X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oburamionach tkwi�y kroplówki, w nosie rurka, pod�ączony by� do monitora.Na krześle obok�óżka siedzia� policjant, a drugi funkcjonariusz pe�ni� straż na zewnątrz przed drzwiami.Marlin by� przytomny.Lacey zobaczy�a trzepotanie jego rzęs - gęstych, ciemnych rzęs.Kapitan Dougherty popatrzy� na Lacey, zmarszczy� brwi, potem odezwa� się cicho:- Pani go namierzy�a, więc po sprawiedliwości pani powinna pierwsza z nimrozmawiać.Odczytaliśmy mu jego prawa.Powiedzia�, że na razie nie chce adwokata.Porządnie go przycisną�em, nawet nagra�em na taśmę.Więc wszystko jest jak należy.Popatrzy�a na Savicha.Obdarzy� ją d�ugim, beznamiętnym spojrzeniem, potem powolikiwną� g�ową.Poczu�a szybsze pulsowanie krwi, rozkoszne wrażenie.Ramię ją zabola�o, co sprawi�ojej jeszcze większą przyjemność, kiedy pochyli�a się i powiedzia�a:-Cześć, Marlin.To ja, Marty Bramfort.Jękną�. -No, Marlin, nie bądz tchórzem.Otwórz oczy i spójrz na mnie.Ucieszysz się, jakzobaczysz, że mam rękę na temblaku.Jednak mnie ukara�eś, nie chcesz tegozobaczyć? Otworzy� oczy i wpatrzy� się w temblak.-Rzuca�em nożem od dzieciństwa.Powinienem trafić cię w serce.Za szybko sięrusza�aś.-Fakt.-Ale ty też mnie nie zabi�aś.-Nie chcia�am.Pomyśla�am, że kula w bebech porządnie cię zaboli, będziesz się d�ugomęczy�.Chcia�am, żebyś wrzeszcza� z bólu.Boli cię, Marlin?-Taak, boli jak jasna cholera.Nie jesteś mi�ą kobietą, Marty.-Może i nie.Ale i ty nie jesteś mi�ym facetem.Powiedz mi, czy zamordowa�byśnastępne pięć kobiet, gdybyś mnie zabi�? Zamruga� szybko.-Nie wiem, o czym mówisz.Zabi�eś Hillary Ramsgate.Gdybym nie by�a gliną, zabi�byś i mnie.Czy zabi�byśnastępne kobiety i znowu zatrzyma� się na siedmiu ofiarach? Ból zdawa� się gromadzić w jegooczach, które wpatrywa�y się w coś, czego nie widzia�a, czego nikt nie widzia� ani niepojmowa�, spojrzenie mia� miękkie i rozmyte, jakby skierowane na kogoś lub na coś ukryte zazas�oną.Wreszcie odpowiedzia� g�osem z�agodnia�ym od g�ębokiej czci:- Kto wie? Boston oferuje bogaty wybór.Tutaj wiele kobiet potrzebuje kary.Wiedzia�em o tym na d�ugo przed przyjazdem.Mężczyzni pozwalają im bezkarnieużywać plugawego języka, pomiatać nimi, obrażać ich.Nie wiem, czy w ogóle bym przerwa�.-Ale w San Francisco przerwa�eś na siedmiu.-Tak? Nie pamiętam.Nie podoba mi się, że stoisz nade mną.Lubię kobiety nakolanach, kiedy mnie b�agają, albo na plecach, kiedy czekają na cios noża.Powinnaśzginąć.Niewiarygodne, ale próbowa� na nią splunąć, tylko nie mia� si�y unieść g�owy.Zamkną� oczy, odwróci� od niej twarz.Poczu�a d�oń Savicha na ramieniu.- Pozwól mu odpocząć, Sherlock.Pózniej możesz go odwiedzić.Tak, pozwolę cijeszcze raz z nim porozmawiać.Kapitan Dougherty na pewno też się zgodzi, chociażpodejrzewam, że mia�by ochotę natrzeć ci uszu tak samo jak ja.Nie chcia�a wychodzić, pragnę�a poznać wszystkie najdrobniejsze szczegó�y, ale tylkokiwnę�a g�ową i ruszy�a za nimi.Ma�y psychol pewnie symulowa�.To ca�kiem do niego podobne.Marlin Jones otworzy� oczy, kiedy drzwi się zamknę�y.Kim by�a ta kobieta? Skądwiedzia�a aż tyle? Czy naprawdę s�uży�a w policji? Nie, nie wierzy�.By�o w niej coś więcej.Dużo więcej.G�ęboko w jej wnętrzu pe�za�y robaczywe myśli.Rozpoznawa� ciemność, czu�,jak po niego sięga�a.Ból pali� go w brzuchu.Gdyby tylko mia� nóż, gdyby tylko gliniarzsiedzący obok niego pad� trupem, gdyby tylko odzyska� si�y, żeby ją zarżnąć jak kurczaka.Musia� pomyśleć, zanim znowu z nią porozmawia.Wiedzia�, że wróci.-Niezle jak na pierwsze przes�uchanie, Sherlock.-Dziękuję, kapitanie Dougherty.Szkoda, że zabrak�o mi czasu.On symulowa�.-Pewnie ma pani rację, ale to bez znaczenia.-Bez znaczenia - zgodzi� się Savich.- Wrócimy pózniej, Sherlock.Chcia�em dzisiajwracać do Waszyngtonu, lecz nie podejmę takiego ryzyka, żeby zostawić cię tutajsamą.Pewnie uśmiechniesz się do kapitana, mrugniesz do Ralpha, powiesz dwa s�owaswoim przymilnym g�osem i zgodzą się na wszystko, czego zechcesz.Nieprawda - zaprotestowa� Ralph Budnack.-Jestem najtwardszym gliniarzem wBostonie.Nikt do mnie nie mruga bezkarnie.Roześmia�a się, naprawdę wybuchnę�aśmiechem, napawając się s�odyczą tej chwili, a potem szturchnę�a go w ramię.-Nie będę próbować, obiecuję.I naprawdę uważam, że nie musi pan tu zostać, sir,chyba że sam pan chce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.