[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kazałem kierowcy ruszać.85Po przyjezdzie na miejsce zadzwoniłem do szefa.Powiedziałem, że moja żonaciężko zachorowała i w związku z tym proszę o możliwość powrotu do domu.Tak,znowu Hanka mi pomogła, jej wymyślona choroba posłużyła mi za pretekst dowycofania się z tej brudnej wojny.Hanka to Slązaczka, a na Zląsku taka jest rola kobiet: mało mówić i wspieraćmęża we wszystkim.Widziałaś film Kutza  Perła w koronie"? To na pewno pamiętaszscenę, w której żona górnika myje mężowi nogi, kiedy ten wraca z kopalni dodomu.Nie, Hanka mi nóg nie myła, ale była naprawdę wspaniałą żoną.Miałem nadzieję, że w Warszawie łatwiej mi będzie przekazać komu trzebawiadomość o zbliżającej się inwazji.Nie było to jednak proste, przecież nosiłemmundur.Gdybym zadzwonił albo wszedł do ambasady amerykańskiej, natychmiast bymzostał namierzony.Zacząłem główkować, w jaki sposób przekazywać informacje dowolnego świata tak, żeby nie skończyło się to dla mnie aresztowaniem, a możenawet śmiercią.Jeszcze nie miałem żadnego pomysłu, ale kiedy w kilka miesięcypózniej wysłano mnie do Niemiec Wschodnich jak'o obserwatora ćwiczeń,skorzystałem z okazji i skopiowałem plany ewentualnych działań wojennych na tymterenie.Stało się to możliwe dzięki omyłce sowieckiego dowódcy, który dał mi teplany do ręki.Nie wiedziałem jeszcze, co z tym zrobię, jak wykorzystam, alechciałem mieć ten materiał na wszelki wypadek.No tak, ryzykowałem, jasne, żeryzykowałem, ale uważałem, że to warte ryzyka.86MisjaIvok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty drugi okazał się dla mnie przełomowy.Otóż narodził się pomysł, aby wysłać  na wycieczkę zagraniczną" grupę oficerówze Sztabu Generalnego.Ci oficerowie, wśród nich ja, mieliby szansę zobaczeniamiejsc, które były teatrem planowanych przez nich działań wojennych.Pomysł jużw samym założeniu był ryzykowny, bo jeśli wieje za granicę jakiś oficer służbywywiadowczej, jego wiedza jest cząstkowa, my zaś znaliśmy najtajniejsze planyUkładu Warszawskiego.Ale widocznie dla naszego dowództwa gra była wartaświeczki.Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że nasza wycieczka będzie pilnieobserwowana w czasie całej podróży, to znaczy popłynie z nami jakaś  wtyczka", anawet może jeden będzie pilnował drugiego.Pod koniec lipca wypłynęliśmy z Gdyni jachtem żaglowo-motorowym, na dwanaścieosób, i tyle liczyła nasza załoga.W książeczkach żeglarskich mieliśmypowpisywane zawody: nauczyciel, profesor uniwersytetu, inżynier, słowem -udawaliśmy cywilów, turystów, mimo że nasz jacht należał do klubu wojskowego.Napokładzie nie mieliśmy żadnego wyposażenia wywiadowczego, tylko aparatyfotograficzne.Nie, nie pamiętam już, jaki miałem zawód w czasie tej wyprawy,ale występowałem pod własnym nazwiskiem, co okazało się pomocne w powziętychprzeze mnie zamiarach.Najpierw zawinęliśmy do portu w Sassnitz w Niemczech Wschodnich, pózniej doportu w Kilonii i wreszcie do Wilhelmshaven.To miejsce wybrałem na na-87wiązanie kontaktu z Amerykanami.Dlaczego właśnie tam? Bo to miejsce symbol.Totutaj dotarła w czasie drugiej wojny światowej 1.Dywizja Pancerna generałaMączka.Mówi ci coś to nazwisko? Właśnie, wspaniała postać, wspaniały dowódca iczłowiek.Wiedział, że nie może wrócić do ojczyzny, ale nie przyjął od Anglikówobywatelstwa, zrzekł się też emerytury za zasługi i pracował w barze jako zwykłykelner.Nie mógł wybaczyć Angolom, że sprzedali nas Sowietom.Wiesz, większośćjego żołnierzy też nigdy do Polski nie dotarła, a ci, co wrócili, byliprześladowani i mordowani przez komunistów.Chciałem więc teraz jakoś uczcićfakt, że dywizja generała Mączka tutaj stacjonowała.To miała być historycznasztafeta pokoleń.W czasie całego rejsu udawałem wesołka, ale pilnie obserwowałem kolegów izastanawiałem się, który z nich jest  wtyczką".I chyba dość szybko odgadłem.Bowiesz, na pokładzie często odbywały się libacje, jak to w takich rejsach, czasudużo, dookoła woda, ja jednak tylko udawałem, że piję wraz z innymi.Wylewałemwódkę, gdy nikt nie patrzył.Nie za kołnierz, bardziej komfortowo, wprost zaburtę.Po jakimś czasie zorientowałem się, że ktoś.jeszcze wpadł na taki sampomysł.No to już byłem w domu i wiedziałem, na kogo szczególnie powinienem uważać.W Wilhelmsha-ven tylko my dwaj zeszliśmy na ląd, ja oficjalnie chciałemsię rozejrzeć za sklepem z częściami do mojego starego opla.Kupiłem gookazyjnie na Węgrzech i okazał się wspaniałym pretekstem do wymykania się zportu w kolejnych miejscach postoju.Wiadomo że takich części wtedy w Polsce niemożna było dostać.Wybraliśmy się więc do miasta tylko we dwóch, a ja88uważałem, żeby zbyt pośpiesznie nie pozbywać się jego towarzystwa.To on chciałsię pozbyć mnie, widocznie, żeby bez świadków porozumieć się z centralą.Wreszcie zostałem sam.Nie znałem miasta, błądziłem więc dosyć długo, zanim udało mi się kupić papier,koperty i ołówek.Teraz zaczęło się poszukiwanie poczty, słabo radziłem sobie zniemieckim, trudno więc mi się było dopytać o najbliższy urząd pocztowy.Wdodatku miałem niewygodne buty, które obcierały mi pięty, w pewnym momenciezacząłem utykać.Słowem, same przeciwności.Pomyślałem, czyby nie zrezygnować,nie zawrócić do portu.Ale to nie leżało w moim charakterze, poddawać się,ruszyłem więc przed siebie.Kilka przecznic dalej dostrzegłem wreszcie budynek zczerwonej cegły, a na nim napis: Postamt.Odetchnąłem z ulgą, wszedłem tam izabrałem się do pisania listu.Nie mogłem tego uczynić wcześniej, na jachcie, toby było zbyt niebezpieczne.Treść listu w języku angielskim już wcześniej sobiedokładnie przemyślałem.Jestem oficerem w jednym z państw Układu Warszawskiego i chciałbym spotkać się zprzedstawicielem amerykańskich sił zbrojnych.To powinien być co najmniejpułkownik i powinien znać język rosyjski.Jestem tutaj przejazdem.Zadzwonię do waszej ambasady w Hadze w ciągunajbliższych pięciu, dziesięciu dni.P.V.Dlaczego tak się podpisałem? Bo litera V oznacza zwycięstwo i jest rzadkoużywana w pisowni polskiej,89a P, wiadomo, od Polish.Aby zapamiętać ten skrót, zakodowałem sobie dwa słowa:Polski Viking.Swój list pisałem drukowanymi literami pochylonymi w lewo, aby uniemożliwićewentualne rozpoznanie charakteru pisma, a zaadresowałem do ambasadyamerykańskiej w Bonn.Bez adresu zwrotnego.Wewnątrz była druga koperta,adresowana do amerykańskiego attache wojskowego.Zanim wrzuciłem list doskrzynki, starannie wytarłem odciski palców.Zrobiłem to instynktownie, niemiałem przecież najmniejszego doświadczenia w tych sprawach.Wszystko to zajęło mi kilka godzin, tymczasem zrobiło się pózno i byłem corazbardziej zdenerwowany.Powinienem wziąć taksówkę i jak najszybciej wrócić doportu, ale zwyczajnie nie miałem pieniędzy.Wlokłem się więc z powrotem, corazbardziej utykając.Kiedy dotarłem na miejsce, było już ciemno.Na szczęście najachcie trwała libacja i moje wyjaśnienia, że zabłądziłem, zostały przyjęte zezrozumieniem.Tylko ten kolega, z którym wybrałem się do miasta, bacznie mi sięprzyglądał; on wrócił dużo wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •