[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Jestem spózniony.One się od dawna bawią Poza tym to dzieci" -myślał Jaon i zaraz skarcił się słowami matki: - "Ty też jesteśdziecko".Wiedział, że wydostawszy się na plac, skąd odchodziłytramwaje we wszystkie strony, wsiadłby do "17" i dojechał pod dom.Widząc ten tramwaj na Marszałkowskiej myślał, by jechać do Niki.Siedemnaście należało do pierwszych dwucyfrowych liczb, którezapamiętał, było tajemniczą liczbą, która łączyła się z Niką.Mógłteż zatrzymać taksówkę, powiedzieć, że się zgubił, podać adres iManiunia zapłaciłaby za kurs.Może kierowca dałby mu potrzymaćkierownicę? Ośmieszyłby się: - "Ten chłopczyk, co uciekł zkinderbalu, ten sam co chciał uciec pierwszego dnia ze szkoły" -mówiono by o nim.Nie było ucieczki od tego i z tego miejsca.- Piękny jest widok tańczących dzieci - powiedziała jakaś pani,wyniosła i obsypana klejnotami.- To, że są tak bezradne w tańcu,i tak drepczą i mają nieskażone poczucie rytmu.Jej mąż kiwnął głową.Trzymał w ustach niezapalone cygaro.Potemposzli do gabinetu pana Woynickiego.Był tam brydż dla rodziców.Dochodził stamtąd radosny gwar.Rodzice bawili się lepiej, niżdzieci.Gdy otwierano tam drzwi, napływał zapach drogiego tytoniui perfum.Tu pachniało przyjęciem dzieci - ich potem, takprzesyconym jeszcze mlekiem, że przypominał woń skwaśniałejśmietanki, czuć było też wanilię, sok pomarańczowy, kakao, zapachyszczęścia.Spojrzał na wielki stół, na którym stał bufet dziecięcy: torty,ciasta, gorąca czekolada, soki, nadziewane wafle.Niektóre dzieci,przez nieporozumienie, czy gorliwość rodziców, przyszły przebrane,jak na bal kostiumowy.Były dwie królewny w koronach, z berłami,trzy wróżki, które zaglądały dzieciom w ręce.Jedna mówiłakażdemu: - "Będziesz bardzo szczęśliwy i bardzo bogaty, będzieszmiał dużo dzieci i żył będziesz sto dwadzieścia jeden lat".Liczbę wymawiała jednym ciągiem, nie wiedząc, co znaczy.Niektóre dzieciprzyszły ze swoimi lalkami i misiami i teraz ściskały jebezradnie.Chłopczyk, który też nie tańczył, miał misia większegood siebie."Gdzie Nika?" - myślał Jaon.Wprowadzono małego chłopczyka, którynie puszczał ręki matki.Była bardzo przejęta.Wydawało się, żesię boi.Przemogła strach i klasnęła w ręce:- To mały Kacperek - krzyknęła, chcąc przedstawić dzieciom swojegosyna, zwrócić na niego uwagę.Dzieci uśmiechały się do niej, ale nie przerywały tańca.Kacperekrozpłakał się głośno.Jego matka spojrzała zrozpaczonym wzrokiem,a chłopczyk rzucił się do niej, ukrył twarz w jej spódnicy iszlochał.Trzeba było go wyprowadzić w głąb mieszkania.Niki nie było widać wśród tańczących, ani z rodzicami.Jaonwyobrażał sobie, że Nika nie będzie go odstępować, i będą, jakdorośli, którzy są zaręczeni."Więc to koniec.Muszę ją przestaćkochać" - myślał i chciał się rozpłakać, jak mały Kacperek.W tymmomencie Nika zjawiła się, jak przywołana myślami.- Nie tańczysz? Nie bawisz się? - spytała.- Zatańcz ze mnąpowiedziała.Wzięła go za rękę i wprowadziła w krąg tańczących.Nie przyznał się, że nie umie tańczyć.Nika, widząc jegobezradność, objęła go lekko i poprowadziła.Ale nie patrzyła naJaona.Rozglądała się, sprawdzając, czy wszyscy dobrze się bawią.Przysłała ją matka, czy tak przejmowała się rolą pani domu? Pochwili palce Niki wysunęły się z jego rąk, zostawiła go wśródtańczących i podeszła do matki Kacperka.Kacperek był czerwony natwarzy, świeżo umytej, bo aż świecącej, ściszony i uspokojony, alejego matka robiła wrażenie, że boi się bardziej, niż przedtem.Jeszcze bardziej przestraszyła się, gdy Nika chciała zabraćKacperka i tańczyć z nim."Wyszukuje dzieci, które zle się tuczują i zabawia je" - stwierdził Jaon, dotknięty.Jego żal wzrósłgdy Nika dała się przekonać matce Kacperka.Odchodząc od nich, niespojrzała w jego stronę, gdzie zaciągnięty przez nią, udawał, żetańczy w kręgu dzieci.Nie zwracał na nie uwagi, pochłonięty myśląo obojętności Niki.Troszeńkę chciało mu się płakać, ale inaczej,innym płaczem, niż w chwili, gdy tu przyszedł.Nie chciał biec dorodziców, skarżyć się matce.Pani przy fortepianie przerwała grę,wstała i zaklaskała.Otworzyły się drzwi od gabinetu panaWoynickiego i rodzice, poprzedzeni przez panią Woynicką, wkroczylido salonu.Pani Woynicka zawołała:- A teraz każde z dzieci da występ.Może to być wierszyk,piosenka, bajka, najkrótsza nawet.Zaczniemy od występu pani domuczyli mojej Niki, która ze swoim kolegą - tu Jaonowi sercezatrzymało się na chwilę bo myślał, że chodzi o niego - a takżesąsiadem Markiem de Vries odtańczy przygotowaną przez siebieinscenizację sceny pasterskiej.Ona będzie pasterką, Marekmyśliwczykiem.Proszę!Nieznajoma pani siadła do fortepianu i zagrała.Wydała się Jaonowijeszcze bardziej obca.Dzieci cofnęły się, zostawiając miejsce.Ukazała się Nika z laską swojego ojca w ręku, zakręciła się w tańcu, jednocześnie udając, że popędza niewidoczne stado owiec:- "Owieczki, wy moje owieczkiNie uciekajcie, nie trapcieBiednej dzieweczki"Uniosła spódniczkę i śpiewała:- "Dla mnie łąki takie piękneDla was to przysmak.Ja uplotę sobie wianekWy jedzcie te kwiaty, owce mojeW ten cudowny ranek"Schyliła się i udawała, że plecie wianek.Od fortepianu rozległysię gwałtowne dzwięki.Nieznajoma pani waliła w klawisze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •