[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czegoś jednak zdążył się chyba nauczyć?- Nie, nie! To naprawdę był tylko żart! Wątpię, czy ten człowiek potrafiłby zmierzyćpuls, prawda, Summers?- Niemniej.Brocklebank, powiada pan? Hawkins odszukaj pana Brocklebanka i poproś go, by zechciał natychmiast przyjść do mnie.Oczami wyobrazni ujrzałem kolejny zapis w dzienniku pokładowym:  Następnieodwiedził go dżentelmen o pewnym wykształceniu medycznym.Kapitanowi brakowałomoże ogłady, lecz nie sposób było odmówić mu sprytu.Jakby powiedział Deverel,  trzymałwolny nok rei.Niech wasza lordowska mość będzie łaskaw zauważyć, w jak podstępnysposób zmuszał mnie, bym zawarł w swym dzienniku wzmiankę o tym, że on, dowódcastatku, opiekował się pastorem najlepiej jak mógł, posyłając do niego oficerów, mnie, a także dżentelmena o pewnym wykształceniu medycznym !Przez jakiś czas w kapitańskiej kajucie panowała cisza.My, goście, wpatrywaliśmysię w kieliszki, jakby na wzmiankę o chorym pastorze ogarnął nas poważny nastrój.Mniejwięcej po dwóch minutach Hawkins powrócił z wiadomością, że pan Brocklebank zprzyjemnością zastosuje się do życzenia kapitana.- Wobec tego siadajmy do stołu - zaproponował gospodarz.- Pan Talbot po mojejprawej stronie, pan Oldmeadow tutaj, a ty, Summers, przy drugim końcu stołu.Słowo daję,zupełnie jak w domu! Czy każdy z panów ma dość miejsca? Naturalnie Summers ma go ażnadto, ale to na wszelki wypadek, gdyby nagle wydarzyło się coś, co kazałoby mu wracać doobowiązków.Oldmeadow zauważył, że zupa jest wyśmienita, na co Summers, który zajadał swojąw tempie, jakiego nauczył się zapewne podczas posiłków spożywanych w niezliczonychforkasztelach, odparł, iż na temat jakości potraw w Marynarce krąży wiele bzdurnych opinii.- Naturalnie możecie panowie być pewni, że tam, gdzie trzeba zgromadzić,zabezpieczyć, przewiezć i wydać tysiące ton żywności, zawsze zdarzy się okazja do narzekań,ale, ogólnie rzecz biorąc, brytyjscy marynarze jedzą znacznie lepiej na morzu, niż na lądzie.- Brawo! - wykrzyknąłem.- Summers, powinieneś zasiadać w ławach rządowych!- Jeszcze jeden kieliszek dla pana Summersa - zarządził kapitan.- Po kieliszku dlawszystkich panów! Wracając jednak do rzeczy: Summers, co powiesz o tym serze, co torzekomo nadawał się tylko do smarowania masztów i o mięsie, które było tak twarde, żeniektórzy rzezbili z niego tabakierki?Kątem oka dostrzegłem, że Anderson tylko powąchał swoje wino, po czym odstawiłkieliszek.Postanowiłem udawać, że nabrałem się na tę grę, by w ten sposób przejrzeć jegozamiary.- Dalej, Summers, odpowiedz kapitanowi! Jak to było z tymi tabakierkami imalowaniem masztu?- Smarowaniem, panie Talbot. - A co z tymi gołymi gnatami, które rzekomo dostają na obiad nasi dzielni marynarze?Summers uśmiechnął się.- Mam wrażenie, że już niedługo będzie pan miał okazję skosztować wspomnianegosera, a jeśli chodzi o kości, to nie jest wykluczone, iż kapitan przygotował dla pana małąniespodziankę.- Istotnie - odparł Anderson.- Hawkins, przynieś je, proszę!- Dobry Boże! - wykrzyknąłem.- Kości szpikowe!- To chyba jeszcze z Bessie - zauważył Oldmeadow.- Wygląda na to, że nic się niezmarnowało.Ukłoniłem się gospodarzowi.- Jesteśmy oczarowani, panie kapitanie.Sam Lucullus nie mógłby nas lepiej ugościć.- Po prostu staram się dostarczyć panu tematów do pańskiego dziennika, panie Talbot.- Daję słowo honoru, że to menu zostanie zachowane dla przyszłych pokoleń razem zopisem zalet naszego gospodarza.- Przyszedł dżentelmen, którego pan wzywał, panie kapitanie - oznajmił Hawkins.- Brocklebank? Jeśli panowie pozwolą, zamienię z nim kilka słów w moim gabinecie.Scena, która rozegrała się zaraz potem, mogła zostać w całości wykorzystana w jakiejśfarsie.Otóż Brocklebank nie został za drzwiami, lecz wszedł do kajuty i ruszył w kierunkustołu.Albo pomylił otrzymane od kapitana wezwanie z zaproszeniem do wzięcia udziału wobiedzie, albo był pod dobrą datą, albo i jedno, i drugie.Summers zerwał się z miejsca, aBrocklebank natychmiast opadł na zwolnione krzesło, jakby pierwszy oficer był lokajem,który właśnie mu je podsunął.- Dziękuję, dziękuję.Cóż ja widzę? Kości szpikowe! Skąd pan wiedział, kapitanie,że je lubię? Założę się, iż powiedziała to panu jedna z moich dziewcząt.Na pohybelFrancuzom!Jednym haustem opróżnił kieliszek Summersa.Jego głos kojarzył mi się z owocem -jeśli taki owoc w ogóle istnieje - łączącym w sobie cechy gruszki i śliwki.W głębokiej ciszy,jaka zapanowała przy stole, pan Brocklebank wepchnął sobie do ucha czubek serdecznegopalca, przez chwilę grzebał zawzięcie, po czym obejrzał rezultaty swojej działalności.Służącynajwyrazniej nie miał pojęcia, co powinien uczynić.Brocklebank spojrzał w bok, zdaje się, żedopiero teraz dostrzegł Summersa, i uśmiechnął się szeroko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •