[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to był Nelson, sławny z tego, że zdobywszyabordażem jeden francuski okręt, przeskakiwał na pokładdrugiego i zajmował oba.Teraz też nie zamierzał sięzatrzymywać.Im bliżej podpływał, tym głośniejsze okrzykiwściekłości i konsternacji zrywały się wśród żeglarzyfrancuskich.To było szaleństwo! A jednak coraz bardziejoczywiste się stawało, że bitwa rozgorzeje, choć dzień miał sięjuż ku końcowi.278Żeglarze na brzegu wsiadali do łodzi, żeby wrócić na swojeokręty.Zagrzmiały wystrzały z kilku dział, ale chybiły.Zo-baczyłem, że czołowe angielskie okręty zmierzają kuzachodniemu krańcowi francuskiej linii pod wysepką Abukir,gdzie Francuzi umieścili baterię dział polowych.Na tamtymkrańcu zatoki było gęsto od raf i Brueys miał pewność, żeAnglicy tamtędy nie przejdą.Ale Nelsonowi nikt o tym niepowiedział - dwa angielskie okręty, nomen omen Zealous iGoliath, ścigały się teraz o zaszczyt okrążenia Francuzów.Szaleństwo! Krwistoczerwone słońce stało już na horyzoncie, afrancuskie haubice przybrzeżne waliły w Anglików, tyle żeniewiele mogły wskórać, ponieważ ci znajdowali się wmartwym polu ostrzału.Wyścig wygrał Goliath, któregosylwetka pięknie zarysowała się na tle słońca, ale zamiastutknąć na skale, przemknął zręcznie pomiędzy Le Giierrierem ibrzegiem.Zaraz potem sprawnie zawrócił i pożeglował wzdłużwewnętrznej linii Francuzów, pomiędzy okrętami Brueys'a ibrzegiem! Idąc ostro na wiatr, zrównał się z drugim okrętemformacji, Le Conquerantem, opuścił kotwicę tak spokojnie,jakby stanął w porcie, a potem odpalił potężną salwę wbezbronną burtę francuskiego okrętu.Rozległ się straszliwygrzmot i oba okręty spowiła chmura gęstego dymu.Francuz za-chwiał się, jakby trafiła go pięść bajkowego olbrzyma - zo-baczyłem drewniane drzazgi wylatujące wysoko w górę.Wzdłuż francuskiej linii rozległy się okrzyki wściekłości iprzerażenia.Zakotwiczeni pod przeciwnym wiatrem mogliśmytylko czekać na naszą kolej.Zealous zakotwiczył naprzeciwko Le Guerriera, a tym-czasem na zatokę wpływały kolejne angielskie okręty: Orion,Audacious i Theseus, które też uderzyły na niechro-nionąstronę szyku Francuzów.Wspaniała ściana Brueys'a nagleokazała się bezbronna.Uniósł się dym, formując jakbyburzowe chmury, a odległe początkowo grzmoty dział279narastały do ogłuszających ryków.Słońce zaszło, wiatr zamarłkompletnie, a niebo pociemniało.Reszta angielskiej flotyzwolniła, ale wciąż zbliżała się złowrogo wzdłuż skierowanychku morzu francuskich burt, co oznaczało, że każdy z czołowychokrętów Brueys'a miał zostać wzięty w kleszcze pomiędzydwoma okrętami Nelsona.Gdy Angole bombardowali pierwszesześć okrętów Brueys'a, pozostałe, niezdolne do wzięciaudziału w bitwie, mogły się temu tylko przyglądać.Stały nakotwicy, a ich załogi bezsilnie patrzyły na egzekucjętowarzyszy.Była to rzeź.W mroku radosne wiwaty Anglikówmieszały się z okrzykami grozy wydawanymi przez Francuzówprzerażonych coraz większymi stratami.Napoleon kląłby jakszewc, gdyby to mógł zobaczyć.W każdej morskiej bitwie są momenty złowieszczegospokoju, gdy płynny i cichy balet na wodzie zwiększa napięcieprzed ogłuszającymi salwami.Okręty wyłaniają się z kłębówdymu jak giganty.Słychać ryk armat, a potem długie interwałyciszy, podczas której przeładowuje się działa, odciąga rannychi wylewa wiadra wody na płonące szczapy.Tu, przy Nilu,niektóre jednostki wpadały na inne, stojące na kotwicy.Dymstworzył zasłonę gęstej mgły, przez którą z trudem przebijałysię promienie wschodzącego księżyca.Te okręty, które mogłysię poruszać, manewrowały na poły oślepione.Zobaczyłem, żew pobliżu pojawia się jakiś angielski liniowiec - na jego burciewidać było napis Bellerophon - i słyszałem okrzyki mierzącychw nas kanonierów.Anglik sunął na nas majestatycznie jak góralodowa.- Padnij! - wrzasnął do mnie Brueys.Zobaczyłem krzyczącego „Ognia! Ognia!" kapitana Ca-sabiancę, który stał niżej, na głównym pokładzie.Gdyrozpłaszczyłem się na deskach rufówki, cały świat utonął wogłuszającym ryku dział.Ugodzony potężnie U Orient chybnąłsię w bok; przechył statku zwiększył wpływ jed-280noczesnego odrzutu własnej salwy burtowej.Cały kadłubzatrzeszczał, słyszałem suche zgrzyty pękających belekwięźby.Ale wymierzona w maszty i żagle salwa Francuzaodniosła równie niszczący skutek na okręcie angielskim.Maszty i reje Bellerophona runęły jak podcięte toporami, za-sypując pokład ulewą morderczych płonących odłamków.Brytyjski liniowiec zaczął się oddalać.Teraz przyszła kolej nawiwaty Francuzów.Wstałem chwiejnie, zawstydzony że niktoprócz mnie nie usłuchał rozkazu.Ale kilkunastu przynajmniejbyło martwych lub rannych, a Brueys krwawił z ran na głowiei dłoni.Choć krew kapała na pokład, admirał odprawił gestembiegnącego z bandażami chirurga.- Mówiłem, Gage, żebyś zszedł do ładowni! - skarcił mnie.- Może tu bardziej mi się poszczęści - odparłem drżącymgłosem, patrząc w ślad za znikającym w chmurze dymuBellerophonem.Zanim skończyłem mówić, jedno z brytyjskich dział za-kwitło ogniem i ponad burtą gwizdnął pocisk, który ugodziładmirała w udo.Noga tuż przy biodrze zniknęła jak ząbwyrwany nicią cyrulika i sypiąc bryzgami krwi, odleciała wmrok niczym wirująca kłoda bieli i czerwieni.Brueys stałprzez chwilę na drugiej nodze, patrząc z niedowierzaniem naokropną ranę, po czym zwalił się na pokład jak złamany stół.Oficerowie jak jeden wydali okrzyk zgrozy i stłoczyli sięwokół admirała.Pokład zalały strugi krwi.- Zanieście go do lazaretu! - ryknął kapitan Casabianca.- Nie! - zdołał wystękać Brueys.- Chcę umrzeć tu, gdziemogę jeszcze coś zobaczyć.Wszystko wokół pogrążyło się w chaosie.Obok nasprzeszedł chwiejnie jakiś marynarz z połową oddartego skalpu.Tuż pod działem leżał bezwładnie jak kłoda mid-szypmen,któremu z piersi wystawała drewniana drzazga długości stopy.Pokład główny zamienił się w piekło try-281skających na wszystkie strony drzazg, fragmentów takie-lunku,wypatroszonych flaków i bryzgów krwi.Ludzie deptali popopękanych organach wewnętrznych swoich konającychtowarzyszy.Nosiciele prochu ślizgali się w potokach krwi,zalewającej pokład szybciej niż piasek, którym starano się jezasypać.Co chwila rozlegały się niskie grzmoty dział, urągliweszczekanie muszkietów i złowrogi gwizd kul.Koncentracjachaosu przewyższała wszystko, co widziałem w bitwachlądowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]