[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mruknął jakieś podziękowanie, a Jeremi rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie mówiące:  Nie wkurzaj go, skorow końcu za czy na nam iść do brze.Komórka Je re mie go za wibro wała na sto le, ale nie wstał, żeby ode brać. Nie za mie rzam się ru szać z tego domu.Po wiedz mu to  oznajmił Con rad.Gwałtow nie pod niosłam głowę.Co miało znaczyć, że nie zamierza się stąd ruszać? Chciał tu zostać na zawsze? Przyglądałam się uważnieCon ra do wi, ale jego twarz jak zwy kle miała nie prze nik nio ny wy raz.Jeremi wstał, podniósł komórkę i wszedł do domu, zamykając za sobą przesuwane drzwi.Po raz pierwszy Conradi ja zostaliśmy sami.Atmosfera między nami nadal była gęsta, a ja zastanawiałam się, czy jest mu przykro z powodutego, co powiedział wcześniej.Zastanawiałam się także, czy powinnam coś powiedzieć, spróbować naprawić naszere la cje.Ale co miałabym mówić? Nie byłam pew na, czy w ogóle ist nie je co kolwiek, co mogłabym po wie dzieć.Dlatego nie podjęłam żadnej próby, pozwoliłam, żeby ta chwila minęła, westchnęłam tylko i oparłam się wygodniejna leżaku.Niebo miało kolor różowozłocisty i czułam, że nie istnieje nic piękniejszego niż ten widok, ten właśniezachód słońca jest dziesięć razy piękniejszy niż cokolwiek na świecie.Czułam, jak napięcie całego dnia odpływai znika nad morzem.Chciałam zapamiętać to wszystko na wypadek, gdybym miała tu już nie wrócić.Nigdy niewia do mo, kie dy po raz ostat ni widzi się ja kieś miejsce albo osobę. roz dział osiem na styPrzez jakiś czas siedzieliśmy i oglądaliśmy telewizję.Jeremi nie próbował więcej rozmawiać z Conradem i nikt niewspo minał o colle ge u ani o panu Fishe rze.Za sta na wiałam się, czy Je re mi cze ka, aż zo sta nie z bra tem sam na sam.Udałam, że zie wam, i po wie działam w prze strzeń: Je stem okrop nie zmęczo na.W tym momencie uświadomiłam sobie, że to prawda.Czułam się okropnie zmęczona, miałam wrażenie, że tendzień był koszmarnie ciężki.Chociaż podróżowałam tylko jako pasażerka, było zupełnie tak, jakby ktoś wyssał ze mniecałą ener gię. Idę spać  oznajmiłam i zno wu ziewnęłam, tym ra zem na prawdę. Do bra noc  po wie dział Je re mi, a Con rad się nie ode zwał.Kiedy tylko znalazłam się w swoim pokoju, otworzyłam przywiezioną torbę z rzeczami i przeraziłam się tym, coznalazłam w środku.Było tam nowiutkie bikini w kratkę należące do Taylor, jej bezcenne sandałki na koturnach,sukienka na ramiączkach, szorty, które jej tata nazywał  dżinsowymi majtkami , kilka jedwabnych topów, a zamiastrozciągniętego T-shirta, w którym zamierzałam spać  różowa piżamka w małe czerwone serduszka składająca sięz króciutkich szortów i równie kusej koszulki.Miałam ochotę zabić Taylor.Byłam pewna, że dołożyła tylko rzeczy dotego, co miałam za pa ko wa ne, a nie je wy mie niła.Z mo ich rze czy zo stała tylko bie lizna.Sama myśl o tym, że miałabym chodzić po domu w tej piżamie, ryzykując, że ktoś mnie zobaczy, kiedy rano pójdęumyć zęby, sprawiała, że miałam ochotę jej przyłożyć.Z całej siły.Wiedziałam, że Taylor chciała dobrze i uważała, żeoddaje mi przysługę.Pożyczenie na jeden dzień sandałków na koturnach było z jej strony naprawdę altruistycznymge stem, ale i tak byłam na nią wściekła.To zupełnie jak wtedy z Corym: Taylor robiła to, co uznała za stosowne i nie obchodziło jej, co ja o tym myślę.Nig dy nie ob cho dziło jej, co ja myślę, cho ciaż trze ba przy znać, że to nie była tylko jej wina  ja na to po zwa lałam.Umyłam zęby, założyłam piżamę Taylor, położyłam się do łóżka i zaczęłam się zastanawiać, czy poczytać przedsnem  jedną z tych starych książek, które miałam na półce.Ktoś zastukał do drzwi, więc podciągnęłam kołdrę podbrodę. Proszę  zawołałam.To był Je re mi.Za mknął drzwi za sobą i usiadł na dru gim końcu łóżka. Cześć  szepnął.Prze stałam tak kur czo wo ściskać kołdrę.To był tylko Je re mi. Cześć.Co słychać? Udało ci się z nim po ga dać? Jeszcze nie.Dzisiaj wieczorem spróbuję go trochę zmiękczyć i zaatakuję jutro.Staram się na razie położyćfun da men ty, za siać ziar no. Po pa trzył na mnie po ro zu mie waw czo. Wiesz, jaki on jest.Wie działam. Okej, to chy ba do bry po mysł.Wyciągnął rękę, żeby przy bić piątkę. Nie martw się, po ra dzimy so bie.Przy biłam piątkę. Po ra dzimy so bie  powtórzyłam.Słyszałam powątpie wa nie we własnym głosie, ale Je re mi tylko się uśmiechnął, jak by spra wa była już przesądzo na. roz dział dzie więtna styJe re miKiedy Belly poszła się położyć, wiedziałem, że chciała, żebym został i pogadał z Conradem o powrocie do college u.Wiedziałem to, ponieważ w dzieciństwie ćwiczyliśmy na sobie telepatię i Belly była przekonana, że mogę czytać w jejmyślach, a ona może czy tać w mo ich.Tak na prawdę to tylko ja umiałem od czy ty wać jej za cho wa nia.Kiedy miała zamiar skłamać, odrobinę przymrużała lewe oko, a jeśli się denerwowała, wciągała policzki, zanim cośpo wie działa.Od za wsze bar dzo łatwo było ją roz szy fro wać.Po pa trzyłem na Con ra da. Masz ochotę wstać wcześniej i iść trochę po sur fo wać?  za pro po no wałem. Ja sne  od po wie dział.Jutro zamierzałem porozmawiać z nim o college u i o tym, dlaczego jest tak ważne, żeby tam wrócił.Wszystko sięjakoś ułoży.Jeszcze przez jakiś czas oglądaliśmy telewizję, a kiedy Conrad zasnął na kanapie, poszedłem na górę do swojegopokoju.Na końcu korytarza w pokoju Belly dalej paliło się światło, więc podszedłem tam i lekko zastukałem.Czułemsię jak idiota, stojąc pod jej drzwiami i pukając  kiedy byliśmy dziećmi, po prostu wchodziliśmy do swoich pokojówbez na mysłu.%7łałowałem, że życie nie jest już ta kie pro ste. Proszę  po wie działa.Wszedłem do środka i usiadłem na brzegu łóżka, chociaż omal nie wycofałem się od razu, kiedy zobaczyłem, że jestjuż w piżamie.Pomyślałem, że widziałem ją w piżamie milion razy, więc czym tu się przejmować.Ale dawniej nosiłarozciągnięte T-shirty, tak jak my wszyscy, a teraz miała na sobie skąpy różowy top na cienkich ramiączkach.Za sta na wiałem się, czy wy god nie się w czymś ta kim śpi. roz dział dwu dzie sty4 lip caKiedy obudziłam się następnego dnia, nie wstałam od razu z łóżka.Leżałam tylko i udawałam, że to ranek jak każdyinny w let niej willi.Moja pościel pach niała tak samo, mój plu szo wy miś Ju nior Mint nadal sie dział na ko mo dzie.Było tak jak za wsze.Susanna i moja matka poszły na spacer po plaży, a chłopcy wyjedli wszystkie muffiny z borówkami, zostawiając dlamnie tylko musli mojej matki, odrobinę mleka i ani kropli soku.Dawniej bywałam o to wściekła, ale terazuśmiechnęłam się do tego wspo mnie nia.Jed nak wie działam, że tylko udaję.Nie było tu mo jej mat ki, bra ta ani Su san ny.Chociaż poprzedniego wieczoru położyłam się wcześnie, wstałam wyjątkowo pózno.Dochodziła jedenasta, coozna czało, że spałam dwa naście go dzin.Od ty go dni nie spałam tak do brze.Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, żeby wyjrzeć na zewnątrz  widok z okna mojej sypialni w letniej willizawsze sprawiał, że czułam się lepiej.%7łałowałam, że wszystkie okna nie mogą wychodzić na ocean, na całe kilometryplaży i morza i niczego poza tym.Jeremi i Conrad, ubrani w kombinezony, kołysali się na deskach surfingowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    php") ?>