma rację.Od urodzenia wpajano mu, \e obowiązkiem mę\czyzny, jego wyłącznym celem, byłozapewnienie opieki matce i dziecku, szczególnie gdy kobietę pobłogosławiono dzieckiem, które w jakiśtajemniczy sposób mogło mieć jego duszę.Ale Thonolan nie chciał zostać, a Jondalar obawiając się, \e bratmo\e postąpić w sposób nierozwa\ny i narazić się na niebezpieczeństwo, obstawał przy dotrzymaniu mutowarzystwa.Panowała między nimi atmosfera ciągłego napięcia.Jondalar nie wiedział, jak się po\egnać z Serenio; niemal bał się na nią spojrzeć.Ale ona z uśmiechemprzyjęła jego po\egnalny pocałunek i nie dała po sobie poznać wzruszenia, choć jej oczy wydawały siętrochę wilgotne i zaczerwienione [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •