[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.78 Jednak oni wkrótce wypatrzyli skuloną za krzakiem postać i natychmiast zaczęli biecw tamtą stronę.Gdy zobaczyłem, że mężczyzni rzucili się do ataku, krzyknąłem głośno,by zwrócić ich uwagę na fakt, że mają do czynienia z więcej niż jednym przeciwnikiem.Usłyszawszy mój okrzyk zatrzymali się i rozejrzeli wokół.Gdy dostrzegli Dian i mnie, zamienili kilka słów.Potem jeden pobiegł ku Juagowi,zaś drugi zaczął zbliżać się do nas.Gdy podszedł bliżej, zobaczyłem, że ma w dłoni jedenz moich sześciostrzałowców, jednak trzyma go za lufę, najwyrazniej biorąc rewolwer zajakiś rodzaj maczugi czy tomahawku.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, pomyślawszy o tym, jak ten niewyszkolonywojownik z epoki kamienia łupanego marnuje możliwości śmiercionośnego narzędzia.Wystarczyło, by go odwrócił i nacisnął spust, a mógłby nadal pozostać wśród żywych.Zresztą być może rzeczywiście nadal żyje, gdyż ja go nie zabiłem.Gdy znajdował sięw odległości około dwudziestu stóp ode mnie, szybkim ruchem, którego nauczył mnieGhak, rzuciłem włócznie.Przysiadł, usiłując jej uniknąć i w rezultacie włócznia, zamiastwbić się w serce, gdzie pierwotnie mierzyłem, odbiła się drzewcem od jego skroni.Runął jak rażony piorunem.Uporawszy siej z moim przeciwnikiem, spojrzałem w stronę Juaga.Młodzieniecprzeżywał niezwykle emocjonujące chwilę.Mężczyzna, który go zaatakował byłprawdziwym gigantem  teraz usiłował go trafić, tnąc i dzgając powietrze morderczowyglądającym nożem, który prawdopodobnie został zaprojektowany z myśląo zarzynaniu mastodontów.Jednocześnie z diabelskim sprytem udaremniał Juagowiwszelkie próby ucieczki w bok, co pozwoliłoby mu uniknąć straszliwych konsekwencjiwycofywania się w dotychczasowym kierunku.Zrozumiałem, że za chwilę Juag będziemusiał dobrowolnie skoczyć w przepaść, gdyż w przeciwnym razie zostanie w niązepchnięty przez napastnika.W tym samym momencie, w którym uświadomiłem sobiew jak kłopotliwym położeniu znajduje się mój przyjaciel przyszedł mi do głowy sposóburatowania go.Podbiegłem do mężczyzny, którego przed chwilą powaliłem i chwyciłemwypuszczony przez niego rewolwer.To była już ostatnia szansa, zrozumiałem to,podnosząc broń i naciskając na spust.Nie było czasu na celowanie  Juag stał nasamym skraju przepaści, a jego bezlitosny przeciwnik ciągle napierał, wymachujączaciekle swym rzeznickim nożem.I wtedy przemówił rewolwer  głośno i ostro.Gigant wyrzucił ręce ponad głowę,okręcił się jak ogromny bąk i spadł w przepaść.A Juag?Rzucił mi wystraszone spojrzenie.Biedny chłopak oczywiście nigdy przedtemnie słyszał wystrzału z broni palnej, zachwiał się, odwrócił i z pełnym przerażenieo krzykiem runął głową w dół w ślad za swym niedawnym prześladowcą.Zdjętyprzerażeniem podbiegłem do krawędzi urwiska.Zdążyłem jeszcze zobaczyć dwa ciała,uderzające o powierzchnie leżącej w dole, małej zatoczki.79 Przez chwilę, z Dian przy mym boku, stałem jak skamieniały, patrząc w dół.Potem,ku memu niezmiernemu zdziwieniu, zobaczyłem, że Juag wypływa na powierzchniei mocnymi uderzeniami rąk kieruje się ku łódce.Ten chłopak spadł do wody z tak ogromnej wysokości i nic mu się przy tym niestało!Krzyknąłem do niego, by czekał na nas na dole, zapewniając jednocześnie, że niemusi się bać mojej broni, gdyż ona poraża tylko wrogów.Potrząsnął głową i powiedziałcoś, czego nie zrozumiałem ze względu na dużą odległość, gdy jednak wciąż nalegałem,obiecał na nas czekać.W tej samej chwili Dian chwyciła mnie za ramie, wskazującw stronę wioski.Mój strzał sprowadzał nam na kark gromadę wymachujących broniątubylców.Wojownik, którego ogłuszyła moja włócznia odzyskał już przytomność, wstał i bardzoprędko pobiegł swym współplemieńcom na spotkanie.Przyszłość moja i Dian zaczęłasię rysować w coraz ciemniejszych barwach, gdyż między nami, a choćby początkiemwolności, znajdowało się to upiorne, pionowe zejście po urwisku, a z drugiej stronyszybko się do nas zbliżała horda dzikich nieprzyjaciół.Była jeszcze nadzieja, jednak Dian musiała natychmiast zacząć schodzić na dół.Spytałem czy potrafi zejść sama i czy się tego nie obawia.Uśmiechnęła się dzielniei wzruszyła ramionami. A ty?  spytała, przeszedłszy już przez krawędz przepaści. Pójdę za tobą po oddaniu jednego czy dwóch strzałów do naszych przyjaciół odpowiedziałem. Chce dać im szansę spróbowania tego nowego lekarstwa, którewyleczy Pellucidar z wszystkich trapiących go chorób.To ich powinno zatrzymaćdostatecznie długo, bym mógł do ciebie dołączyć.Pospiesz się! I powiedz Juagowi, żebybył gotowy do odpłynięcia w chwili, gdy znajdę się w łodzi.Lub wtedy, gdy stanie sięoczywiste, że nie będę mógł do niej dotrzeć.Jeżeli mi się coś przytrafi, ty, Dian, musisz wrócić do Sari, by wraz z Perrymkontynuować realizacje planów, które są tak drogie mojemu sercu.Przyrzeknij mi to,moja kochana.Nie mogła mi przyrzec, że mnie opuści.I nie przyrzekła.Potrząsnęła tylko głowąi nie zrobiła już ani jednego kroku w dół.Tymczasem tubylcy byli już bardzo blisko.Juag krzyczał do nas z dołu.Najwyrazniej domyślił się, że próbuje namówić Dian, byzeszła sama i że zawisło nad nami jakieś niebezpieczeństwo. Skaczcie!  krzyczał. Skaczcie!Spojrzałem na Dian, a potem na ziejącą pod nami otchłań.Zatoczka zdawała się byćnie większa od spodka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •