[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dan się skrzywił. To był cios poniżej pasa. Dobrze mi z tą pracą  oznajmiła Katie. I jestem w niej dobra. Wiem. I zostanę tutaj, dopóki nie postanowię odejść.Chyba że mnie nie chcesz.Dan pokręcił zawzięcie głową. Boże, tylko nie to.Zginąłbym bez ciebie.Zapadła krępująca cisza. No wiesz.w sensie zawodowym. Rozumiem doskonale, co miałeś na myśli. Katie obdarzyła go długim, życzliwym uśmiechem.Dan popatrzył na nią poważnie, a pózniej na swoje stopy.Katie nagle poczuła się przygnębiona.Co ona wyprawia?Kiedy zaczęli się zaprzyjazniać, parła dalej.Kiedy się pokłócili,245 zachowywała się tak, jakby byli po sprzeczce kochanków.To nie jest dobry układ zawodowy.Będzie musiałarozejrzeć się za nową posadą.Ta myśl przygnębiła ją jeszcze bardziej.Nie, zostanie.Niepotrzebnie wpada wskrajności.Stanowią dobry zespół.Dzisiaj świętują.Poczuła się lepiej.Nie tak dobrze jak przedtem, ale nie była jużprzybita.Dan nagle przełknął resztkę wina i westchnął. Zwietnie  powiedział. Doskonale.Tak.Więc wszystko w porządku.Bardzo się cieszę, że sobie pogadaliśmy. Chciałeś porozmawiać o czymś jeszcze? Dan pokręcił głową. Aha, zapomniałabym.Na wesele Sandy jadę z Hugh, więc nie będę potrzebowała podwózki.Mimo to dzięki.Dan spojrzał na nią. O  rzekł cicho. Okay.To szkoda. Zwiesił głowę. Geraldine by się ucieszyła.Katie uśmiechnęła się do niego bardzo słodko. Jestem tego pewna  odparła, po czym odwróciła się i wyszła.W środę rano, w pierwszy dzień reszty swojego życia, Mart z ponurym niedowierzaniem spoglądał na własneodbicie w lustrze.Oto miał dowód, że jego najgorsze obawy były prawdziwe.Nie mogło już być wątpliwości, że Bóg jeśli istnieje  naprawdę go nienawidzi.Może w innym życiu Mart zabił Jego ulubione zwierzątko domowe czycoś w tym rodzaju.Pożarł Jego ulubione dziecko.Może na zasadzie opisanej w teorii chaosu zapoczątkował jakiśnaturalny kataklizm, w którym tysiące ludzi poniosło bezsensowną śmierć.Cokolwiek to było, Matt, spoglądając wlustro, wiedział już ponad wszelką wątpliwość, że to, co uczynił, okazało się dla niebios niewybaczalne.Nie zaznaodkupienia.Bo oto na jego nosie, biała jak sól, błyszcząca jak słońce, połyskliwa niczym grzywa Pegaza, tkwiłakrosta wielka jak okręt wojenny.Zamknął oczy (które zabolały) i powoli otworzył je znowu.253 Ta sama gęba, ten sam nochal, ta sama góra na nim, wypiętrzona z dnia na dzień.Machała mu łapskiem.Co on ma,do cholery, zrobić?Nie dało się obejść tego problemu.Nie może odwołać randki z Jennifer.Ona jest dziewczyną, której takie problemysą obce.Jest istotą stworzoną do miłości, piękna i światła.Nie zna czegoś takiego jak wrzód wypełniony brudnąropą.Tak, odwołam randkę, powiedział sobie Matt, półprzymknię-tymi oczami spoglądając na krostę i napawając się jejobrzydliwością.Było w niej swoiste chorobliwe piękno: saturnowy pierścień szkarłatu otaczał sztywną białą planetę,na której wierzchołku tkwiła czarna dziura wielkości główki od szpilki.Dokładnie na środku nosa Matta niczymsztandar.Równie dobrze Matt mógłby nosić plakietkę z napisem: UWAGA NIEBEZPIECZECSTWO:TESTOSTERON.Spróbował naprawić sobie twarz, ignorując ból i rozciągając ją do granic możliwości.Wiedział z bolesnegodoświadczenia, że nos to najgorsze miejsce, w którym coś takiego może się zdarzyć.Ktoś tam z góry zaliczyłtrafienie w sam środek tarczy.Matt niemal słyszał chór aniołów, śpiewający  Ba-bam! Trafiony zatopioony!".Przysiadł na krawędzi łóżka, żeby zastanowić się, co robić, ale tylko wpadł w jeszcze głębszą depresję.Dlaczego, udiabła, starym ludziom nie wyskakują krosty, tym, którzy nie muszą już sobie szukać ukochanych, bo są zbyt zajęcikupowaniem ciepłej bielizny? Dlaczego syfy nękają nastoletnich chłopaków, jedynych ludzi na świecie, dla którychkrosty mogą oznaczać przekreślenie wszelkich nadziei i marzeń? Czasem Matt miał tyle krost, że nie zdziwiłby się,gdyby ułożyły mu się na czole w słowo  prawiczek", napisane brajlem.Tak, odwoła randkę.Wszystko to było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.%7łycie jest podłe i biedny Matt umrzejako prawiczek.Wielkie dzięki, panie Boże.Raptem uświadomił sobie, że nie zna numeru telefonu Jennifer.Nie wiedział, gdzie ona mieszka.Ani nawet nie znałjej nazwiska.Siedział w narastającej panice i miał nadzieję, że odpowiedz przyjdzie do niego szybko.247 W końcu zrozumiał, że istnieje tylko jedno rozwiązanie.Proste, skuteczne, które pozwoli mu zachować resztkęgodności.Przyjdzie do Komara i Papugi o wyznaczonym czasie w kominiarce, powie Jennifer, że dostał letniegoprzeziębienia.Potem wróci do domu, nigdy więcej nie wyjdzie ze swojego pokoju i będzie umierał długo i wsamotności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •