[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli było jeszcze dość czasu, potrafił zawrócić iwybrać inną drogę, żeby nie wyzywać pecha.Tym razem nie było żadnego znaku.Po prostu tak wyszło.Na dodatek go przechytrzyła.Myślała, była przebiegła i wyrachowana.Nie panikowała.Godna przeciwniczka.Dawno nie walczył z godnymprzeciwnikiem.Zaraz gdy uciekli z obławy w Ujazdowskich, kazał Pietiizabrać rzeczy i jechać pociągiem do Krakowa, a stamtąd dodomu, do Krasnojarska.Nie stać go było na stratę kolejnegoczłowieka.Musi uporać się z problemem sam.Problem nazywa się agentka i dziennikarz.I dziś zostanierozwiązany.On albo oni.Czyli oni.Nikt nie pokonał Szakala,jak go nazywano, ponieważ dorównywał słynnemu terroryście izabójcy.Dostał zasłużenie ów nieszczęsny przydomek, któregowcale nie lubił.Był najlepszy w tej części Europy.Może nawet na świecie.W łazience umył się dokładnie, ogolił twarz i założył szkłakontaktowe.Po chwili wahania zgolił też włosy, używającmaszynki, a potem kremu i brzytwy.Brzytwa miała kościaną rękojeść, zdobienia ze szczeregozłota i herb klanu jego prapradziada.Dostał ją w prezencie odinnego prawdziwego wojownika ze stepów Kazachstanu.Gdyten jeszcze żył, lubił go odwiedzać i zawsze tradycyjniewymieniali się podarunkami.Nigdy jeszcze nie golił się tą brzytwą, ale dwa razywykorzystał ją na kobietach.Przestał, gdy okazało się, że bóljest mniejszy niż przy użyciu noża.Skalpel i brzytwa nie byłydobrymi narzędziami tortur.Owszem, do zabijania sięnadawały, ale to akurat wolał robić gołymi rękami.Wtedyodczuwał największą radość.„Radość zabijania” – brzmi jak majaki dewianta.W pełni tosobie uświadamiał.Wiedział, kim jest.W świecie szaleństwadobrze jest być zwyrodniałym psychopatą.Lepiej rozumie sięrzeczywistość.Z lustra patrzyła na niego całkiem łysa, okrągła głowa oniezbyt właściwych proporcjach i głęboko osadzonych oczach.Duży, masywny nos jakby teraz zniknął, stracił na znaczeniu,przestał się wybijać.Zlał się w jedno z owalem oblicza,podobnie jak zmarszczki pod oczami i cienie przy kościachpoliczkowych.Nie było ich widać.Żadnych znakówszczególnych.Podciął jeszcze szerokie, charakterystyczne brwi iuśmiechnął się zadowolony.Tylko ten uśmiech był nie namiejscu.Jakby zupełnie nie pasował do pozbawionej cechszczególnych twarzy.Dziwnie wyglądał.Już był nie do poznania, a to jeszcze nie koniec.Ta suka dokładnie go widziała w dziennym świetle.Patrzyłamu w oczy.Gdyby się nie zmienił, z pewnością by gorozpoznała.Tak jak on rozpozna wszędzie ją.A może i to niewystarczy.Może gdy skrzyżują się ich spojrzenia, i takwyciągnie broń i strzeli pierwsza.Szakal pokonany przez kobietę?Była dziewiąta trzydzieści.Miał jeszcze trochę czasu dowyjścia.Konferencja Szarawarskiego rozpoczynała się dopieroo dwunastej.Dobrze, że jego klientowi udało się tozorganizować.Przysługa za przysługę.Kiedyś on coś zrobił dlaniego, teraz tamten się odwdzięczył.Dobrze, że tak to działa.Ludzie na pewnym poziomie się nie oszukują.Chyba żepomiędzy nimi staje walizka z kasą.Wtedy nigdy nie wiadomo.Tak samo jak z kobietami.One są nieprzewidywalne.Zlwami i kobietami lepiej nie zawiązywać sojuszów.Zawszemoże im się coś nie spodobać.Kiedyś miał taką zasadę.A jednak ją złamał.Popatrzył na ekran telewizora.Prezentowano właśniesylwetkę ministra.Na czerwonym tle przebiegała informacja:„PILNE.Szarawarski zwołuje konferencję w związku zwydarzeniami na giełdzie”.PILNE.Dobre sobie.Wystarczy jeden telefon, a minister tańczy, jakmu zagrają.Jest zwykłym słupem, nikim więcej.Wykonujepolecenia i liczy na ochłapy.Nie ma tak naprawdę żadnejwładzy, chyba że ktoś pozwoli mu się nią przez chwilęnacieszyć.Jak w przypadku tego pieprzonego prezesa giełdy.Iczym się to skończyło? Wiadomo, bałaganem.A może wcale nie jest słupem, tylko szpiegiem.Z gęby pasujena TW
[ Pobierz całość w formacie PDF ]