[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to tak\e nie mogłosię odbyć bez burzy.Staruszka dreptała po gospodarstwie i była tak zajęta i poirytowana jakąśniedokładnością, \e straszno było zbli\yć się do niej.Wyglądała jak przeładowana maszynaelektryczna.Pod wieczór, gdy minęła godzina przyjazdu konkurenta, Jadzi spadł cię\ar z duszy skupiła wszystkie siły do rozprawy z panią Teklą. Czy będziemy czytać, babciu? spytała. Poczekaj, mam z tobą do pogadania.Chodz no, siadaj bli\ej.Ot tak! Có\ ty sobie myślisz zGłębockim?Jadzia oniemiała z podziwu.Pani Tekla miewała chyba jasnowidzenia. Dlaczego, babciu? spytała. No, tak.Trzymasz go przy sobie, zachęcasz, tolerujesz, gadacie całymi godzinami& Doczegó\ to podobne! Czy ja mu mam dać odprawę nareszcie? To babcia nic nie ma przeciw zerwaniu słowa? Ja? Ja? Ty od pewnego czasu zupełnie pamięć straciłaś.Przecie jeszcze w karnawalemówiłam, \e ciebie za wariata nie oddam.Nie na tom cię chowała.Czegó\ czekasz?Powiedziałam: nie, i nie pozwolę.Nawet nie proś darmo.Jutro sama powiem Głębockiemu, \ebysobie szedł gdzie indziej.Chyba się wykradniesz z nim! Ja! zaśmiała się panienka mimo woli. Albo\ mnie zle w Mariampolu? Gotowam nawieki zostać. At, kto tam zbada twoje amory! Ale co Głębockiego, to sobie wyperswaduj.To wariat ibasta! Niech tu nie jezdzi, bo mo\e stać się nieszczęście.Ja nie rozumiem twojej odwagi.śebyśprzeczytała w podręczniku lekarskim& ale zresztą to nie dla ciebie te szczegóły.Wolę twój zawódi strapienieteraz ni\ potem.Niech mi kto wytłumaczy twój gust do furiata.To istna anomalia.Z tego siętrzeba spowiadać. Skąd\e babcia wnosi, \e go kocham?& Jak to? Co to? Nie kochasz i dopiero mi mówisz? Co ci jest? Opamiętaj się! Rok obcujesz zwariatem! Myślałam, \e za nim szalejesz.Awantura! Istotnie, zle zrobiłam, babciu.Jutro zwrócę mu słowo. Jezusie, Mario! Gotowy atak! Zadusi cię! Doigrałaś się biedy! Co to będzie! Niech ja sięlepiej z nim rozmówię. Proszę się nie bać.Wszystko minie spokojnie.Przepraszam, babciu, za kłopot i niepokój.Myślałam& Ze on przytomny& a teraz widzisz jasno rzeczy.Tak, tak, starszych trzeba słuchać.Twojaskrytość to coś okropnego! Niechby choć Jaś był jutro przy waszej rozmowie. Zbyteczne; załatwię to sama.Dziękuję!Pochyliła się do ręki staruszki, a ta jej główkę przycisnęła do piersi i pocałowała jasne czoło.Nigdy Jadzia czułą nie była z nikim.Teraz ogarnęło ją jakieś \ałosne pragnienie pieszczot isłodyczy.Chciało się jej w ciszy prze\yć lata, ot tak, przytulonej do pani Tekli, i marzyć.Kochanierozrywało jej serce.Staruszka, trochę zdziwiona i bardzo rada, gładziła jej ciemne włosy i milczała.Któ\ by mógłgderać w takiej chwili? A mo\e przyszło na myśl pani Tekli dawne wspomnienie takiej samejgłówki dziewczęcej, co przed trzydziestu laty garnęła się do matczynego serca i skar\yła się\ałośnie, \e jej rzucić trzeba będzie wszystko swoje i iść daleko? I poszła.Kochanie przemogło \ali trwogę przed obczyzną, jak samobójcę ciągnie wir rzeczny i poszła! Oczy