[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak praca w Mosadzie jest tak zorganizowana, żemógłbym poznać ich nazwiska tylko wówczas, gdybym znimi pracował, czyli w przypadku, gdyby byli moimiagentami.Nigdy nie miałem takiej okazji, więc w tym wamnie pomogę.Mimo to mogę was trochę uspokoić.Oficerowiewywiadu nie są dobrym celem i rzadko są werbowani przezMosad.- Dlaczego? - mruknął grubasek.- Zwykle są podejrzliwi i pozostają pod nadzorem, znajątechniki rekrutacyjne, a jeśli uda się ich zwerbować, niemają dostępu do informacji, na których wywiadowi najbar-dziej zależy.Zwykle wiedzą więcej o kraju, który chce ichzwerbować, niż o własnym.Innymi słowy, zysk nie jest wartzachodu.Usłyszałem pukanie.Wszystkie oczy zwróciły się w kierun-ku drzwi.Miałem wstać i otworzyć, ale Albert był szybszy.264 - Ja pójdę - rzekł.- To pewnie Fadllal.- Co chciałeś nam przez to powiedzieć? - zapytał naj-młodszy z moich gości, podtrzymując rozmowę.Przeniosłem na niego wzrok.*- Mówię, że jeśli chodzi o nazwiska, nie będę mógł wampomóc.Słyszałem otwierające się za moimi plecami drzwi i krótki,urywany dialog.Albert próbował uspokoić kogoś mówiącegopodniesionym, wzburzonym głosem.Na twarzach siedzącychprzede mną ludzi odmalowało się zdumienie.Zanim zdąży-łem obrócić głowę i zobaczyć, co się dzieje, poczułemnaciskający na czaszkę, niemal na jej czubek, jakiś twardyprzedmiot.Czyjaś silna dłoń chwyciła mnie za kołnierz.Jejwłaściciel powiedział coś po arabsku, co zabrzmiało jakrozkaz.Głos był szorstki, nieprzyjemny.Czułem, jak w jednejchwili krew odpływa z górnej połowy mojego ciała i oblewamsię zimnym potem.- Co jest, do kurwy nędzy? - wrzasnąłem.Pilnowałem, aby nie poruszyć rękami.Miałem wrażenie,że broń jest niewielkiego kalibru, ale z tej odległości nawetdwudziestka dwójka rozbryzgałaby mój mózg po ścianach isuficie.Nie miałem pojęcia, o co chodzi.Nawet niepróbowałem się domyślać.Nie miałem wątpliwości, żewkrótce albo zostanę wyczerpująco poinformowany, albozastrzelony, a wtedy będzie mi wszystko jedno.Albert przetłumaczył arabskie słowa, daremnie starającsię oddać również szorstkość tonu.- On mówi, że jesteś agentem Mosadu i przyleciałeś, żebysiać tu dywersję.- Przecież to nie tajemnica, że jestem z Mosadu.- Usiło-wałem uspokoić się na tyle, żeby mój głos nie drżał.Czułem,jak drętwieje mi dolna warga.- Gdybym nie był agentem,czy zebralibyśmy się tutaj?265 - On mówi, że jesteś dywersantem.Wie o tym z pewnegozródła.A więc w tym rzecz! Albo facet blefował, albo naprawdęcoś na mnie miał.W tym drugim przypadku, niewielemógłbym zrobić.Gdybym wykonywał zadanie dla Mosadu,roztaczałby się nade mną ochronny parasol, rzucono by mipolityczną linę ratunkową.W obecnych okolicznościach,gdybym wpadł w ręce Mosadu, moi byli koledzy praw-dopodobnie zrobiliby to samo, co ten Jordańczyk, i nikt niepowiedziałby ani słowa.Trzymałem w ustach papierosa,którego przed chwilą wydobyłem z paczki.Nie miałemokazji zapalić go.Zdobyłem się na najwspanialszy możliwyuśmiech i powiedziałem:- Powiedz temu facetowi, żeby mnie zastrzelił albo zapaliłmi papierosa, obojętne co, byle szybko.Muszę zapalić.Wszyscy w pokoju wybuchnęli śmiechem, włączając gorylaz pistoletem.Zatknął broń za pas i przesunął się, stając zemną twarzą w twarz.Wyciągnął ręce i z szerokim uśmiechemrzekł po angielsku:- Musiałem próbować, taką mam pracę.Mam nadzieję, żenie masz urazy?Uścisnąłem jego dłoń, energicznie nią potrząsając.- Wcale.Robiłeś, co do ciebie należy, ja zrobię, co będzienależało do mnie.Wyjął z kieszeni zapalniczkę i przypalił mi papierosa.- Można w tej budzie dostać coś do jedzenia? - powiedziałpodnosząc głos.- Zamów firmowy stolik - polecił Albertowi.- Spędzimy tutaj trochę czasu.Albert podszedł do telefonu, żeby złożyć zamówienie, aFadllal zwrócił się do mnie:- Jutro przekonamy się, czy naprawdę możemy ci zaufać.Pojedziemy na małą wycieczkę, tylko ty i ja.Potem będziemyjuż wiedzieć.- Dokąd pojedziemy?266 - Przekonasz się jutro.Teraz coś przekąsimy i.- otworzy!szafkę z trunkami - łykniemy małe co nieco.Co dla ciebie?- Teąuila, jeśli jest.Była.I to niejedna butelka.Bo chwili trzymaliśmy w dło-niach szklaneczki z alkoholem, wszyscy z wyjątkiem grubaskai jego asystenta, którzy nie pili ze względów religijnych.- A więc, Isa, co możemy, twoim zdaniem, zrobić w spra-wie agentów Mosadu, którzy znajdują się wśród nas?- Możecie ich znalezć.Ephraim przerabiał to ze mną wiele razy.Nie damy imniczego, czego nie mogliby zdobyć samodzielnie, tylkoinformacje dotyczące standardowych procedur.Kiedy jednakusłyszą to z moich ust, będzie to jak wsłuchiwanie się wsłowa dobiegające z gorejącego krzewu.Jeżeli będą po-stępować według moich wskazówek, agenci zaczną sypać sięjak figi z tych nielicznych drzew, jakie rosną na ich pustyni,a to musi spowodować trzęsienie ziemi na szczycie Mosadu.- Jak mielibyśmy to zrobić? - zapytał Albert, racząc siębrandy.- Masz jakieś propozycje?- Na początek musicie zidentyfikować grupę, do którejnależą.Chodzi o to, że istnieje kilka rodzajów agentów.Podstawowy to typ agenta posiadającego pracę w służbiepaństwowej, w szpitalu lub straży pożarnej.Można od niegouzyskać, jak to nazywamy, informacje o znaczeniu taktycz-nym.Na przykład, gdy w szpitalu dostawiane są dodatkowełóżka lub rezerwy straży pożarnej są stawiane w stangotowości, wiemy, że kraj przygotowuje się do działańwojennych.Chcąc znalezć tych ludzi, spędzicie pięć lat nawydeptywaniu korytarzy i chodników.Rezultat nie będzieoszałamiający, zwłaszcza że większość z nich nie zdaje sobiesprawy z tego, co robi.Patrzyli na mnie i kiwali głowami.Jak na razie, nienauczyłem ich niczego nowego.- Drugi typ stanowią agenci rekrutowani spośród pracow-267 ników służb cywilnych ministerstwa spraw zagranicznych,dyplomaci, et cetera.Tych również trudno wykryć.Naszczycie hierarchii można znalezć oficerów armii, zwer-bowanych i wciąż znajdujących się w czynnej służbie.Cistanowią najważniejszą grupę i jednocześnie najłatwiej ichzdemaskować.- Jakim sposobem? - zapytał grubasek, pochylając się doprzodu.Jego twarz przybrała różowawy kolor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •