[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobre to  oceniÅ‚, ocierajÄ…c usta wierzchem dÅ‚oni.Elisabeth nie odpowiedziaÅ‚a.Jezuita podniósÅ‚ książkÄ™ leżącÄ…obok fotela i spojrzaÅ‚ na grzbiet. Montaigne, co?  rzekÅ‚. Wielki postrach zakÅ‚amanychi udawaczy.To twoja?Elisabeth zamrugaÅ‚a i powoli przeniosÅ‚a spojrzenie na książkÄ™w rÄ™ku Rochona. Moja? Tak.Tak, moja. OczywiÅ›cie imiÄ™ Michel pochodzi od hebrajskiego  mika--el", co oznacza  któż jak Bóg".Ironiczny wybór dla czÅ‚owieka,którego maksymÄ… byÅ‚o  Cóż wiem?". Rochon obróciÅ‚ książkÄ™w dÅ‚oniach. NiezwykÅ‚ego czÅ‚owieka.Wiesz, że jako dzieckoMontaigne nie mówiÅ‚ po gaskoÅ„sku ani po francusku, tylko poÅ‚acinie? Jego ojciec zadbaÅ‚, by przez pierwsze lata życia sÅ‚yszaÅ‚tylko ten jÄ™zyk i by staÅ‚ siÄ™ on jego jÄ™zykiem ojczystym. Tak?  spytaÅ‚a Elisabeth sÅ‚abo. W greckim nigdy nie osiÄ…gnÄ…Å‚ podobnej biegÅ‚oÅ›ci, choćrzecz jasna, to szkoÅ‚a ateÅ„ska wywarÅ‚a na niego najwiÄ™kszywpÅ‚yw.Sokrates, oczywiÅ›cie, ale także Platon i Arystoteles.Tood Arystotelesa przejÄ…Å‚ poglÄ…d, że choć dusze ludzkie mogÄ… byćróżnej jakoÅ›ci, ich podstawowa natura pozostaje taka sama.Mo­Å¼emy osÄ…dzać innych, a nawet samych siebie, ale nie istnieje cnotaani grzech, którego byÅ›my nie byli w stanie pojąć.212 Elisabeth zamknęła oczy i zachwiaÅ‚a siÄ™ lekko, koÅ‚yszÄ…c kub­kiem.  Jakiż to cud  mruknęła. Kropla nasienia, z którejpowstajemy, nosi w sobie obraz nie tylko ciaÅ‚a, ale także myÅ›lii skÅ‚onnoÅ›ci naszych ojców!".RzeczywiÅ›cie, cud. UsiÄ…dz  nakazaÅ‚ jezuita, biorÄ…c jÄ… pod ramiÄ™.PosÅ‚uchaÅ‚a,bo kolana siÄ™ pod niÄ… uginaÅ‚y i prawie upadÅ‚a na fotel. DziÄ™kujBogu, że wkrótce oczekujesz dziecka.%7Å‚adna.sytuacja tego niezmieni.SiedziaÅ‚ z niÄ…, aż sÅ‚oÅ„ce zeszÅ‚o nisko i schowaÅ‚o siÄ™ za drze­wami, a powietrze siÄ™ ochÅ‚odziÅ‚o.Od kilku dni byÅ‚ w mieÅ›cie, alenie wyjaÅ›niÅ‚ przyczyn powrotu, poza tym że dowódca wezwaÅ‚go w sprawie Czikasawów, którzy chcieli mieć u siebie misjÄ™.Za to mówiÅ‚ dużo o Montaigneu i wielkim janseniÅ›cie* Pascalu,0 czasie, jaki spÄ™dziÅ‚ w seminarium jezuickim, które byÅ‚o dlaniego zarówno wiÄ™zieniem, jak i oknem na Å›wiat.Elisabeth byÅ‚amu wdziÄ™czna.Chwila obecna plÄ…taÅ‚a siÄ™ niepokojÄ…co dookoÅ‚ajej nóg i nie Å›miaÅ‚a spojrzeć w dół.KoÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ w przód i w tyÅ‚z dÅ‚oÅ„mi splecionymi ciasno na brzuchu i rozmyÅ›laÅ‚a o swoimnieżyjÄ…cym ojcu, o książkach, które czytaÅ‚a w Paryżu, i z tychmyÅ›li budowaÅ‚a mur w gÅ‚owie utrzymujÄ…cy jÄ… w równowadze1 odpÄ™dzajÄ…cy rozpacz.Wreszcie Rochon pożegnaÅ‚ jÄ… z żalem, obiecawszy, że jeszczeprzyjdzie.Gdy poszedÅ‚, Elisabeth posiedziaÅ‚a jeszcze trochÄ™, alebolaÅ‚y jÄ… plecy, trzÄ™sÅ‚y siÄ™ nogi i nie mogÅ‚a siÄ™ uspokoić.ChodziÅ‚apo chacie, podnoszÄ…c rzeczy i odkÅ‚adajÄ…c je na miejsce.Kilka razyruszaÅ‚a w stronÄ™ drzwi, lecz po kilku krokach zawracaÅ‚a.Kiedy Jean-Claude wróciÅ‚ na kolacjÄ™, z trudem powstrzymy-* Jansenizm  ruch reformatorski w KoÅ›ciele katolickim zapoczÄ…tkowany weFrancji w XVII wieku.Jego głównÄ… tezÄ… byÅ‚o przekonanie o wrodzonej grzesz­noÅ›ci czÅ‚owieka, stÄ…d gÅ‚osiÅ‚ religijność opartÄ… na rygoryzmie obyczajowym.213 waÅ‚a drżenie rÄ…k.PodaÅ‚a mu posiÅ‚ek w milczeniu, patrzÄ…c w zie­miÄ™.Nie mogÅ‚a spojrzeć mu w oczy; baÅ‚a siÄ™, że zobaczy innego,obcego czÅ‚owieka albo, co gorsza, tego samego.Jej zdenerwowa­nie napeÅ‚niaÅ‚o chatÄ™ jakby Å‚adunkiem elektrycznym.WidziaÅ‚a tow napiÄ™tych mięśniach na jego plecach, niespokojnych rÄ™kachi nogach podrygujÄ…cych pod stoÅ‚em. MuszÄ™ znów jechać na północ  odezwaÅ‚ siÄ™, gdy skoÅ„czyÅ‚jeść.WstaÅ‚ i podszedÅ‚ do niej. Jutro przyszykujemy wyprawÄ™,a pojutrze o Å›wicie wyruszamy.Elisabeth skinęła gÅ‚owÄ…, pochylona nad naczyniami. A, i niewolnica  dodaÅ‚ od niechcenia. Zamierzam jÄ…sprzedać.Wiem, że to trochÄ™ niewygodne teraz, kiedy jÄ… przy­uczyÅ‚aÅ› do pracy, ale przyznaj, że nigdy jej tu nie chciaÅ‚aÅ›.Przelotnie pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… w czubek gÅ‚owy i siÄ™gnÄ…Å‚ po kapeluszwiszÄ…cy na koÅ‚ku przy drzwiach. Nie bÄ…dz taka przerażona.WymieniÄ™ jÄ… na mÅ‚odszÄ… i sil­niejszÄ…, nie bÄ™dziesz miaÅ‚a kÅ‚opotu.Elisabeth nie wiedziaÅ‚a, jak dÅ‚ugo już siedzi przy drzwiach.Kiedy rozlegÅ‚o siÄ™ Å‚omotanie, byÅ‚o już zupeÅ‚nie ciemno.Do Å›rod­ka wbiegÅ‚ chÅ‚opiec z latarniÄ…, która rzuciÅ‚a Å›wiatÅ‚o na zastygniÄ™teresztki sosu na talerzach. Szybko!  zawoÅ‚aÅ‚, wymachujÄ…c latarniÄ….Cienie na Å›cia­nach podskoczyÅ‚y dziko. Pani, musisz szybko przyjść!Elisabeth przycisnęła palce do czoÅ‚a.ChÅ‚opiec wyglÄ…daÅ‚ zna­jomo, ale nie wiedziaÅ‚a, kim jest. Pani Conaud rodzi.Musimy siÄ™ poÅ›pieszyć. Pani le Bras z pewnoÅ›ciÄ…. PoÅ‚ożna już tam jest, ale sÄ… jakieÅ› kÅ‚opoty.ProsiÅ‚a, żebypani przyszÅ‚a.BÅ‚agam, pani, chodz ze mnÄ…. Twarz chÅ‚opcaskurczyÅ‚a siÄ™ w Å›wietle latarni.Elisabeth przyjrzaÅ‚a mu siÄ™ i stwierdziÅ‚a, że to syn Anne Co-214 naud [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •