[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Michener pozostał z tyłu i pozwolił, by ceremonia odbywała się bez niego.Jegozadaniem było przebywać w pobliżu, w gotowości do asysty; nie musiał uczestniczyć wuroczystościach.Zauważył, że jeden z miejscowych księży również czeka.Wiedział, że niski,łysawy duchowny to pomocnik Bartola.- Czy Ojciec Zwięty zostanie na obiad? - zapytał ksiądz po włosku.Nie spodobał mu się nieco butny ton.Prócz szacunku słyszał w nim rozdrażnienie.Lojalność tego duchownego zdecydowanie nie była ulokowana po stronie starzejącego siępapieża.Nawet nie silił się, by ukryć niechęć do monsignore a rodem z Ameryki, który zpewnością straci posadę z chwilą śmierci Klemensa.Ten człowiek z pewnością kierował sięwizją tego, co jego zwierzchnik może dla niego uczynić, podobnie jak Michener dwie dekadywcześniej, kiedy niemiecki biskup obdarzył sympatią nieśmiałego seminarzystę.- Papież zostanie na obiedzie, o ile rozkład dnia zostanie utrzymany.W tej chwilinawet wyprzedzamy nieco plan.Czy otrzymał ojciec wskazówki odnośnie do menu?Duchowny skinął nieznacznie głową.- Posiłek przygotowano zgodnie z zaleceniami.Klemens nie przepadał za włoską kuchnią, który to fakt w Watykanie przez długi czasstarano się ukryć.Oficjalnie stwierdzano, że papieskie upodobania kulinarne są jego prywatnąsprawą, niezwiązaną z pełnionymi obowiązkami.- Wejdziemy do środka? - zapytał Michener.Ostatnio czuł mniejszą ochotę do żartów z polityki Kościoła - od momentu, gdyzrozumiał, że jego wpływy maleją wraz z pogarszającym się stanem zdrowia Klemensa.Ruszył do wnętrza katedry, w ślad za nim zrobił to irytujący duchowny.Najwyrazniejmiał to być jego anioł stróż na cały dzień.Klemens stał na skrzyżowaniu naw w miejscu, gdzie stała prostokątna szklana gablotapodwieszona pod sufitem.Wewnątrz niej, oświetlone matowym światłem, znajdowało sięwyblakłe płótno koloru jasnobrązowego z żółtym odcieniem, długości około czterech metrów. Na płótnie widniały niewyrazne zarysy ludzkiej postaci.Przednia i tylna połowa ciała łączyłysię przy głowie, jak gdyby ciało zostało złożone na płótnie i potem nakryte nim od góry.Twarz pokrywała broda, zmierzwione włosy sięgały do ramion, dłonie wstydliwie zakrywałyłono.Na głowie oraz nadgarstkach widoczne były ślady ran, również tors nosił ślady dzgnięć,a na plecach widniały szramy od batoga.To, czy był to wizerunek Chrystusa, wciąż pozostawało wyłącznie kwestią wiary.Osobiście Michenerowi z trudem przychodziło zaakceptować fakt, że kawałek płótna tkanegow jodełkę mógł przetrwać bez szwanku dwa tysiące lat.Traktował tę relikwię jako obiektpokrewny treściom, które z ogromnym zapałem studiował przez kilka ostatnich tygodni -związanym z maryjnymi objawieniami.Zgłębiał relację każdego potencjalnego świadka,który rzekomo doświadczył wizyty gościa z niebios.Papiescy badacze stwierdzali, iżwiększość z nich była pomyłką, halucynacją albo przejawem problemów natury psychicznej.Niektóre z relacji okazywały się zwykłymi mistyfikacjami.Ale dwudziestu kilku przypadkówpapiescy inkwizytorzy, mimo szczerych chęci, nie byli w stanie zdezawuować.Konieckońców stwierdzano, że nie da się znalezć innego racjonalnego wyjaśnienia pozapojawieniem się na ziemi Matki Boskiej.Tego rodzaju objawienia uznawano za wiarygodnecuda.Jak w Fatimie.Lecz podobnie jak w wypadku całunu, który wisiał przed nim, ta wiarygodnośćrównież sprowadzała się, jak samo słowo wskazuje, do kwestii wiary.Klemens od dziesięciu minut modlił się przed całunem.Michener zauważył, że terazjuż nie nadążają za rozkładem dnia, ale nikt nie miał odwagi przerwać papieskich modłów.Zgromadzeni stali w milczeniu do chwili, gdy następca Piotra powstał, przeżegnał się ipodążył za kardynałem Bartolo do kaplicy wyłożonej czarnym marmurem.Kardynał-prefektwydawał się zaniepokojony tym, że musi pokazać to niezwykłe miejsce.Przejście trwało niemal pół godziny.Przeciągnęły je pytania zadawane przezKlemensa oraz jego upór, by osobiście pozdrowić wszystkich zgromadzonych w katedrze.Harmonogram był już bardzo napięty, Michener odetchnął więc z ulgą, kiedy papieżpoprowadził całą świtę do przyległego budynku na obiad.Klemens zatrzymał się tuż przed salą jadalną i odwrócił się do Bartolo.- Czy jest tu jakieś miejsce, w którym mógłbym zamienić kilka słów ze swoimsekretarzem?Kardynał szybko wypatrzył pomieszczenie bez okna, zapewne służące zaprzebieralnię.Gdy drzwi zamknięto, Klemens sięgnął do kieszeni sutanny i wyciągnął jasnoniebieską kopertę.Michener rozpoznał papieską papeterię używaną do korespondencjiprywatnej.Kupił ją w jednym z rzymskich sklepów i podarował Klemensowi w ostatnie BożeNarodzenie.- To list, który zabierzesz ze sobą do Rumunii.Jeśli ojciec Tibor nie będzie w stanielub nie zechce zrobić tego, o co go proszę, zniszcz ten list i wracaj do Rzymu.Wziął kopertę.- Zrozumiałem, Ojcze Zwięty.- Dobry kardynał Bartolo jest nad wyraz przychylnie usposobiony, prawda? - zapytałpapież, uśmiechając się przy tym.- Wątpię, żeby zdołał zgromadzić trzysta odpustów gwarantowanych za ucałowaniepapieskiego pierścienia.Wedle starej tradycji ten, kto z pobożną czcią ucałuje papieski pierścień, otrzymaodpust trzystu grzechów.Michener często zastanawiał się, czy średniowieczni papieże, którzywymyślili tę nagrodę, mieli na myśli wybaczenie grzechów, czy też pragnęli jedyniezapewnić sobie większą liczbę oddanych popleczników.Klemens stłumił śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •