[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głowie się niemieści, że człowiek może być dwadzieścia ileś tam lat żonaty i przestać zauważać najprostsząrzecz: urodę żony.Wiosną, kiedy pojawił się Charles, jej twarz utraciła swój blask, alepowróciwszy do domu, William z zadowoleniem stwierdził, że Rutherford jej go przywróciło,choć  niestety  nie przywróciło jej ciepłych uczuć do męża.Przypomniawszy sobie żonępogrążoną w rozmowie z tym młodym Amerykaninem wczoraj przed kolacją, poczuł ukłuciezazdrości.Wyglądała znowu prawie jak młoda dziew czyna.Co za szczęście, że przyjechał tenGould i podniósł ją trochę na duchu.Facet był w każdym calu czarujący, okazywał im obojguwielki szacunek jako gospodarzom, a jego obecność łagodziła atmosferę, którą w przeciwnymrazie można byłoby z pewnością nazwać oschłą i napiętą.Octavia znów się uśmiechała, tyle żenie kierowała tych uśmiechów w jego stronę.Tak czy inaczej, Gould idealnie odwrócił jej uwagę.Mniej więcej tyle powiedział w przelocie Hamiltonowi Kentowi. Niezwykłe połączenie  bogactwo i poczucie humoru  zauważył łagodnie Kent.Nieczęsto się zdarza, zwłaszcza w tego typu rodzinach.W moim pojęciu mężczyznę, którywszystko zawdzięcza samemu sobie, cechuje nieugiętość.Ma wzrok utkwiony w zdobyczy. Gould nie należy do tych, którzy wszystko zawdzięczają samym sobie.Do tych należałjego ojciec. Jak to mówią, równie świetny okaz.Oni wszyscy raczej łamią konwenanse.Podobnoten twój Gould ma przejąć interes po ojcu. Nie wygląda na człowieka, który chciałby do końca życia sprzedawać kapeluszenowojorskim damom  rzekł William, rozbawiony na samą myśl o tym. Z tego, co o nim słyszałem, mógłby sprzedawać nawet lód w Arktyce i dobrze by muszło.Podobno jest czarujący.I do tego inteligentny. Tak  zgodził się William. To prawda. Wczoraj William odpoczął po lunchu, a potem wybrał się na spotkanie z Marchemi Grayem  zarządcą majątku.Octavia ostatecznie nie poszła na spacer  po ich rozmowie zostaław pokoju.Zostawił ją samą, nie chcąc przysparzać jej większego zdenerwowania, i zobaczyłponownie, dopiero kiedy zeszła na kolację.Wyglądała doskonale.Oczywiście nic nie powiedział.On nie, ale Amerykanin  owszem. Idealnie  mruknął pod nosem, kiedy Octavia stanęła w drzwiach do jadalni.Miała na sobie coś, czego William nie rozpoznał  coś z brokatem i głębokim dekoltemw szpic.Spódnica we wzór z jaskraworóżowych i żółtych wachlarzy była przymarszczana pobokach.Zwykle nie zaprzątał sobie głowy komentowaniem jej strojów, ale w tej sukni było jejwyjątkowo do twarzy. Jakby orientalna?  rzucił, kiedy siadała. Mam ją od tysiąc dziewięćset dziesiątego roku, Williamie  odpowiedziała. A tyzauważyłeś ją dopiero dziś. Uśmiechnęła się, a on skinął głową.Nagle poczuł się w obecnościOctavii i Goulda, obojga znacznie młodszych od siebie, bardzo oficjalnie.To prawda,w wełnianym garniturze było mu o wiele za gorąco.Gould rozparł się w fotelu w czymś, cozapewne pochodziło z kontynentu  białym, lnianym i pewnie modnym.Nosił też bardzo luznozawiązaną muszkę  z jakiegoś gatunku jedwabiu, dość jaskrawą.William zajął swe zwykłemiejsce przy gzymsie kominka.Czuł się jak staromodny belfer pilnujący klasy pełnejnastolatków.Octavia i Gould siedzieli zwróceni twarzami do siebie.We własnym domu poczułsię nie na miejscu  jak intruz.Kiedy szli do jadalni, specjalnie podał Octavii rękę, nie ramię, alepalce, które złożyła w jego dłoni, były martwe, bezwładne.Przez całą kolację jego jedwabnamuszka i jej obojętne palce niezmiernie go irytowały.Nie miał pojęcia dlaczego.Nie spuszczałspojrzenia z Goulda.Nie robiły na nim wrażenia jego chłopięce opowiastki o Nowym Jorku,którymi Octavia była najwyrazniej zafascynowana.William poszedł wcześniej się położyć,Octavia zaraz za nim.Gould z papierosem został na patiu, jego sylwetka niewyraznie rysowałasię w zapadającym zmroku pośród niebieskawego dymu.William odczekał godzinę, wstał z łóżka, otworzył drzwi swojej sypialni i przeszedł nadrugą stronę korytarza do sypialni żony.Choć światła były zgaszone, widział jej sylwetkę w łożuz baldachimem.Kiedy zbliżył się do łóżka, usłyszał jej głęboki oddech.Najwyrazniej spała.Wyciągnął rękę i pogładził ją po ramieniu.Obudziła się natychmiast. O, Boże.To ty  powiedziała szeptem. Oczywiście  odparł nieco urażony.Zaczął odsłaniać kołdrę.Ku jego zdziwieniu złapała go za nadgarstek i powiedziała: Nie jestem przygotowana.To jest.zle się czuję.Zaprzestał niezdarnych prób, by ją pocałować.To, co chciała mu powiedzieć, dotarło doniego z opóznieniem. Rozumiem  westchnął.Leżała tak blisko, że czuł jej ciepło.Choć nie byli ze sobą od wielu miesięcy, nie chciałjej zmuszać  to byłoby poniżej godności ich obojga.Wycofał się.Obok łóżka stało małe krzesło,przyciągnął je więc i usiadł.Octavia podciągnęła się trochę na poduszkach i szczelniej otuliłapościelą, jakby w odruchu obronnym.William walczył z poczuciem odtrącenia i samotności wiedział, że to samolubne, lecz bardzo chciałby chociaż się przy niej położyć i wziąć jąw ramiona.Tymczasem jasno dała mu do zrozumienia, że to ostatnie, czego by sobie życzyła.Znalazł się w potrzasku między pożądaniem a starą, dawno wyuczoną zasadą, że należy zawszelką cenę zachować godność  nie błagać i nie łasić się.%7łe musi ją szanować, odnosić się doniej z bezwzględną uprzejmością.Niemniej jednak w całym ciele czuł wręcz ból. Wyciągnął z kieszeni kupiony pospiesznie w Londynie prezent i położył go na pościeli. To dla ciebie.Nie wykonała żadnego gestu.W mroku próbował rozpoznać wyraz jej twarzy, ale napróżno.Podniósł więc pudełeczko i otworzył je. Przyjmiesz to?  zapytał. Na zgodę?Przez chwilę milczała.Nie dotknęła też naszyjnika ani wisiorka, które kosztowały gotysiąc pięćset funtów. Szafiry  mruknęła w końcu. Do twarzy ci w nich, kochanie.Skinęła głową. Dziękuję. Włożysz je? Może jutro  odparła. Może.Milczał.Przez cały dzień bił się z myślami, jak postąpić w sprawie zaproponowanej przeznią wizyty w Blessington.Odmówić byłoby grubiaństwem i świadczyłoby o skąpstwie.Mógłbyprzecież wykorzystać tę sprawę na własną korzyść  dzięki jej pozytywnemu zakończeniuOctavia pewnie otworzyłaby się i nastawiła do niego znacznie przyjazniej.A jaką mogłabyprzynieść szkodę? Zarządca przędzalni bez wątpienia przedstawi Octavii bardzo jasno i wyraznie oczywiście w myśl dyskretnej instrukcji Williama  powody, dla których budowa nowychdomów byłaby nietrafionym przedsięwzięciem.Właściwie powinien wybrać się tam sam, przedich wspólną wizytą, i sporządzić jakąś mapę, według której teren w miejscu planowanejinwestycji byłby zbyt podmokły, zbyt kamienisty lub jeszcze coś innego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •