[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.111- Nic z tego - powiedział.- Pracuję dla agenta Pierce'a Quincy'ego - odparowała.- A ja dla burmistrza Johna F.Streeta.Spieprzaj.- Całujesz matkę tymi ustami? - Uniosła brwi, a potem odezwała siębardzo poważnym tonem.- Posłuchaj, młody.Wejdź do środka, odszukajagenta specjalnego Pierce'a Quincy'ego i powiedz, że czeka na niego Lo¬rraine Conner.- Dlaczego?- Ponieważ pracuję dla niego, ponieważ osobiście mnie tu wezwał i ponieważ lepiej, żebyś nie zaczynał kolejnego dnia od kopniaka wymierzonego ci przez dziewczynę.- Nie mam zamiaru zaczynać go od przyjmowania rozkazów.- Posterunkowy!Zarówno Rainie, jak i młody policjant natychmiast spojrzeli w stronędrzwi wejściowych.No, proszę, stała tam agentka specjalna Glenda Rod¬man.Była ubrana w ten sam skromny garnitur, co poprzedniego dnia.Ją teżwyrwano niespodziewanie z łóżka, więc fryzurę miała już nie tak idealną.Rainie zauważyła, że z włosami w lekkim nieładzie agentka wygląda trochęlepiej.Potem pomyślała, że czeka ją kolejna przegrana bitwa.- Agent specjalny Quincy prosił panią Conner o przybycie - Rodmanpoinformowała policjanta.- Proszę ją przepuścić i nie zwracać uwagi na to,co mówi, bo najwyraźniej ona też nie jest rannym ptaszkiem.- Ależ ja lubię poranki, tylko nie cierpię pewnego gatunku ludzi.- Proszę za mną.Policjant ważniak z miną obrażonego podniósł taśmę.Rainie odwdzięczyła mu się triumfalnym uśmiechem, ale zanim weszła do środka, jej twarz znów przybrała poważny wyraz.Ledwo weszła do korytarza, poczuła ciężkiodór krwi.Odrzuciło ją.Przez chwilę stała bez ruchu.Agentka Rodman też się zatrzymała.Miała cierpliwy, prawie miły wyraz twarzy.W tej chwili Rainie zrozumiała, że będzie naprawdę trudno.Krew była wszędzie.Rozbryzgi na beżowych ścianach, plamy na obrazach olejnych, wypolerowanych parkietach i starych dywanach.Stolik w korytarzu był przewrócony, przewód telefonu wyrwany ze ściany, a automatyczna sekretarka rozbita o masywne lustro oprawione w złotą ramę.Kawałki szkła pokrywały podłogę, a słodki zapach alkoholu mieszał się z odorem płynów ustrojowych.Jezu! - pomyślała Rainie.Nie mogła uwierzyć.- Jezu!Agentka specjalna Rodman ruszyła dalej.Wprowadziła Rainie do jadalni, w której dwóch techników medycyny sądowej zdejmowało odciski pal'ców z błyszczącego stolika, podczas gdy dwóch innych zwijało orientalny112dywan do wysyłki do laboratorium.Rodman znów przystanęła.Rainie zrozumiała, że oprowadza ją po miejscu zbrodni, wskazując dyskretnie, ale skutecznie, na najważniejsze elementy wydarzeń.Można było wnioskować, że napad zaczął się w korytarzu.Sądząc z roz¬pryskanej krwi, napastnik mógł się posługiwać nożem lub jakimś tępym narzędziem.Elizabeth wpada w pułapkę.Elizabeth się broni.Elizabeth wbiega do jadalni.Pozłacana francuska lampa.Rainie uświadomiła sobie, jak została wyrwana ze ściany i rzucona przez pokój.Na podstawie znajdował sięniewielki ślad krwi i włosy.Jego? Jej? Zależy od tego, kto pierwszy chwyciłlampę.Na przeciwległej ścianie kolejne rozbryzgi krwi.Ktoś znów dostałpotężny cios.Prawdopodobnie Elizabeth.Krwawe ślady stóp na dębowym parkiecie.Rainie i Rodman poszły zanimi i weszły do kuchni utrzymanej w stylu hiszpańskim, w której na wyłożonym terakotą blacie leżał przewrócony duży drewniany bloczek z nożami.Mniejsze noże, te do warzyw lub steków, spadły na podłogę w chwili, gdyktoś - on lub ona, ktokolwiek był pierwszy - jak oszalały usiłował chwycićjakiś większy nóż.Nie poszło dobrze.Znowu krew.Rozmazana na sporymkawałku granatowych kafelków i trochę większy odcisk na podłodze.Rainie mogła już to sobie wyobrazić.Spokojna, wytworna ElizabethQuincy zaatakowana wbiega do kuchni.Jest ranna.Z utraty krwi kręci jej sięw głowie.Wie, że ma do czynienia z silniejszym napastnikiem.Rozpaczliwie chce wyrównać rachunki.Spostrzega swoją kolekcję noży.Postanawia zaryzykować.Biedna Elizabeth.Nóż nie jest narzędziem odpowiednim dla kobiety.Żeby posługiwać się nożem, trzeba mieć celność, siłę i zasięg.Raczej męskie cechy.Podobne sytuacje policjanci analizują, badając poszczególne sprawy.Kobiety, które wbiegają do kuchni po nóż, prawie zawsze giną właśnie od noża.Bethie powinna była chwycić patelnię.Coś dużego i ciężkiego,czym można by ugodzić przeciwnika bez potrzeby precyzyjnego celowania.Czy uświadomiła to sobie, kiedy dopadł ją przy końcu blatu? Czy zastanawiała się nad innymi możliwościami, kiedy upadła na podłogę, zakrwawionymi palcami chwytając się uchwytów szuflad?Na podłodze znajdowało się wyraźne odbicie biodra i uda, kiedy upadłana bok.Ale w jakiś sposób odparła natarcie, ponieważ krwawy ślad ciągnąłsię dalej.Musiała być bardzo dzielna.Albo on po prostu nie chciał jej zabićod razu.- Tu jest już gorzej - mruknęła agentka Rodman.- Proszę wejść zataśmę.W tym momencie Rainie spostrzegła taśmę maskującą, która biegła zygzakiem wśród ogólnego bałaganu.Sprytne - pomyślała, bo już raz rozpracowała sama pewne dość obszerne miejsce zbrodni.Zanim wszystko zostanie 113powiedziane i zrobione, tuziny ludzi będą przechodzić przez dom, szukać dowodów i przedstawiać wnioski każdy w swojej dziedzinie.Wiele tygodnipotrwa rozgryzienie wszystkiego, a całe miesiące spisanie całości na papierze.Najlepiej prześledzić napad od samego początku, zamiast odgadywać źródła skażenia później, tak jak ona musiała to robić.Rainie poszła na palcach wzdłuż taśmy, weszła do holu, gdzie na czer¬wonawobrązowym dywaniku były mokre plamy, a na ścianach znajdowałysię liczne krwawe odciski dłoni.Biegły one na całej niewielkiej długościtego ciasnego pomieszczenia, zupełnie jak w krwawej wersji malowaniagąbką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]