[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Białe marmurowe ściany nakrapiane złotem spowijał cień, a wysokie kolumnywznosiły się ku sklepieniu ponad tysiącami wampirów tysiącami stojącychnieruchomo wampirów.Zupełnie i przedziwnie nieruchomo.Niektórzy wyglądalitak, jakby zamarli w pół kroku w tańcu, inni z kieliszkami przy ustach, jeszcze innina stopniach galerii, z której właśnie schodzili.Wszyscy mieli na sobie stroje w rodowych barwach, ciemnych, ma sięrozumieć.Wampirzyce były nienagannie umalowane, z okolonymi ciemnooczyma, we włosach miały pióra, klejnoty i więdnące lilie.Mężczyzni pojawili sięz szablami u boku.Kelnerzy którzy także znieruchomieli trzymali w rękach tace zkieliszkami wypełnionymi czerwonym płynem lub patery z prostokącikamisurowego krwistego mięsa.Na głowach mieli peruki, jak lokaje, kontrastująceprzypudrowaną bielą z ciemnościami panującymi w sali.Ze stropu zwieszały się girlandy kwiatów czarnych róż o białych liściach.Opadały z wysoka na zamarłych w bezruchu gości.Zwieszały się z kolumn iodległych ścian, a niektóre okalały czarny królewski tron.Leżały także na stołach zpółmiskami ponczu i rzędami butelek, a czarne płatki ścieliły się między paterami zjedzeniem.Z żyrandola także opadały girlandy róż, a inne zdobiły podest dlaorkiestry zajmujący całą tylną część sali.Muzycy grali dalej, nie zamarli wbezruchu, a w powietrzu wciąż wirowały dzwięki grobowej melodii.Przedorkiestrą stała niewyobrażalnie piękna, ubrana na czerwono kobieta.Trwałanieruchomo. Violet odezwał się przyciszonym głosem John, nie odwracając oczu odspektaklu, który ujrzeliśmy przed sobą. Nie poddawaj się.Zostań wampirem,tylko jeśli znajdziesz wystarczający powód.Muzyka wzniosła się raptownie, zagłuszając jego słowa.Nie wiedziałam, coodpowiedzieć na ten przejaw szczerości.Ruszyłam przed siebie, koncentrując się na każdym stawianym kroku,starając się nie drżeć, nie okazywać strachu i napięcia.Wyciągnęłam przed siebieręce i chwyciłam poręcz balustrady zamykającej galerię przed zejściem do salibalowej.Przesuwałam oczyma po gościach.Powinien kryć się w nich udawanystrach.Wyglądali jak posągi w nienagannych, eleganckich pozach.Ale ich ciałabyły napięte, a ramiona sztywne niczym u drapieżców przed skokiem.Szukałamwzrokiem pary znajomych szmaragdowych oczu, dobrze znanego uśmieszku.Zamarłam, zupełnie tak jak istoty, które przed sobą widziałam. Nie ma go.Czułam w głębi ducha, że muszę być na to gotowa, muszę byćgotowa na rozczarowanie.Pękało mi serce.Nagle jakaś para przed nami poruszyła się, obróciła w rytm muzyki walcaangielskiego trzymając się w ramionach.Okrążyli raz kolejną parę, która sięporuszyła i rozpoczęła taniec.Skraj sukni wampirzycy musnął schody, po którychmiałam zejść.Jedna za drugą pary zaczynały tańczyć, poruszało się coraz więcejspośród nich.Sala budziła się, jakby szła przez nią wielka fala, która nabierałarozpędu i oddalała się od nas, pieniąc się nieustannie i obracając.Teraz nie była tojuż fala, ale wielka machina z obracającymi się coraz szybciej trybami.%7ływamachina rozpełzająca się coraz dalej i dalej w każdą stronę.Kątem oka ujrzałam ruch przed orkiestrą i zwróciłam głowę w tamtą stronę.Kobieta wysoka, elegancka, doskonale zbudowana, prawdziwy ideał piękna postąpiła o krok w czerwonej lśniącej sukni, innej niż pozostałe.Szła, a wokół niejzbierały się wampiry, tworząc wielki i nieprzenikniony krąg.Na swoich miejscach pozostali tylko ci, którzy stali wokół tronu.Falazaczęła się odwracać, zbliżała się do nas, a ruchy tańczących stawały się corazbardziej eleganckie i wyrafinowane.Poczułam krople zimnego potu na plecach, stojąc tak na galerii wpatrzona wmorze wampirów.Nagle ujrzałam szmaragdowe szarfy na piersiach kilku z nich.Varnowie.Zacisnęłam mocniej dłonie na balustradzie.Było ich coraz więcej, już zpięćdziesięciu albo sześćdziesięciu, choć i tak stanowili ułamek wszystkichzgromadzonych.W tym morzu czerni i szmaragdu rozpoznałam Lylę wtowarzystwie partnera, na którego tak się skarżyła na poprzednim balu.Poczułam nagle zupełnie irracjonalny gniew.Jeśli zdobyła serce Fabiana, topowinna z nim tańczyć! Fabian stał niedaleko, ubrany na granatowo.Wiedziałam,że na nic nie mam wpływu, ale wszystko było nie tak.W głębi stał król w towarzystwie tej samej partnerki, z którą przybył napoprzedni bal.Miała zupełnie obojętny wyraz twarzy, podobnie jak sam władca.Trwali nieruchomo w otoczeniu rodziny.Rozpaczliwie szukałam wzrokiemKaspara.Sala tańczyła dalej, a przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłamwśród tańczących utlenione włosy Gracji.Albo jeszcze innej dawnej znajomej ,która miała na imię Charlotta.Przeniosłam wzrok na Jaga.Jego partnerką nie byłaMary.Za to Sky i Arabella trwali blisko siebie.Cain też tam był w towarzystwiejakiejś dziewczyny, zdaje się kuzynki.%7łartował, że po balu wszystko zostanie wrodzinie.Zauważyłam też Thyme.Nie tańczyła.Stała na obrzeżach królewskiejrodziny, przygryzając małymi kłami wargę, próbowała się uśmiechnąć.Alenigdzie, nigdzie nie było Kaspara.Muzyka nagle umilkła.W sali zapanowała cisza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]