[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Graham ciępopilnuje.Gdyby coś się stało Casey, to bym.- Co byś zrobił?W tym momencie Marcus gwałtownie się odwrócił i ujrzałstojącą przy wejściu Casey.Skrzyżowała ramiona na piersiach ipatrzyła na niego wyzywająco.- Spózniłaś się - powiedział, kryjąc niepokój.- Parę minut.- Już miałem cię szukać.- Zauważyłam.- Uśmiechnęła się.- Dziękuję.Skrzywił się, niezadowolony z kierunku, w jakim znów zmierzałarozmowa z Casey.- Nie musisz dziękować.Przecież powiedziałem, że będę cięszukać.ousladansc Jej uśmiech pogłębił się.- Wiem.I za to też ci dziękuję.Casey ruszyła w stronę basenu i mijając Marcusa, przeszła takblisko niego, że owionął go zapach jej perfum.Mało brakowało, abyłaby go dotknęła.Czy zrobiła to umyślnie?- Pan Graham, prawda? - Z uśmiechem wyciągnęła rękę.Grahamwstał i z głębokim ukłonem ją uścisnął.- Witam, panno Jones.- Proszę mówić do niej  Casey" - poinstruowała go Laura.-Gdzie ten kelner! Umieram z głodu.- Jak zwykle - stwierdziła Casey.Pytająco spojrzała na mokrewłosy siostry.- Co to jest: świąteczna kąpiel?- Zgadłaś! - odparła Laura.Kelner w końcu się zjawił i Laura zamówiła dania dlawszystkich.Zaprotestowała, gdy Marcus powiedział, że to na jegorachunek.Uczyniła to jednak bez przekonania, jak skonstatowałMarcus.Wybór potraw potwierdził jego podejrzenia.Faszerowane kraby iszparagi w polewie.Kurczaki po kornwalijsku i bukiet z jarzyn orazbutelka importowanego wina i cały sernik.- Rany boskie, po co tyle jedzenia? - jęknęła Casey.- Przecież totylko lunch!Spojrzeli na Laurę.Wzruszyła ramionami i wbiła widelec wkawałek mięsa.- To nie fair - mruknęła Casey.- Gdybym ja tyle jadła,ousladansc ważyłabym tonę.- Nie bądz zazdrosna, siostrzyczko.Ty chodzisz na randki zsuper.- Laura urwała i przygryzła wargę.- Z supermiłym facetem -dokończyła, ale zabrzmiało to nieprzekonująco.Marcus nagle stracił apetyt.- A więc już wiesz - stwierdził raczej, niż spytał.Laura spojrzała na niego swoimi wielkimi, czarnymi oczami,udając wcielenie niewinności, ale nie zdołała nikogo tym oszukać.- Przyznaj się, Lauro.Już drugi raz nazywasz mniesuperbohaterem i chociaż to dalekie od prawdy, domyślam się, skąd ciprzyszedł do głowy ten pomysł.- Pewnie wpadłam na niego, gdy wczoraj rzuciłeś o ziemię tymneandertalczykiem.- Zamrugała jak łania oślepiona światłamisamochodu.Przecząco pokręcił głową.- Powiedziałam jej - oświadczyła odważnie Casey.- To nieprawda! Sama się domyśliłam.Ona tylko cośnapomknęła o twojej niechęci do prasy, Marcus, a ja dośpiewałamsobie resztę.- Czyżby?Laura skinęła głową.- Tak było, Casey? - zapytał.- A jeśli powiem, że tak, to mi uwierzysz?Oczy mu się zwęziły.Jaką grę ona tym razem prowadzi?- Zresztą nieważne.Chyba i tak znam odpowiedz.- Caseyousladansc odsunęła talerz.- Ale ja nie doczekałem się twojej.- Przecież wiesz, jak ona brzmi, Marcus - wtrąciła się Laura.-Hej, mówię do ciebie! - zawołała, szturchając go w ramię, lecz on niespuszczał wzroku z Casey.Wytrzymała jego spojrzenie.- Nie zrobię tego, Marcus.Możesz mi wierzyć lub nie.Ale tooczywiste, że nie wierzysz.Milczał.- Wszystko psujesz, Marc - burknęła Laura.- Jeszcze jak - dodał Graham.Marcus gwałtownie odwrócił się do Laury.- Jak mnie nazwałaś?Zmarszczyła brwi i na moment zamknęła oczy, jakby usiłującprzypomnieć sobie swoje słowa.- Wybacz, tak mi się wymknęło.Mam głupi zwyczaj zdrabnianiaimion.To niektórych ludzi doprowadza do szału.Graham odchrząknął znacząco.- Chyba powinniśmy omówić sprawę bezpiecznego schronieniadla pań.Sprawdzałem w recepcji, ale nie ma wolnych pokojów.- I tak nie chcę, aby zostały w mieście, Grahamie.Ten osobnik toprawdopodobnie zawodowiec.Trafiłby do nich bez trudu.Poza tymmuszę zaczaić się na niego w ich domu.Nie mógłbym jednocześnie ichpilnować.- Sądzę, że rozwiązałam ten problem - oznajmiła Casey.Spojrzeliousladansc na nią z zainteresowaniem.Laura nadal jadła.- Mamy dobrych przyjaciół w pobliskim miasteczku.To bardzobezpieczne miejsce.- Skąd ta pewność? - spytał Marcus.- Nadal mi nie ufasz? Nawet gdy o to chodzi? Sądzisz, żemogłabym narazić na niebezpieczeństwo swoją siostrę?Westchnął, ale nie odpowiedział.- Może przekona cię informacja, że pan domu to miejscowyszeryf.Wystarczy?Ponad stołem starły się ze sobą spojrzenia pary czarnych ipiwnych oczu.- Nie powiedziałem, że ci nie ufam.- Nie musiałeś - odparła nieco łagodniej, a jej oczy przestałymiotać błyskawice.- Ale.chyba rozumiem twoje pobudki.To mu się nie spodobało.Ani trochę.- Nie próbuj mnie zgłębiać, Casey.- Boisz się tego, prawda?Marcus usłyszał, że Graham usiłuje powstrzymać chichot.Bezskutecznie.- Gdzie jest ta mieścina?- Powiem ci po drodze, jak jechać.Jesteś gotów?- Wątpię - mruknął.- Ja też - odparowała.- Wasze rzeczy są na górze - burknął w końcu Marcus [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •