[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podczas naszego śledztwa dowiedzieliśmy się o Marku Blaineyu - przyznał Gwillam.- Uznaliśmy go za wczesny objaw.- Z początku ja także - zgodziłem się.- Ale pielęgniarka ze szpitala Royal Londonnaprostowała moje poglądy.On nie jest symptomem, Gwillam.Jego śmierć wyróżnia się jakbiskup w burdelu, jeśli wybaczysz mi to porównanie.Na ciele nie znaleziono żadnych rankłutych ani ciętych.Po prostu zeskoczył z kładki.Można zatem rozsądnie założyć, że to niedemon doprowadził do jego śmierci.Mark nie zginął z powodu demona: sprowadził go, apotem umarł z innej przyczyny.I chyba wiem jakiej, dodałem w myślach. Może wyrównał rachunki z Bogiem, alenigdy nie wyrówna rachunków ze mną , powiedział Richie.Nie wiedziałem, że Matt takżebędzie miał problemy na boskim froncie - nie da się wyprzeć grzechu podobnego kalibru.- Uważasz zatem, że jeśli spróbujemy egzorcyzmów Williama Danielsa.- zacząłGwillam.- Nie - przerwałem mu niecierpliwie.- Już tego próbowałem.Może udałoby się kiedyś,gdy demon dotknął tylko jego, ale teraz już nie.Jak mówiłeś, zapuścił korzenie w zbyt wieluludziach.Po prostu się przeniesie i zaatakuje od innej strony.- W takim razie co? - spytał niecierpliwie Gwillam.Powiedziałem mu, co mam na myśli.***Nie spodziewałem się, że następna część rozmowy pójdzie gładko.Mimo wszystkojednak nie doceniłem czystego, nieustępliwego uporu Gwillama w obliczu czegoś, czemu nieufał i nad czym nie potrafił zapanować.Był wstrząśnięty tym, co zaplanowałem, i natychmiast stanął okoniem.Na początekchciał poznać nazwiska i adresy.Chciał też przejąć dowodzenie nad operacją i zostawić mnietutaj jako zakładnika wśród swoich ludzi, by zapewnić sobie współpracę wszystkich, którychmusiałbym zaangażować.I wreszcie zażyczył sobie wolnej ręki co do możliwych przyszłychsankcji, łącznie z egzorcyzmowaniem bądz zniszczeniem w inny sposób wszelkich nieludzi,którzy odegraliby jakąś rolę w moich planach.Ja z kolei powiedziałem mu, ze wszystkimi detalami, w jakich dokładnie pozycjachmoże się pierdolić.Kłóciliśmy się zawzięcie co najmniej pół godziny, aż w końcu osiągnęliśmy impas.Ludzie Gwillama otaczali cale osiedle, pełnili też straż na wszystkich kładkach, a poczciwyksiężulo kategorycznie odmówił zgody na zabranie Bica nawet za pozwoleniem rodziców -chyba że pośle ze mną swój oddział i pokieruje wszystkim.Odpowiedziałem, że to się nie udai że skazuje mieszkańców Salisbury na śmierć tysiąca ran.A on odparł, choć może nie tymisłowami, że ich cierpienie to część boskiego planu.W końcu poddałem się i zostawiłem ich samym sobie.Przynajmniej nie powstrzymalimnie przed wizytą na ósmym piętrze bloku Westona u Bica i jego rodziny.Mogło się zrobićciekawie, bo Gwillam miał po swej stronie poważne siły, a ja byłem w dość marnym nastroju,by nie odpuścić.Kiedy jednak szedłem przez plac i podwójne drzwi, wciąż prowadziłszeptaną naradę ze swymi przydupasami.Okazało się, że windy nie działają, toteż wyszedłem na schody zewnętrzne irozpocząłem wędrówkę do nieba, nie oglądając się za siebie, w obawie że spojrzę wprost naGwillama, który mnie odwoła.Drepcząc po schodach, usłyszałem za plecami pośpiesznekroki.Odwróciłem się i zaczekałem - wolałem spotkać się oko w oko z tym co mnie ściga.Wtym miejscu lepiej niczego nie przyjmować na wiarę.To była wysoka kobieta z kocią kołyską oplecioną wokół dłoni.- Ojciec Gwillam zmienił zdanie - oznajmiła z prostotą, zatrzymując się trzy stopnieniżej.Zauważyłem z uznaniem, że nawet nie zadyszała się po biegu po schodach.Gdzieś wgłębi mego umysłu przebudziło się dziecięce zauroczenie Ellen Ripley i przypomniało mi oczasach, gdy zasiadało na honorowym miejscu w pałacu mojego libido.- Co do czego? - spytałem.- Co do chłopca.Mówi, że jeśli pozwolisz komuś z nas pojechać z tobą, żebyśmy mielipewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziesz mógł to zrobić.- Już mówiłem.- zacząłem.Ona jednak pedantycznie nauczycielskim gestem uniosła palec, uciszając mnie.- Podwójne zabezpieczenie.Ktokolwiek z tobą pojedzie, nie pozna adresu, a tybędziesz mógł zrobić co tylko zechcesz, by się upewnić, że nie zapamięta trasy.- Spojrzała namnie wyczekująco.- Wychodzimy ci naprzeciw, Castor.Reszta zależy od ciebie.Jedno z nasmusi pojechać, ale na twoich warunkach.Zgoda?- Zastanowię się nad tym - odparłem, ale wyłącznie dla zachowania twarzy.Wiedziałem, że lepszej oferty nie dostanę i nie pozostało nam żadne inne wyjście.Zamiast pokazać jej, jak bardzo dokładnie czuję się przyparty do muru, odwróciłem sięi znów ruszyłem na górę.Kobieta pomaszerowała za mną, aż do ósmego piętra utrzymując pełen szacunkudystans trzech kroków.- Nie musisz mnie prowadzić za rękę - rzuciłem przez ramię.- Nie? A wolałbyś za coś innego?Nie takiej riposty spodziewałem się od kobiety pochodzącej z kręgów kościelnych -nawet jeśli mówimy tu o tajnych kościelnych operacjach.Z drugiej strony, kiedy poznałemSue Book, była kościelną, a teraz żyje w partnerskim związku z demonem.Z tymimisjonarkami nigdy nic nie wiadomo.- %7łyję w celibacie - uciąłem.- Jedynie ludzie czystego serca mogą odnalezć ZwiętegoGraala.Kiedy mijałem drzwi Kenny'ego, obecnie zabite gwozdziami i zaklejone taśmąpolicyjną, poczułem bolesne mrowienie skóry, jakby ktoś oblał mnie kwasemakumulatorowym.Byłem niemal pewien, że to nie reakcja psychosomatyczna, choć do tejpory orientowałem się w koszmarach, które rozgrywały się za tymi drzwiami, na tyle, że niemusiałem szukać wyjaśnień nadprzyrodzonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]