[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodzi odobro wszystkich, o ratunek wszystkich.- Aadny ratunek.- Czemu pan patrzy tylko na bliską odległość? Niech pan spojrzy, na odległość dalszą.Jeżeli człowiek straci rękę, ale uratuje swoje życie - wygrał.Jeżeli my, żołnierze, niewyjdziemy z tej walki żywi i jeżeli Warszawa ucierpi strasznie, ale tym kosztem ugruntujemywolność całego narodu, to w sumie właśnie my wygramy, zwyciężymy.- Wygramy przez zniszczenie Warszawy, tak?Jeremi patrzał chwilę na swego opozycjonistę, wreszcie rzekł:- Cóż na to poradzimy, pan i ja, że świat przyznaje prawodo życia i wielkości tylkotym narodom, które zdolne są dać krew za swe istnienie.W tej wojnie nie tylko Warszawapłaci wysoką cenę za prawo do wolności.Ale dlatego, że cenę tę płacimy podobnie jakczołowe narody Europy, nabywamy praw szczególnych i jakby zakładamy fundamenty dlabudowania w przyszłości czegoś wielkiego.Zapanowało krótkie milczenie.Wreszcie znów łysawy jegomość:- Staram się pana zrozumieć, panie poruczniku, i przyznałbym panu rację, gdyby nieto, że rozum mówi mi: udział Polaków w wojnie był konieczny, bo Hitler chdał nas tak czyowak wykończyć; to fakt - musieliśmy wojować; ale wojujemy bez mądrości, bez rozumu,zanadto niszczymy własny naród.Jeremi wstał.Musiał już iść.I tak się zbytnio zagadał.- Panie poruczniku, przerywa pan rozmowę.- Bardzo mi przykro, ale na mnie już czas.%7łyczę dobrej nocy.Odszedł szybko, lecz po pewnym czasie zwolnił kroku i szedł jakoś ciężko, niedostrzegając ludzi i instynktownie tylko nie myląc drogi.Kąciki ust miał opuszczone kudołowi, jak zwykle w chwilach rozgoryczenia.Jasia wciąż jeszcze przebywała w szpitalu, lecz stan uległ na tyle poprawie, iż doktorMaks godził się na jej odejście do kwater batalionu.Rana goiła się dobrze, klamerki zostałyzdjęte, ale ponieważ szczęka była zdeformowana i opuchnięta, a blizny jaskrawe - dziewczyna miała dolną część twarzy zabandażowaną.Jeść mogła tylko miękkie potrawy.Mówiła mało i niechętnie, z wymową były trudności.Jeremi wpadał do szpitala codziennie, a czasem parę razy w ciągu dnia.Nie usiłowałanalizować swoich uczuć wobec Jasi, wiedział tylko, że góruje w nich tkliwość.Nie mógłznieść niepokoju, który czasami wyczuwał w spojrzeniach dziewczyny, i jakichś wobec niegozahamowań.W dniu, w którym zostały usunięte klamerki z rany i Maks wyraził zgodę naopuszczenie przez Jasię szpitala, Jeremi był po raz pierwszy od wyjścia z Woli pogodny.- Jasia, uszy do góry! Chcę ci zaproponować małżeństwo.Zlub moglibyśmy wziąćraz-dwa.Jasia szeroko otworzyła oczy.Była tak oszołomiona propozycją, że usiadła zwielkiego wrażenia na posłaniu.- Je-emi.Ko-any.- To nie wszystko, Jasia.Maks mówi, że gdybyś po powstaniu trafiła w ręce doktoraMeisnera, mógłby twoją szczękę doprowadzić do dobrego stanu.To specjalista od podobnychspraw.W dniach powstania warszawskiego nie tylko śmierć biegła miastem wsiedmiomilowych butach.%7łycie również.Nie zdziwiło więc zbytnio najbliższych towarzyszyJasi i Jeremiego, gdy dowiedzieli się, że następnego dnia ma się odbyć ślub tej pary.OjciecPaweł - mądry i ludzki kapłan - życzliwie błogosławił podobne związki, nie zważając naformalności.Ceremonia odbyła się w czasie krótkiego zluzowania batalionu na linii przez sąsiedniezgrupowanie.Jeremi po nie przespanej nocy miał zaczerwienione oczy, ale buty i mundur wstanie wyjątkowej czystości.Był spokojny, poważny.Jasia wprawdzie miała twarzobandażowaną, ale tym razem ubrała się nie w panterkę i spodnie, lecz w świeżą, czyściutkąbluzeczkę i spódnicę, pożyczone u podnieconych faktem niezwykłego ślubu mieszkanekStarówki.W ręku trzymała kilka kwiatków azalii, jakimś cudem zdobytych i ofiarowanych jejprzez koleżanki.Nie było stuły, ksiądz złączył dłonie młodych swym pasem zakonnym.Pokój Jeremiego na kwaterze w sądzie apelacyjnym był niewielką, prowizorycznąizdebką, do której ciągle ktoś pukał, zaglądał, wpadał, ciągle ktoś tu siedział meldując oczymś lub wysłuchując rozkazów i zarządzeń.Stare Miasto było przeludnione niezmierniezarówno z powodu zniszczeń, jak i na skutek napływu wielkich mas ludnośd Woli.Tuwłaśnie, do owej izdebki służbowej, przyszli państwo młodzi po ślubie i tu roześmiani,dowcipkujący towarzysze, starając się nie zwracać uwagi na twarz Jasi, obdarzyli ich prezentami.Najbardziej imponująco wyglądał piękny ozdobny sztylet oficerski, zdobyty najakimś wyższym niemieckim oficerze i teraz ofiarowany Jeremiemu.Jeremi sposępniał.- A po co mi to? Jak sobie wyobrażacie, do czego będę tego używać?Ofiarodawcy skonsternowali się.Stali zakłopotani, nie wiedząc, jak reagować naodruch Jeremiego.Ale ten odczuwszy delikatne a nieznaczne głaśnięcie przegubu swej dłoni,rozchmurzył się i nawet uśmiechnął.- No pysznie, ładny to on jest, ten sztylecik.Będzie w naszych przyszłych zbiorachrodzinnych pierwszym trofeum.Prawda, Jasiu?Przytuliła się do męża.A potem?Stare Miasto weszło już wówczas w okres najcięższych walk i zmagań.Jeremi zaś byłdowódcą batalionu szturmowego, który niemal nieustannie tkwił na linii.Usiłowali być jak najczęściej ze sobą razem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •