[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na samym dole tej listy jest pań-skie nazwisko, wpisane jako ostatnie.Po raz pierwszy pojawiło się na niej wdniu, kiedy zginął sierżant Fitch.Czy to była cena za przyjęcie w szeregizabójców? Zapłacono ci za Fitcha tak jak za Indian?- O nic mnie nie oskarżysz! - prychnął Cameron.- Fitch zginął od ciosutomahawkiem w pierś.Od indiańskiej broni.- Nie - odparował Duncan.- Zmierzyłem ranę, kiedy obmywałem ciało.Nie została zadana tomahawkiem.Ostrze było znacznie szersze.Zginął odciosu topora, takiego, jaki stał w stajni obok koła do ostrzenia.Topory roz-dano ludziom Kompanii w noc napadu.- Fitch znalazł tego przeklętego Walijczyka w kruszalni kory - mruknąłCameron - i wypytywał go, co mówili ludzie Hawkinsa, kiedy się upili.Gdypo powrocie tutaj Fitch nie zastał swojego kapitana, przyszedł do mnie, by397zapytać, czy ma powiedzieć wielebnemu o tym, czego się dowiedział.- A czego się dowiedział?Cameron uśmiechnął się.- Niewiele.Tylko tego, że kiedy się upili, ćwiczyli indiańskie okrzykiwojenne.- Czy to wyznanie, panie Cameron?- Do niczego się nie przyznaję.Jak powiedział Woolford, śmierć żoł-nierza to sprawa dla wojska.Ni cholery nie możesz nic z tym zrobić, McCal-lum.To jest proces zabójcy Frasiera i Everinga.Nie możesz.Słowa znów uwięzły mu w gardle, gdy dostrzegł jakiś ruch na poddaszu.Zebrani spojrzeli w górę.Obok maski pojawiła się wysoka, barczysta po-stać, uważnie patrząc na Camerona.- Możesz pozostać na miejscu, panie Cameron, gdy przemówi mój na-stępny świadek - oznajmił Duncan.- To Aowca Kruków z plemienia Onon-daga.Ramsey zaczął tłuc młotkiem w stół tak energicznie, że przekrzywiła musię peruka.- Dość tego cyrku, McCallum! - wrzasnął, na moment odwracając siędo Camerona.- Kajdany! Chcę natychmiast zobaczyć go w łańcuchach!Zaraz poczujesz bat na.Jego ręka znieruchomiała w powietrzu, gdy Woolford złapał go za prze-gub.Gdy lord usiłował przełożyć młotek do drugiej ręki, przytrzymały jąinne mocne dłonie.Sierżant Pike a nachylił się nad nim i bez słowa wyłu-skał mu młotek z dłoni.- Sierżancie.- Podziękował mu skinieniem głowy Woolford, a potemzwrócił się do Duncana: - Proszę, kontynuuj.Obok Aowcy Kruków pojawiła się następna postać.Conawago przełożyłwampum przez uniesioną rękę Onondagi.Syn Tashgui wszedł w krąg świa-tła wpadającego przez drzwi stryszku.Nikt z obecnych na dole się nie ode-zwał.- Przebywałeś tu w pobliżu, w lesie, przez kilka dni, zanim przyszedłeśw nocy po Sarah - zaczął Duncan.- To prawda - padła odpowiedz z góry.- Wymienialiście z Sarah wiadomości, używając znaków na brzegu rze-ki.- Zostawiała mi znaki o zmierzchu.Przychodziłem o świcie, żeby od-powiedzieć.398- Jednak młody Frasier zobaczył je i próbował zniszczyć.- Nie znałem jego imienia - wyjaśnił Onondaga.- Młodzik o rudychwłosach.Bardzo się bał.Dzień przed tym, nim Sarah odeszła ze mną, zoba-czyłem go o pierwszym brzasku przy stajni.Chciałem na niego zaczekać,żeby wyjaśnić, że nie mam złych zamiarów, i poprosić, aby nie niszczyłnaszych świętych znaków.Schowałem się za wiązem spowity porannąmgłą.- On jednak nie dotarł do brzegu.- Przyszedł drugi człowiek, niosąc coś na ramieniu.Ten, którego zwieszFrasierem, coś cicho do niego powiedział.- Widziałeś twarz tego drugiego?- Nie.Przez cały czas był w cieniu.Dopiero zaczynało świtać.Wszystkostało się bardzo szybko.Kilka słów, potem uderzenie tym czymś, co tamtendrugi miał na ramieniu, i odgłos pękających kości.- Co zrobiłeś?- Wróciłem za rzekę.To były sprawy mieszkańców miasta, nie moje.- A te słowa.Słyszałeś je?Aowca Kruków poważnie skinął głową.- Bóg tak chce - powiedział tamten człowiek.- Nic więcej.Potem mło-dzik padł.Duncan odwrócił się do sędziów.- Morderstwa na statku nie były dziełem Szkotów - oznajmił. Tensam sprawca zabił Frasiera i Everinga - również młotkiem.Duncan pojął to dopiero wtedy, kiedy przebywał u Tashgui.Tylko jedenczłowiek mógł zabrać wykres, zesztywniały od morskiej soli, z kabiny Ever-inga.Sarah nie zrobiłaby tego, nie zabrałaby wykresu ze sobą do oceanu -chyba że wiedziała, że Evering już nie żyje.Zwiadomość tego faktu sprawi-ła, że chciała dopiec Kompanii rytuałem przy kompasie, a potem popełnićsamobójstwo, skacząc z bomu.Tylko Arnold mógł coś stracić w wynikuprzebudzenia Sarah.Może Evering nie zostałby zabity, gdyby nie to, żeArnold nie tylko znalazł przy nim fiolkę z usypiającą miksturą, którą miaładostać Sarah, ale na dodatek przeczytał notatki profesora, które pózniejspalił w nocniku.Tylko Arnold mógł zrozumieć ich znaczenie i wiedzieć, żeEvering stał się sprzymierzeńcem tych dwojga ludzi, którzy mogli pokrzy-żować mu plany.Ramsey schował twarz w dłoniach.Aowca Kruków i Conawago zniknęli.399Duncan skinął głową Woolfordowi, który wstał i cicho powiedział coś dosierżanta Pike'a.Duncan zapatrzył się na Sarah, która patrzyła w ziemię iłza spływała jej po policzku.Wyczuł jakieś zamieszanie za plecami i usłyszałzduszony okrzyk protestu.Kiedy wrócił do stołu, Ramsey w końcu podniósłgłowę.Pike stał z boku, przytrzymywany przez dwóch zwiadowców, z kne-blem w ustach.Conawago podszedł do Duncana.Lister stał, podpierającsię prowizoryczną kulą i rozcierając uwolnione z kajdanów nadgarstki.Duncan skinął na Woolforda i zwiadowca położył przed Ramseyem skó-rzaną ładownicę majora.- Otwórz ją - polecił Duncan.- Było w niej coś jeszcze poza mapą.Ramsey posłał mu gniewnie spojrzenie, po czym wyjął owinięty szmatkąprzedmiot i niecierpliwym machnięciem odrzucił gałgan.Na widok błyszczącej zawartości zawiniątka krew odpłynęła z twarzylorda.Z jego gardła wyrwał się zduszony okrzyk:- Niemożliwe!Był to elegancki złoty krzyżyk, wysadzany rubinami.Duncan widział gojuż, na portrecie lady Ramsey.Lord wyglądał, jakby zobaczył ducha.- Zabrała go ze sobą - rzekł ochrypłym szeptem.- Poszedł na dno ra-zem z nią.- Nie - sprostował Duncan.- Arnold ukradł go po jej wyjezdzie, wie-dząc, że pomyślisz, iż lady Ramsey zabrała go w podróż, a potem dał Pi-ke owi na przypieczętowanie umowy.- Umowy?Duncan dał znak sierżantowi, który na moment wyjął knebel z ust majo-ra.- Ile akrów, majorze? Ile ziemi obiecał ci Arnold?Pike spojrzał na niego wyzywająco.- Pięć tysięcy.I nie masz prawa tknąć mnie palcem, McCallum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]