matki nie zobaczyłyjej więcej, obczyzna po\arła wielkopolski bławatek, tęsknota strawiła wątłą roślinkę; oczy matkipłakały lata, a\ wpadły, straciły blask, podkrą\yły się ciemno, Bóg jeden widział te łzy i Bóg o nichpamiętał.Teraz ta Jadzia inną była od tamtej.Nie skar\yła się, nie mówiła nic, a jednak zdało sięstaruszce, \e dawne czasy wróciły i mimo woli zaczęła mówić jak do tamtej, o cudzymczłowieku. Słyszałam, \e do Strugi Wacław przysłał kilkanaście trakenów i stado holenderek.Pisał mi,\e i w swoich dobrach zmienia rząd.Okradali go haniebnie.Chwała Bogu, mo\e się obejrzy iustatkuje.Warto, \eby i o Strugę się dowiedział.Pańskie oko konia tuczy! Babcia się ju\ za nim stęskniła? szepnęła Jadzia. Mo\e i tak! westchnęła pani Tekla. Kto wie, co się z nim dzieje.Mo\e chory.Zły sendziś miałam.Ręce Jadzi zacisnęły się nerwowo. Có\ się babci śniło? spytała dziwnym głosem. Ja, dziecko, zawsze z umarłymi gadam.Moja Jadwinia przychodzi do mnie często.Dawniejstawała nade mną blada i spłakana, mówiła, \e jej cię\ko le\eć w obcej ziemi, \e jej zimno iciemno.Czasem składała ręce i prosiła: ?Mamo, pamiętajcie o moim sierocie.A gdy on do nasprzyjechał, to po raz pierwszy uśmiechała się do mnie i gdzieś z daleka posyłała od ust pocałunki.A dziś we dwoje przyszli z ojcem i wołali: ,,Pilnuj go, strze\! A potem Jadwinia nogi moje objęłai prosiła: ?Mamo, czego on smutny, ty wiesz.A jak on smutny, to mi w grobie jeszcze cię\ej idusza spokoju nie ma.Mamo, nie dajcie zmarnieć memu sierocie& Przebudziłam się i jeszczesłyszałam: ,,Matusiu, mój sierota smutny! Strach mnie zdjął.Chciałabym go zobaczyć zdrowego.Czegó\ mu smucić się& Niechby przyjechał szepnęła Jadzia ale pewnie do ślubu Jasia nie zobaczymy go.Pracuje! Ach ten Jaś! wykrzyknęła staruszka, odzyskując werwę na wspomnienie swej obecnejzmory, ale nie gderała dalej, tylko się zwróciła do panienki: Zatem jutro, Jadzieczko, kończ zGłębockim.Niech go moje oczy nie widzą.Nie uwierzysz, jak on mi niemiły.Zdaje mi się zawsze,\e on nam przyniesie jakieś nieszczęście.Jadzia wzdrygnęła się całym ciałem.I ona lękała się okropnie.Między jej marzeniem stał on jakczarne widmo.Dlatego mo\e zwlekała zerwanie bała się jego zemsty i wybuchu, ale nie dla siebie&Nazajutrz przyjechał.Dzień był posępny, na dworze szalała marcowa śnie\na zawierucha.Zostali sami w salonie.Jego bure dzikie oczy objęły z ponurą namiętnością szczupłą postaćdzieweczki.Takim wejrzeniem mierzy tygrys pogromcę.Jadzia istotnie przez ostatnie tygodniezmieniła się bardzo.Zeszczuplała, zbladła; w oczach zamiast dawnego chłodu le\ała smętnazaduma, na dumne usta wybiegał niekiedy łagodny uśmiech.Urok jej spotę\niał jeszcze ozłociło go uczucie.Poszła pierwsza śmiało na ogień. Panie Adamie zaczęła mam pana prosić o coś. Co pani rozka\e? Niech pan nie zachowa do mnie urazy i daruje to, co powiem.Głębocki cofnął się o krok, zzieleniał, usta mu dr\ały. Nie potrzebuje pani prosić ani przepraszać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]