[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać Kym miała obsesję nie tylko na punkcie czystych butów.Cała szafkaśmierdziała wybielaczami i środkami czyszczącymi, jakby zawartość którejś zbutelek się wylała.Chess poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie, a oczy zaczęłyją piec.Spektrometr zareagował przy umywalce.Znowu była idealnie czysta i lśniącobiała.Chess nachyliła się, by poświecić w przewód kanalizacyjny.I omal nie wyskoczyła ze skóry, gdy w lustrze, nad swoim prawym ramieniem,zauważyła jakąś twarz.Latarka wypadła jej z rąk, odbijając się z głośnym hukiem od marmuru.Potoczyła się na brzeg blatu i upadła na podłogę.Chess przeszukała całepomieszczenie, ale niczego nie znalazła.Nie wyobraziła sobie tej twarzy.To była kobieta, a jej oczy przypominałyjasne, pozbawione zrenic kule osadzone we wściekłej twarzy.Potargane włosyzwisające w strąkach na ramiona.Usta wykrzywione w grymasie.Chess zadrżała.Spróbowała się opanować i znowu się wzdrygnęła.Ale tym razem nie mogła dojść do siebie.Wydawało jej się, że ktoś przejąłkontrolę nad jej ciałem.Próbowała unieść ręce, by odgarnąć włosy i otrzeć czoło, aletrzęsły się tak mocno, jakby dostała jakiegoś ataku.Objęła się ramionami.Kiedy zrobiło się tu tak zimno? Marmur za jej plecamizmroził jej kręgosłup.Czuła, że nie może się ruszyć, nie może nabrać w płuca dośćpowietrza.Wtedy usłyszała w sypialni cichy dzwięk.Nie rozpoznała go, ale gdy sięodwróciła, dostrzegła jasny cień, który właśnie nabierał kształtów.Tak mocno ścisnęła ramiona, że aż poczuła ból, ale nie mogła się opanować.Mglista masa wiła się, próbując odnalezć swój kształt, aż nagle zrobiła się bardzowyrazna.Mężczyzna.Wydawało się, że jest ubrany w spodnie i luzną koszulę.Niewidział jej.Całą uwagę skupił na pustym łóżku, ale była pewna, że ono samo go nieinteresowało.Widział jakieś kształty, śpiące postacie.Na pewno, ponieważ naglejego półprzezroczyste ręce uniosły się, a ostrze siekiery utworzyło na suficie ostrycień.Siekiera opadła w dół.Chess zagryzła wargi tak mocno, że poczuła krew w ustach.Co dziwne, wogóle nie bolało.Męczyły ją okropne mdłości, strach, wstyd, że się boi i przerażenie,że jest świadkiem strasznego morderstwa, które wydarzyło się sto lat temu.Siekiera uniosła się i znowu opadła w dół.W górę i w dół.Niemal widziałakrew tryskającą z dawno pochowanych ciał, niemal czuła.Ten zapach.Ten sam co wcześniej, kolejne fale duszącego smrodu, któresprawiły, że upadła na ziemię próbując złapać oddech.Nie mogła uciec od tej woninie mogła jej znieść.Okno było jakieś trzy metry od niej, po przeciwnej stroniełazienki.Najciszej jak mogła, sięgnęła do torby, zmuszając ręce do posłuszeństwa.Tym razem była przygotowana, miała ziemię cmentarną i asafetydę.Nawet wzięła zesobą trochę melidii, tak na wszelki wypadek.Musiała zaryzykować, potrzebowała powietrza.Jeśli nie zaczerpnie oddechu,umrze.%7łołądek podszedł jej do gardła, głowa jej pękała, jakby zeszłej nocy wypiłakratkę piwa, a przed oczami pojawiły się ciemne plamki.Ale okno było tuż-tuż.Ugięła nogi.Po raz ostatni zerknęła na postać w sypialni i skoczyła do przodu.Rozdział 10Już go nie widziała.Nie była pewna, czy postać, którą dostrzegła w lustrze,zniknęła, czy czaiła się za jej plecami.Jej gardło buntowało się przeciwko smrodowi.Zacisnęła zęby, żeby powstrzymać atak kaszlu.Już nie chodziło o to, że chciałaotworzyć okno.Musiała to zrobić, jeśli miała zachować przytomność.Włosy na jej karku się zjeżyły, gdy odrętwiałymi palcami szukała haczyka.Wkońcu go znalazła.Do środka wpadło świeże, czyste i lodowate powietrze.I była to najlepszarzecz, jaką kiedykolwiek poczuła.Nabrała powietrza w płuca z taką siłą, jakbywciągała dream, a miała tylko minutę przy fajce.Zaryzykowała atak i wychyliła sięna zewnątrz tak daleko, jak tylko mogła, pozwalając, by blask księżyca pieścił jejskórę.By chłodził ją wiatr.Wreszcie przestało ją mdlić.Odwróciła się, żeby zerknąć na pokój.Nic.Przezkilka minut siedziała na zimnym parapecie, oddychała głęboko i rozglądała sięwokół.Cały czas miała przy sobie torbę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]