[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam nadzieję, że będzie ci smakowało.- Wygląda niezle.- Valentina się uśmiecha.- Na pewno warto było zostać w domu.Zerknij na to i powiedz mi, co o tym myślisz.Tom bierze od niej kserokopie, kładzie na oparciu sofy i zabiera się do jedzenia.Tuńczyk jest lekko niedogotowany, natomiast zielona fasolka zdecydowanie zbyt długoprzebywała w garnku.To by było na tyle, jeśli chodzi o dobre wrażenie.Powoli czyta zapiski, zastanawiając się, czy nie powinien zaproponować dogotowaniaryby.Zerka na Valentinę i uznaje, że chyba jednak nie.Jej talerz jest już prawie pusty.Doczytuje do końca i stuka palcem w papiery.- Fascynujące: Możesz mi coś powiedzieć o tej dziewczynie? Inteligencja? Wiek?Wygląd?Valentina zastanawia się przez chwilę.- Wiek około trzydziestki.Biała.Włoszka - tak sądzę.Niezbyt wysoka.Dość szczupła.Raczej drobna.Prawdę mówiąc, taka szara mysz.Do tej pory się nie odezwała, napisała tylko to,co przeczytałeś, więc trudno mi określić jej inteligencję.- Nagle przypomina sobie o czymś.-Kiedy zmyli jej krew z rąk, zauważyłam, że miała połamane paznokcie.Wszystkie.I zaniedbanedłonie.To by wskazywało raczej na robotnicę niż pracownicę biura.- To, że ktoś jest robotnikiem, niekoniecznie oznacza, że nie jest inteligentny - zaznaczaTom, wymachując przed nią widelcem.- Zmywałem gary w prawie każdej knajpie w Paryżu, aleto jeszcze nie znaczy, że jestem głupi.- Nic takiego nie powiedziałam.Ale czemu pytasz o inteligencję?Tom podnosi jedną z kserokopii.- Pisała bez błędów ortograficznych.Gramatycznie.Staroświeckim formalnym stylem,typowym dla osób starannie wykształconych.Ta uwaga rozbawia Valentinę.- To by się zgadzało.Twierdzi, że pochodzi ze szlachetnego rodu.- Scena, którą opisała, rozgrywa się w starożytnym Rzymie, z całą pewnością przednarodzinami Chrystusa.Biorąc pod uwagę szacunek, z jakim wyraża się o Senacie,prawdopodobnie także przed Juliuszem Cezarem.Valentina jest pod wrażeniem.- Proszę, proszę, niby tylko stary kucharz, a jaki wyedukowany.- Kto tu jest stary? - protestuje Tom, nakładając na widelec kolejną porcję tuńczyka izanurzając w sosie pomidorowym.- Jest tu sporo odniesień do religii i rytuałów, co chwilępojawiają się też aluzje do jakichś tajemnic.Czy imię Kasandra coś ci mówi?- Absolutnie nic.- Valentina starannie wyciera sos z talerza ostatnim kawałkiem ryby.-Nie wierzę, że zjadłam to wszystko.To przez ciebie byłam taka głodna.To co z tą Kasandra?- Zagłada - mówi Tom.- Kasandra była prorokinią zagłady.17.Matka wybiera mnie spośród innych.Zabiera mnie ze sobą, daleko od pozostałych.Przemawia tylko do mnie.Jestem wyjątkowa.Ona tak mówi.Jestem Jej ulubienicą.Będzie mnie nazywać Melissą.Będę jedną z Jej Melissae - Jejmałych pszczół.Opowiada mi o Lagaszu, Anatolii, Frygii, Krecie i Malcie.Mówi o cywilizacji helleńskieji rzymskiej, o królach i cesarzach, których poznała.O władcach, którzy Ją czcili.O głupcach, którzy Ją ignorowali.O swojej miłości do Attisa, o tym, jak go zabiła, a potem przywróciła do życia.- %7łycie i śmierć - szepcze mi do ucha, a potem opowiada długo o dziele stworzenia izniszczenia i swoim miejscu w tym chwalebnym kręgu.O miejscu, które kiedyś zajmę.Matka przytula mnie do piersi i głaszcze moje włosy.Uczy mnie, jak zmienić morze wpiach, a piach w zieloną trawę.Mówi mi, że razem zmienimy trawę w skalę, skałę w marmur, amarmur w wieże ze szkła i stali, które wzniosą się ponad słońce.Matka może osiągnąć wszystko.Może stworzyć wszystko.Wokół nas widzę kobiety każdej rasy, każdego koloru skóry, w każdym wieku.Matkamogła wybrać dowolną z nich, ale wybrała mnie.Jestem wyjątkowa.Ona tak mówi.Poza ciepłym łonem, które jest naszą świątynią, wschodzi blady księżyc i srebrnymblaskiem oświetla nagie ciała moich sióstr.W pobliżu rozlega się trzask pierwszych iskier ogniska.Słudzy wnoszą duży, płaskikamień, na którym piętrzy się chleb i wino.Przybywają Galli.Uderzają w bębny, wspaniale instrumenty wykonane z rybich pęcherzy i kozich skór,wybijając pierwotny rytm.Matka dzieli się z nami rytmem.Zamyka go w nas.Rytm staje się naszym pulsem.Przepływa przez nasze genitalia i osiada w naszych łonach.Matka nakazuje mi zamknąć oczy.Mówi, że mnie kocha.Jej miłość sięga od Jej chłodnego posągu na szczycie góry Sipylosdo krwawych pól Rzymu, gdzie kładzie się obok mnie.Nie obawiam się tego, co ze mną zrobi.Jestem wyjątkowa.Ona tak mówi.18.Niedzielny poranek owija Valentinę Morassi jak chłodna, górska mgła.Powoli otwiera oczy i zauważa plamy słońca na deskach podłogi.Rzeczywistość daje osobie znać.I obwieszcza, że nadszedł koniec nocnego wypoczynku.Nie żeby Valentina bardzo wypoczywała tej nocy.Zazwyczaj potrzebuje ośmiu nieprzerwanych godzin snu.Zerka na budzik z Myszką Miki i uświadamia sobie, że przespała niecałe sześć.Na własne życzenie.Jej i Toma.Ta myśl wywołuje na jej twarzy uśmiech.Z przyjemnością poświęci jeszcze wiele godzinsnu, jeśli będzie mogła spędzić je z mężczyzną, który śpi obok niej.Valentina ma już plan na cały dzień.Raczej nieskomplikowany.Najpierw będą się sennie kochać.Potem śniadanie w łóżku.Potem znów będą się kochać,już mniej sennie.Prysznic.Ubranie.I wreszcie będzie trzeba niechętnie pomyśleć o pracy.To przyjemna odmiana od codziennej rutyny, w której praca zawsze była na pierwszymmiejscu.Dobry seks ma to do siebie, że wywraca wszystko do góry nogami.Wystarczy kilkaporządnych orgazmów, żeby praca, która jeszcze przed chwilą stanowiła sens życia, spadła nasamo dno hierarchii ważności.Valentina przysuwa się do Toma i głaszcze jego brzuch.Tom wierci się przez sen.Valentina postanawia dać mu pospać jeszcze chwilę.W tym czasie rozmyśla nadwczorajszym dniem.Potwornie denerwowała się przed ich spotkaniem na lotnisku, zastanawiającsię, czy Tom odwzajemni jej uczucia i czy próba uwiedzenia go nie zniszczy bezpowrotnie ichprzyjazni.A potem był pierwszy pocałunek.Wystarczy zaledwie kilka sekund lub kilka słów, żeby między dwojgiem ludzi nawiązałasię romantyczna więz.Lub zniknęła.Valentina uważa to za niesprawiedliwość losu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]